W
tym rozdziale właściwie nic się nie dzieje, jednak wyjaśniłam Wam sprawę Naomi
i Eleny ;)
Mam
nadzieje, że zaskoczyłam Was nie faktem, na który niektóre wpadły wcześniej,
ale tym, kim są tak naprawdę.
*
Kobieta podeszła do
kredensu i wyjęła niewielkie, ceramiczne naczynie. Sięgnęła do szuflady po
płócienny woreczek i świeczkę. Wróciła do salonu, gdzie na stole rozłożyła
mapę. Spojrzała na trzymane przez siebie przedmioty i westchnęła cicho;
-Zapomniałam o czymś
– mruknęła, po czym znów podeszła do szafki, z której wyjęła fiolkę ze
szkarłatną cieczką.
-Chce wiedzieć, co
to jest? – spytała blondynka.
-Krew dżina –
odparła jak gdyby nigdy nic, Missouri.
-Skąd ty u licha
wzięłaś krew dżina? - wykrztusił zdziwiony Dean.
-Wy macie swoje
sposoby, a ja swoje. Jeśli chcecie wiedzieć, gdzie jest czyściec, potrzebuje
krwi istoty, która do niego trafiła – odparła kobieta.
-Rozumiem, że ten
dżin już nie mieszka w lampie – podsumował szatyn, co murzynka podsumowała
zdzieleniem go po łbie.
Do naczynia wlała
zawartość flakonika. Z woreczka przesypała popiół pochodzący z jakiejś rośliny,
zaczęła wymawiać krótkie zaklęcie. Potem wylała krew na mapę, a szkarłatna
plama zaczęła tworzyć swoistą drogę prowadzącą do St. Louis.
-Mogę coś zauważyć?
– odezwał się Sam. – Czyściec jest otwarty, więc ten cały dżin prawdopodobnie
zwiał, tak samo jak wszystkie inne skubańce.
-To nie do końca tak
działa – powiedział kobieta. – Czyściec faktycznie jest otwarty, a ten wasz
Kronos tam siedzi, jednak kreatury nie mogą z niego wyjść...
-Chwila, to jest
otwarty czy nie, bo ja już nic z tego nie wiem – odezwał się starszy
Winchester.
-Dobrze, że ładną
buzią nadrabiasz – mruknęła Missouri. – Kronos go... Zabezpieczył przed wami.
-A to sukinsyn –
warknął szatyn.
-Ale nie mamy
pewności, że wrota są w St. Louis – podsumowała słusznie Elena. – No... A co z
istotami, które umierają? Na jakiej zasadzie działa teraz to wszystko?
-Jeśli któraś z nich
zginie trafia do czyśćca, jej dusza jest więziona przez Kronosa. Choć wrota są
otwarte, demon znalazł sposób na zablokowanie ich tak, aby nikt niepożądany tam
nie wszedł – czytaj: wy – ani wyszedł, czyli wszystkie kreatury, które się tam
gnieżdżą.
-Nie brzmi to tak
źle – zauważyła Elena.
-Tak, ale on może tą
barierę stłuc w każdej chwili, a wtedy powstanie chaos. On panuje teraz nad
tym, kto tam wchodzi i kto wychodzi. Jeśli zechce może wszystkie te skubańce
wypuścić, a przypuszczacie, co wtedy się stanie.
-Na cholerę mu to?
Po co pakuje się do czyśćca i to z własnej woli? – spytała blondynka.
-Widocznie ma plan.
– odparła Missouri.
-Jak mamy je zamknąć
na stałe?
-Tego jeszcze nie
wiem. Postaram się czegoś dowiedzieć, ale niczego nie obiecuje.
-Dzięki Missouri –
pożegnali się i wyszli.
Elena w ciszy szła
za Winchesterami, którzy rozmawiali między sobą o czyśćcu i Kronosie. Nie
wcinała się im w słowo, bowiem bardziej od demona przejmowała się Naomi. Znała
ją bardzo dobrze, wiedziała, że jest w stanie zabić swoją rodzinę, jeśli tylko
sprawi jej to przyjemność. Była bezwzględna, a jej ulubioną zabawą była
kontrola innych, dzięki czemu to nie ona nosiła krew na dłoniach, choć
bezpośrednio jej polecenia dana osoba wykonywała. Jak więc możliwe, ze ktoś
taki niegdyś był uosobieniem dobroci? Cóż, ból i cierpienie zmieni każdego, a
zemsta jest pierwszym krokiem do utraty człowieczeństwa...
Historia Naomi
rozpoczęła się wieki temu...
Ówcześni ludzie
oddawali część bogom, którzy w ich mniemaniu mieli władze nad wszystkim. Śmierć
przeplatała się z darem życia, a za wszystkim stali bogowie. Sprzeciw był
karany śmiercią, lub wygnaniem, a wątpliwości... Cóż, dla nich nie było
miejsca. Tak, więc w starożytnej Grecji narodziła się Eos. Uosobienie zorzy
porannej, brzasku i świtu. To ona otwierała wrota dnia i rozpraszała mroki
nocy. Jednak z czasem ludzie przestali wierzyć. Pojawiały się nowe religie.
Siła, która napędzała bogów, gasła z każdym dniem. Zbyt przywiązana do mocy,
Eos, uknuła niecny plan, który miał wyeliminować zagrożenie, jakie widziała w
rodzinie. Pragnęła, aby cała wiara, która pozostała w śmiertelnikach, zwróciła
się ku niej, co uczyniłoby ją niezwyciężoną. Niegdyś dobra i kochająca, z
czasem gorzka i mordercza. To ona zabiła swojego brata Heliosa, to ona przejęła
jego moc i to ona pragnęła śmierci swojej siostry... Selene. Jednak bogini nocy
była dla niej zbyt potężna. Starcie, do którego doszło wywołało liczne
trzęsienia ziemi, a ludzie byli przekonani, iż to jest właśnie koniec...
Apokalipsa.
Śmierć faktycznie
nadeszła, jednak to Eos poległa na wojnie, zaś Selene oddała moc, którą
przejęła od siostry i zapragnęła zostać śmiertelniczką. Jednak całej mocy nie
mogła się pozbyć, bowiem w ten sposób i ona zapukałaby do bram czyśćca. Wciąż
ma siłę, wciąż ma wiarę, wciąż jest sobą, lecz wewnątrz niej nadal tkwi
niepokój, bowiem Naomi to nikt inny jak Eos, a Selene... to Elena, która idąc z
biegiem lat, pragnąc towarzyszyć śmiertelnikom, została łowcą...
Westchnęła głośno i
oparła głowę o zimną szybę samochodu. Wpatrywała się w mijane przez nich
krajobrazy. Mroczny las wyłaniał się zza zakrętu, który Dean pokonał w ułamku
sekundy. Na atłasowym niebie pojawiła się okrągła tarcza księżyca, a nieliczne
gwiazdy migotały, rozpraszając czerń. W noc taką jak ta, przypominała sobie,
kim naprawdę jest... Że jej życie zaczęło się wieki temu, a teraz śmierć może
nadejść w każdej chwili. Choć była potężna nie mogła przejść obojętnie obok
faktu, że to właśnie na nią poluje Eos.
Żałowała, że ich
relacje tak drastycznie się pogorszyły. Były siostrami, zawsze mogły na sobie
polegać, jednak w końcu wszystko się zmienia. Patrząc na Winchesterów
zazdrościła im tego, że choć oboje mają siebie dość, że oboje wiele przeszli,
to wciąż mają do siebie zaufanie. Byli wzorem rodziny, którą ona straciła wiele
lat temu. Teraz została sama i przywykła do tego, jednak jest w niej cząstka
człowieka, a nikt tak jak on, nie potrzebuje bliskości.
-Myślicie, że
znajdziemy wrota? – spytał Sam, wyrywając pozostałą dwójkę z zamyśleń.
-Jeśli są w st. Luis
to na pewno je znajdziemy – odparł Dean.
-Fakt, na pewno w
mieście będzie masa paskudztw – zgodziła się blondynka.
-Trudno będzie ich
nie zauważyć – dodał od siebie szatyn.
-Racja – Sam pokiwał
nieznacznie głową.
-Jestem głodny –
odezwał się starszy Winchester, na co Elena spojrzała na niego z powątpieniem.
-Jest pierwsza nad
ranem, gdzie ty chcesz coś zjeść? – mruknęła, po czym ziewnęła przeciągle.
-Tu niedaleko jest
stacja benzynowa – wzruszył ramionami i uśmiechnął się ironicznie.
-Jak chcesz –
odparła i ułożyła się wygodnie. Nie minęło kilka minut, a dziewczyna już pogrążyła
się w głębokim śnie.
Szatyn spojrzał w
lusterko, potem zerknął na brata, który najwyraźniej nie odczytal prawidłowo
jego spojrzenia.
-No, co? Nie jestem
głodny – powiedział.
-Co? – Dean wywrócił
teatralnie oczami – Nie o to chodzi. Nie wydaje ci się, że jest jakaś dziwna?
-Tak dziwna jak
Caroline, czy tak dziwna jak dziwny może być łowca? – odparł brunet.
-Jełop – fuknął pod
nosem.
-Dean wyluzuj.
Poluje na nią ześwirowana wiedźma to, jaka ma być?
-Pytanie, dlaczego
na nią poluje?
-Bo ją zabiła? No
nie wiem, ale jak dla mnie to wystarczający powód – powiedział spokojnie
chłopak.
-Odechciało mi się
jeść... Chociaż nie, dalej mam ochotę na ciacho – stwierdził i nieco docisnął
gazu.
-Jeśli kiedyś
wypadniesz z tego zawodu, to wyobrażam sobie jak będziesz wyglądał – gestem
dłoni zakreślił przed sobą olbrzymi brzuch i zaśmiał się.
-Kochanego ciałka
nigdy za wiele – odgryzł się Dean, na co Sam nie był dłużny.
-Ta, ale nadwaga
sprzyja impotencji – wybuchł śmiechem, omal budząc śpiącą Elene.
-Zamknij się –
warknął nieco przejęty szatyn.
Sam zaśmiał się
głośno i oparł głowę o zagłówek. Uwielbiał dogryzać bratu, choć i tak nie był w
tym tak dobry jak Dean. W taki sposób umilali sobie czas, w końcu dwóch
mężczyzn spędzających razem dwadzieścia cztery godziny na dobę, muszą w jakiś
sposób od reagować. Gdyby było inaczej, prawdopodobnie oboje nie wytrzymaliby
ze sobą dłużej niż godzina, może dwie. To był urok tej dwójki. Choć nie raz i
nie da mogliby się pozabijać, to końcem końców i tak zrobiliby dla siebie
wszystko, co wielokrotnie udowodnili.
Trzasnął
drzwiczkami, a Elena uchyliła nieco powieki. Sam został w wozie, ale Dean
najwyraźniej musiał coś przekąsić. Stali na podjeździe przy niewielkiej stacji
benzynowej, która w jej oczach przypominała ruderę, do której nigdy nie
chciałaby zaglądać. Uniosła wzrok zerkając na tarczę księżyca. Dochodziła
trzecia nad ranem, niebawem zacznie świtać. Przeciągnęła się leniwie i
wychyliła, opierając się o fotel sama.
-Daleko jeszcze do
St. Luis? – spytała.
-Jakaś godzina –
odparł, zerkając na nią w lusterku.
-Słyszałam, co się
stało – powiedziała cicho, na co chłopak uniósł pytająco brew – Z waszym ojcem.
Przykro mi.
-Dean jest taki jak
on, nie spocznie dopóki niedopadanie Kronosa.
-Tak, słyszałam, że
wasza rodzina jest zawzięta – zaśmiała się.
-A ty? Dlaczego
zostałaś łowcą? – rzucił.
-Z tego samego
powodu, co większość... Straciłam rodzinę – odparła uciekając wzrokiem.
-Rodziców?
-Rodziców, siostrę,
brata... Wszystkich – mruknęła.
-Przykro mi.
-Co jest? – Do wozu
wrócił Dean, podał bratu reklamówkę, wyjmując z niej uprzednio batonika.
-Wszystko gra –
odparł młodszy z braci.
-Macie tam małą
przekąskę – szatyn uśmiechnął się drwiąco, a Sam zerknął na zakupy.
-Dobrze powiedziane
– podsumował widząc dwie maleńkie paczki ciastek areo.
-No, co? Nie mamy
już forsy – starszy Winchester wzruszył ramionami i ruszył, skręcając na główną
drogę.
Sam pokręcił głową i
podał paczkę ciastek Elenie. Odkręcił butelkę coli, upił spory łyk, a potem
włączył radio i wsłuchiwał się w powtórkę wiadomości. Dziennikarka mówiła
właśnie o tajemniczych zgonach na przedmieściach St. Luis. Doszło do kilku
zabójstw, a ofiary miały wypalone oczy. Łowcy spojrzeli na siebie, a brunet
podkręcił głośność.
-Policja może
domniemywać, że za zabójstwami stoi tutejsza grupa satanistyczna. Jednak
liderzy owej grupy wypierają się, jakby mieli cokolwiek wspólnego ze
zbrodniami. Jak dotąd nie udało im się znaleźć poszlak czy dowodów, które
mogłoby bezpośrednio wskazywać na winę satanistów.
-Chyba faktycznie
tam są wrota – zauważył Sam, na co Dean przytaknął nieznacznie głową.
-Pytanie, jakie
stworzenie wypala oczy?...
Droga do St. Luis
zajęła im nieco więcej czasu, niż przewidywali. Faktycznie zaczęło już świtać,
a słońce nieśmiało wyłaniało się zza puchatych obłoków. Przed piątą pojawili
się pod motelem o szumnej nazwie SOUL. Szyld, choć olbrzymi, był zbyt mało
widoczny i w ostatniej chwili Elenie udało się go dostrzec. Jednak musiała
przyznać, że z każdą chwilą żałowała tego, iż go zauważyła, bowiem motel
przypominał ruderę. Farba płatami odchodziła od ścian. Płytki, którymi były
wyłożone schody pękały i odpadały od zaprawy. Zwiędłe kwiaty zaczęły wydawać z
siebie nieprzyjemny zapach, który przypominał zepsute mięso, a na suficie
pojawiały się wodne zacieki. Najwyraźniej nie mieli tu zbyt wielu gości, a ci,
którzy odważyli się zostać na noc, byli chyba zdesperowani.
-Jedna trójka –
powiedział szatyn, do szczupłej dziewczyny, która na pierwszy rzut oka przypominała
członka jakiejś dziwnej sekty. Trudno było nie odnieść takiego wrażenia, widząc
przed sobą dość zaniedbaną recepcjonistkę o długich, farbowanych na granat
włosach, z kolczykami w nosie i brwi, której ubranie było ciemne i ciężkie, a
na szyi zawieszony miała wisior w kształcie pentagramu. Spoglądała na nich
wszystkich z odrazą i dziwnym wstrętem w oczach.
-Miła obsłucha –
podsumowała oschle Elena, na co recepcjonistka spiorunowała ją wzrokiem.
-To, co? Zostawiamy
rzeczy i idziemy popytać ludzi? – spytał Sam, idąc wolno za bratem.
-Stary jest piąta,
kto normalny nie śpi o tej godzinie?
-No nie wiem, może
ci, którzy od wczoraj piją w jakiejś knajpie? – mruknął pod nosem brunet.
-I myślisz, że coś z
nich wyciągniesz? To powodzenia – zaśmiał się Dean. Winchester zatrzymał się
przed pokojem piątym i przekręcił kluczyk w dziurce. Kiedy pchnął drzwi, aż go
cofnęło na widok niepościelonych łóżek, starych, nie umytych naczyń i
przepełnionym koszu na śmieci.
-Rany boskie, nigdy
więcej – jęknął – już wole pustostan od tego.
-Mają kiepskiego
menagera – skwitowała blondynka.
-I sprzątaczkę.
-I właściciela.
-Wiesz, Sammy,
jednak twój pomysł nie był taki głupi – klepnął brata w plecy i rzucił torbę na
ziemie i ruszył w stronę wyjścia.
-Chętnie bym się
umyła, ale chyba zrezygnuje z tego pomysłu – dodała Elena i podobnie jak Dean
po prostu wyszła, nie chcąc dłużej patrzeć na syf, który zastali.
-Najbliższy bar jest
za rogiem, wiec może tam spróbować – oznajmił Sam dołączając do pozostałej
dwójki.
-Mam nadzieje, że przynajmniej
kawy się napije – mruknął zaspany szatyn, co Elena potwierdziła potakująco.
-Zastanawiałam się
nad tym, co mogło w taki sposób zabić tych ludzi – powiedziała dziewczyna – Ale
nie mam zielonego pojęcia. Nigdy wcześniej nie słyszałam o czymś takim.
-Bazyliszek –
zaśmiał się Dean.
-To nie jest głupie,
Dean – podchwycił brunet.
-Tak, ale bazyliszek
zamienia ofiary w posąg, a nie wypala im oczy – zauważyła słusznie dziewczyna.
-Może się zmutował –
burknął pod nosem i skręcił w pobliską aleje. Bar znajdował się kilka metrów
dalej. Był otwarty dwadzieścia cztery godziny na dobę, dlatego wciąż przebywało
w nim kilkoro podchmielonych klientów. Za ladą stał mężczyzna po
pięćdziesiątce, który najwyraźniej nie przepadał za tą robotą. Łowcy usiedli
przy wolnym stoliku, a po chwili podszedł do nich barman.
-Co podać?
-Trzy kawy i trzy
jajecznice na boczku – powiedział Dean, zerkając ukradkiem na pozostałą dwójką.
Cóż, byli głodni, wiec nie wybrzydzali za bardzo.
-Się robi.
-Może spróbuje
pogadać z tamtą dwójką – rzuciła Elena, wskazując brodą dwóch mężczyzn,
siedzących przy barze.
-Spróbuj, chociaż
wątpię, że coś z nich wyciągniesz, ledwo siedzą – zauważył Sam.
Blondynka
przeczesała włosy palcami i odsunęła krzesło. Brzdęk, który wydał plastik w
zetknięciu z kafelkami, zwrócił na nią uwagę pozostałych klientów. Odchrząknęła
cicho i ruszyła w stronę wspomnianej dwójki. Byli mocno spici, nawet nie
zauważyli, że ktoś się do nich dosiadł, dopiero po chwili, gdy Elena się
odezwała, spojrzeli na nią zaczerwienionymi oczami.
-Mam kilka pytań –
pokazała odznakę, na co jeden z nich zaśmiał się głośno.
-Pytaj maleńka.
-Co wiecie o
morderstwach?
-Żartujesz? To temat
tabu – wtrącił się barman.
-Dlaczego?
-Bo nikt nic nie
wie, a chodzą słuchy, że to ci sataniści z alei Monte Casino.
-A ty? Jak uważasz?
– spytała barmana, na co mężczyzna ściszył głos i odparł;
-Ja chce jeszcze
trochę pożyć...
Uwielbiam Missouri i te jej teksty – ona uwielbia Deana wkurzać. Ta Dean to się potrafi zakręcić. Do niego czasem trzeba drukowanymi. Choć Naomi nie jest milusio przedstawiona, to jednak jestem jej bardzo ciekawa. Jest ciekawą postacią, tak jak Elena. Dean jest zawsze głodny. Sam kontra Dean i ich potyczki słowne. Heh kto by pomyślał, że Dean taki wrażliwy na warunki w jakich ma spać :D Czyżby anioł wypalał ludziom oczy. Bazyliszek – brawo Dean :D Zakończyło się nieźle i tajemniczo. Jestem ciekawa do czego ich to doprowadzi. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam i zapraszam do siebie na nowe części :D
OdpowiedzUsuńPomyślałam o bazyliszku, ale nadal się nad tym zastanawiam :D
UsuńTo jestem ciekawa co wymyślisz :D
UsuńPrzy okazji chcę cię zaprosić na nowy blog, który się pojawił. Jest to kolejna historia z SPN - czyli to co lubimy najbardziej. Zapraszam na prolog http://po-drugiej-stronie-spn.blogspot.com/
pewnie ze wpadnę jak może mnie to ominąć :D
UsuńZdecydowanie powinnam zjawić się tu wcześniej, ale jak to zwykle trochę krucho było u mnie z czasem. Nie mniej jednak już jestem i muszę ci powiedzieć, że ten rozdział to kawał dobrej roboty. Według mnie jest świetny i naprawdę przyjemnie mi się go czytało. Cóż zwyczajnie jestem ciekawa, co się jeszcze może dalej wydarzyć, no i zaintrygowała mnie historia Eleny. Nie spodziewałam się tego, co o niej przeczytałam. W końcu kto by się spodziewał, że po wampirzycy przy boku braci pojawi się była bogini nocy? No bynajmniej nie ja. Nie powiem, bo zdecydowanie mnie tym zaintrygowałaś, jak również tym domniemanym bazyliszkiem. Może faktycznie to jakiś zmutowany okaz? Eh ja już chcę więcej. Tak więc życzę weny i do napisania :D Pozdrawiam :D
OdpowiedzUsuńE nie szkodzi ;D Ooo przypomniałaś mi, że miałam do Ciebie wpaść! (co zrobiłam wcześniej, ale zapomniałam potem wrócić przeczytać rozdział). Fajnie, że Cie zaciekawiłam, taki miałam zamiar :D Długo myślałam, czym Was mogę zaskoczyć, ale mam nadzieje, że choć trochę mi się udało ;)
UsuńRozdział świetny :) O i jest Missouri. Pamietam ją jeszcze w 1 sezonie jak tego Deana wkurzała. Najpierw żeby nie kładł nóg na stoliku, a później z tym, że Dean posprząta :P hehe.
OdpowiedzUsuńNajbradziej uwielbiam te potyczki słowne braci ^^
Bazyliszek? Haha. Skojarzyło mi się od razu z Harrym Potterem :P
Witam. Zapraszam na 2 rozdział mojego opowiadania
http://pocalunek-lowcy.blogspot.com/
Hej! Widzie, że nie tylko ja załapałam dłuższą przerwę :) Czekam na ciąg dalszy i przy okazji zapraszam do siebie na nowe rozdziały :)
OdpowiedzUsuńTaaa mam zawias :P tzn w sumie pisze następny rozdział (chociaż powinnam mieć napisaną prace do końca lutego, a ja stoje na pierwszym rozdziale -,-) więc może coś się ruszy niebawem ;) Wpadam w weekend, bo mam woolne :D
Usuń