Szatyn wszedł do
sklepu na stacji benzynowej i rozejrzał się, szukając na pułkach czegoś
smacznego i kalorycznego. Nigdy nie przejmował się swoim zdrowiem, wiecznie
obżerał się hamburgerami, m&msami czy batonikami... Nie wspominając o
kilogramach ciast, które wręcz ubóstwiał. Jednak, czego oczekiwać po łowcy,
który nie może pozwolić sobie na domowe jedzenie? Nie pamięta już, kiedy
ostatni raz jadł normalny obiad, po za tym twierdził, że jego tryb życia
pozwala na takie odżywianie, ponieważ na polowaniach spala aż nadmiar kalorii.
Faktycznie, coś w tym jest.
Chwycił batoniki
Mars, a potem podszedł do lodówki i wybrał piwa, które po chwili wsadził do
koszyka. Idąc w stronę kasy sięgną jeszcze po chipsy i jakieś pieczywo dla
Sama, wiedząc, że ten raczej nie zadowoli się słodyczami. Zadowolony z zakupów
wyłożył wszystko na ladzie i czekał aż chudy kasjer go podliczy. Mężczyzna
wydawał się być nieobecny. Gapił się w monitor komputera, przesuwając produkty na
taśmie. Drgnął dopiero, gdy w radiu rozbrzmiała kolejna audycja wiadomości.
-Niezłe jaja, co? –
odezwał się Dean, na co mężczyzna mruknął coś pod nosem, a potem podał
Winchesterowi zapakowany towar.
-Dwadzieścia dolców
– powiedział gburowato, na co szatyn wywrócił oczami i wyjął banknot.
-Ciekawe, co za
psychol zabija tych ludzi – ciągnął łowca, jednak kasjer miał go gdzieś.
Cmoknął z
dezaprobatą i po prostu wyszedł, dołączając do brata. Odłożył reklamówkę na
tylne siedzenie i usiadł za kierownicą, zerkając pytająco na Sama, który w
ciszy wlepiał wzrok w wyświetlacz komórki.
-Dzwoniłem do
Bobbyego, poszpera w swoich zbiorach i może czegoś się dowie – wyjaśnił brunet.
-Mam nadzieje, że
szybko się uwinie.
-Przecież wiesz...
-Wiem, wiem nie truj
już, Sam – Dean przekręcił kluczyk i ruszył z piskiem opon w stronę ratusza
miejskiego, gdzie mieli sprawdzić nagrania z monitoringu.
Cóż monitoring
okazał się być chybionym pomysłem, bowiem nie zdołali dotrzeć do ciekawych
materiałów. Nie mieli żadnego tropu, ani pomysłu, czym jest tajemnicze
stworzenie. Choć było to idiotycznie, to coraz bardziej skłaniali się ku
hipotezie o wampirze. Co prawda one tak nie zabijają, jednak tylko to
przychodziło im do głowy. Zrezygnowani wrócili do opuszczonego motelu, gdzie
czekali na informację od Singera. W międzyczasie Sam wyjął laptopa i odpalił
Internet w nadziei, że też uda mu się znaleźć coś ciekawego.
W ciszy, która tu
panowała, dźwięk dzwonka zdawał się odbijać echem od ścian. Dean zerknął na
wyświetlacz komórki i ruszył w stronę wyjścia, aby nie przeszkadzać bratu… i
przy okazji, żeby go nie drażnić, bowiem wiedział, że TEN temat jest dla niego
drażniący.
-Co jest Garth? –
rzucił.
-W sumie nic.
Pytałem łowców, ale nic nie mają. – odparł, po czym dodał – W każdym razie wszyscy
zgodnie twierdzą, że od dwóch miesięcy ilość paskudztw wyraźnie wzrosła, po za
tym kilkoro z moich znajomych nie żyje.
-Co się stało?
-Pozostali mówią, że
istoty, które zabili, w jakiś dziwny sposób powróciły i mszczą się na tych,
którzy je załatwili – wyjaśnił chudzielec.
-Zajekurnabiście. –
podsumował szatyn – Nikt nie wie, że czyściec jest otwarty?
-Nie, uwierz mi,
gdyby wiedzieli mielibyście przechlapane.
-Dlaczego niby my?
-Po tej akcji z
wrotami piekieł macie dość… zachwianą reputację.
-Super. – Dean
przetarł oczami palcami i wziął głębszy wdech. – Dobra Gath, jak się czegoś
dowiesz, daj znać.
Rozłączył się i
wrócił do środka. Sam wlepił w niego oczy, unosząc pytająco brwi. Doskonale
wiedział z kim, a przede wszystkim o czym, rozmawiał Dean. Obiecał się nie
wtrącać. Mówił bratu wielokrotnie, że nie mogą wiecznie ślęczyć nad księgami,
szukając informacji o czyśćcu, o tym jak go zamknąć i najważniejsze, jak
wytargać z niego Kronosa. Czyściec był otwarty to było jasne, tak samo jasne
jest to, że powinni sprzątnąć syf, który znów zrobili. Nie mogli siedzieć
bezczynnie, wiedząc, że po ziemi łazi multum dziwnych, nawet nieznanych im
stworzeń, gotowych do zabicia bezbronnych ludzi.
Pokręcił
zrezygnowany głową i wrócił do przeglądania stron internetowych. Zapuścił się
nawet do Indii, szukając rozwiązania zagadki, ale ta okazałą się być bardziej
zagmatwana, niż sądził. Sięgnął po butelkę piwa i upił łyk alkoholu. Znów
spojrzał na monitor i przewinął stronę w dół. Wiele nic nie znaczących
połowicznych wzmianek o wampirach zaczynały go irytować. Przecież wiedział, że
cokolwiek zabija tych ludzi, to nie jest wampira, ale jeśli nie pijawka, to co
innego?
Tym razem rozbrzmiał
telefon Sama. Chłopak natychmiast nacisnął żółtą słuchawkę i włączył głośnik,
wiedząc, że dzwoni Bobby.
-Masz coś? – spytał,
po czym spojrzał na Deana, który wziął krzesło i podszedł bliżej.
-Szczerze mówiąc,
nie dziwi mnie fakt, że zgłupieliście.
-Że, co? – Szatyn
ściągnął brwi i pochylił się, aby lepiej usłyszeć Singera.
-No mówię matole,
mogliście być… ogłupieni – mówił – Sprawdziłem kartoteki ofiar. Byli karani, po
za tym interesowali się okultyzmem.
-No i co to ma do
rzeczy?
-A no to, że nie
zabił ich wampir tylko człowiek.
-Żartujesz? Jak to
człowiek? Oni nie mieli krwi – podkreślił brunet.
-Była pełnia.
Należeli do grupy satanistycznej i oddali się w formie ofiary.
-No tego się nie
spodziewałem. – podsumował Dean. – Czyli co? Wracamy do domu?
-Na to wygląda. –
mruknął brunet, po czym zwrócił się do przyszywanego wujka – Dzięki Bobby za
informację. Wracamy do domu.
-Jasne, na razie.
Zatrzasnął laptopa i
wcisnął komórkę do kieszeni spodni. Ta robota wciąż go zaskakiwała. Nie
przypuszczał, że ludzie mogą być faktycznie tak ześwirowani.
Deanowi wcale nie
trzeba było powtarzać, samo hasło „wracamy” podziałało na niego jak paliwo
napędowe. Ruszył do swoich rzeczy i zaczął wrzucać wszystko do torby. Uwijał
się jak mrówka w ukropie tylko po to, aby czym prędzej wrócić do sprawy
Kronosa. Nie zwracał uwagi na dziwne spojrzenie Sama, który z powątpieniem
wpatrywał się jak ten biega po motelu, szukając rozstawionej po kątach broni. W
końcu po jakiś pięciu minutach wyszedł na zewnątrz, aby zapakować rzeczy do
wozu. Był tak zaabsorbowany, że nie zorientował się, że nie jest sam. Dopiero
silne uderzenie w barki, uzmysłowiło mu, że coś jest zdecydowanie nie tak. Ból
jakby dopiero po chwili dotarł do jego mózgu, upadł na kolana i próbował
jeszcze zerknąć na oprawcę, ten jednak był szybki i zwinny – nie był
człowiekiem. Kolejny cios i tym razem czarne maczki przed oczami. Stracił
przytomność, upadając twarzą na ziemię.
Jęknął przeciągle, uchylając
powieki. W ustach czuł smak ziemi i drobinki piasku. Splunął na podłogę i
rozejrzał się, mrużąc oczy. Jaskrawy blask jarzeniówki raził niemiłosiernie, a
charakterystyczny zapach stęchlizny był nie do zniesienia. Przypuszczał, że
znajduję się w jakiejś piwnicy, ale trudno było mu ocenić, w której części
miasta. Nie miał pojęcia jak się tu dostał, a raczej co za cholerstwo mu to
zrobiło. Wiedział za to, że godziny tego czegoś są policzone.
Zerwał się z
miejsca, aby wstać, ale chwile później znów wylądował na ziemi. Spojrzał w dół
i uzmysłowił sobie, że został przywiązany do rur odprowadzających wodę.
Wywrócił oczami i spróbował sięgnąć dłonią do kieszeni spodni, gdzie zazwyczaj
nosił scyzoryk. Już zamierzał wyjął przedmiot, jednak drzwi otworzyły się i ku
jego zdziwieniu do środka wszedł nie kto inny jak Randon.
-No proszę,
przedstawienia ciąg dalszy – podsumował – Wypuście mnie kretynie.
-Za chwilę,
dokładnie za pięć minut, jak już się najem – powiedział, a z jego dziąseł
wysunął się rząd kłów.
-Niezłą masz
charakteryzację – zaśmiał się Dean.
-Mam nowego kumpla –
zaczął Randon – i widzisz, poszliśmy na ugodę.
-Właśnie widzę.
-Nie przepada za
wami.
-Jakoś mnie to nie
dziwi – podsumował łowca.
-Powiedział mi kilka
ciekawych rzeczy o was, i wiesz, też was nie lubię.
-Wzajemnie. –
mruknął pod nosem Dean, po czym dodał – Słuchaj, mam ostatnio złe doświadczenia
z wampirami, dlatego radze ci wyluzować.
-Nie żartuj, to ja
tu jestem nieśmiertelny...
-Nawet sobie nie
wyobrażasz jak łatwo was zabić.
-Ciekaw jestem,
kiedy mi to pokażesz – Randon uderzył Deana w twarz. Szatyn zazgrzytał zębami i
kopnął wampira, który po chwili zachwiał się. Nie miał dużo czasu, ale
wystarczyło, aby uwolnić ręce. Zerwał się z miejsca i zamachnął się, uderzając
Randona w brzuch, a potem raz jeszcze w twarz. Pod drzwiami leżał łom, do
którego łowca, czym prędzej dotarł. Nie zdążył jednak go użyć, ponieważ znów
został powalony na ziemie, ale tym razem nie przez Randona.
-Winchester,
pamiętasz mnie? – Rudzielec uśmiechnął się złośliwie i chwycił Deana za
kołnierz koszuli.
-Coś nie bardzo, ale
pewnie lepiej mi pójdzie, jak mnie puścisz – wychrypiał, na co wampir zaśmiał
się.
-Przez was Kronos
wybił cały mój klan. Ta głupia Caroline, sprowadziła na nas śmierć.
-Ta, teraz sobie
przypominam – mruknął Winchester.
-Świetnie – jego
usta wykrzywił grymas, który zapewne miał imitować uśmiech. Rzucił Deanem o
stół i podszedł bliżej, chwytając po drodze sznury. Znów związał łowcę, który
tym razem nie miał szans się uwolnić. Wampir wziął do ręki nóż i przeciął skórę
na przedramieniu. Miał szalony plan, bowiem wiedział, że jeśli się powiedzie,
to łowca zabije go w mgnieniu oka, ale chciał chociaż spróbować.
-Nawet nie próbuj –
warknął Dean, widząc jak rudzielec pochyla się nad nim i kieruję rękę w stronę
jego ust.
-Przestań! Będzie zabawnie!
-Będzie zabawnie jak
odrąbie ci łeb!
-Musisz wiedzieć, co
czuliśmy, kiedy Mason nas przemieniał. – mówił wampir – Jego śmierć to była
śmierć nas wszystkich. Nie mam już rodziny...
-Nigdy jej nie
miałeś barani łbie. Po za tym, to nie my go zabiliśmy tylko wasza głupota.
-To przez was Kronos
nam nie zaufał!
-Co ty chrzanisz!
Kronos od początku chciał was wszystkich wybić!
-Nie masz pojęcia, o
czym mówisz – zakończył rudzielec.
Już zamierzał
przystawić rękę do warg Deana, jednak do piwnicy wpadł jak huragan Sam,
chwytając Randona za włosy i uderzając nim o ścianę. Rudzielec nie wiedział, co
zrobić, w końcu postawił na zakończenie planu. Nie zdążył jednak, bowiem brunet
zamachnął się i odciął mu głowę maczetą. Nowonarodzony wampir, Randon, był
kompletnie oszołomiony, lecz końcem końców postanowił zwiać. Uciekł,
pozostawiając łowców samych.
-Na litość Boską, co
tak długo – mruknął szatyn.
-Twój nadajnik w
telefonie coś szwankuje – podsumował Sam, odwiązując brata.
-Te wampiry to istne
matoły.
-No inteligencją nie
grzeszą – zgodził się młodszy Winchester.
-Zbierajmy się stąd.
*
Przed domem Singera
jak zwykle panował wszechobecny chaos. Zdezelowane auta, zagracały niemal cały
podjazd, dlatego Dean musiał się nieco natrudzić z zaparkowaniem. W końcu
zatrzymał Impale tuż przed schodami. Oboje wyszli, nawet nie zwracając uwagi na
to, że tuż obok stoi całkiem nowy ford, bynajmniej nienależący do Bobbyego.
Dopiero głosy dochodzące z salonu nieco zaciekawiły łowców, którzy weszli do
środka, rzucając kurtki na komodę.
Ruszyli do kuchni,
skąd doskonale mogli usłyszeć rozmowę Bobbyego z jakąś dziewczyną. Mówili o
Kronosie i czyśćcu, dlatego Dean był zbyt zaintrygowany, aby móc kulturalnie
poczekać. Natychmiast dołączył do Singera, obwieszczając tym samym ich powrót.
-Dean, Sam to Elena
– powiedział, wskazując na drobną blondynkę, która w ciszy przyglądała się im.
-Uhm, cześć – odparł
Sam, na co dziewczyna uśmiechnęła się.
-To łowczyni z
Cleveland – mówił Singer – Znałem jej rodziców. Zginęli parę lat temu.
-Z Kronosem coś się
wyjaśniło? – Szatyn zdawał się puścić mimochodem całą resztę wypowiedzi wuja.
-Nie. Ale Elena
ostrzega przed potężną wiedźmą, która wydostała się z czyśćca...
-Co to ma do nas? – Przerwał
mu Dean.
-Jest potężna i nie
pozwoli wam go zamknąć – odezwała się w końcu dziewczyna.
-Bo?
-Bo wtedy będzie
musiała tam wrócić...
*
Pewnie
zastanawiacie się, kim jest Elena, a kim Selene?
Cóż,
dowiecie się tego niebawem ;D
PS: Od
23 zaczynam pracę i przypuszczam, że czasu będę mieć też znacznie mniej (a
raczej na pewno, w końcu w październiku zaczyna się kolejny semestr w szkole :/
), dlatego rozdziały mogą pojawiać się z opóźnieniem, ale nic nie poradzę, tym
bardziej, że musze też do pracy licencjackiej przysiąść, a wierzcie mi nie mam
najmniejszej ochoty na to :(
Taa, Dean i słodycze to nierozłączna para:D
OdpowiedzUsuńSkoro czyściec został otwarty, to czy Caroline nie powinna się z niego wydostać razem z innymi istotami?
Bardzo jestem ciekawa kim jest Elena, a kim Selene. Wiem, że są siostrami i że Selene jest czarownicą, ale nie mogę się doczekać co wyniknie z ich pojawienia się w opowiadaniu.
Zapraszam do siebie na nowy rozdział:)
Na bo, nawet na facebooku znalazło się zdjęcie knajpy nazwanej ciasta Deana czy coś takiego i tekst pod spodem "nie martw się ciast nie zabraknie" ;D
UsuńWiesz przyznaje, że to z Caroline zawaliłam, ale w następnym (bądź jeszcze następnym, nie pamiętam) rozdziale wyjaśniam to. Jest to trochę zawiłe, ale mam nadzieje, że nie tandetne ;D
Dean i ciasta, to jest to :) Rozmowa w sklepie coś mu się nie kleiła. Kasjer miał go gdzieś. Nie ma to jak Sam i jego laptop. Normalka, że zawsze Winchesterowie obrywają, jak coś pojawi się na ziemi. Dean i Sam mają zawsze takiego pecha, że z jednego bagna wpadają w drugie. Bobby i jego czułe słówka. Dean stracił czujność. Niedobrze… To było boskie. Serio. I zgadzam się z nimi, wampiry inteligencją nie grzeszą. Ciekawe co to za Elena. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam i zapraszam do siebie na losy-lowcow i Dortmund-story gdzie pojawiły się nowe rozdziały :D
OdpowiedzUsuńOoo Lexi ;P No mają pecha, ale dzięki temu jest interesująco ;D Elena miała inne imię, ale miałam problem z jego odmienianiem, więc jest Elena, mam nadzieje, że nie będzie się kojarzyć z wiadomą Eleną ;D
UsuńPrzeczytam, ale po weekendzie, bo czeka mnie spooooro roboty ;)
No, niestety dla nich, bo gdyby tak ciągle nie wpadali w kłopoty, to by było nudno. Na początku oczywiście skojarzyłam ją z tamtą Eleną. Mam nadzieję, że twoja bohaterka nie będzie taka męcząca i nudna, jak tamta Elena :D chociaż znając ciebie będzie to babka z charakterem hehe :)
UsuńMiałam być po weekendzie ale te dwa pierwsze dni w pracy sa koszmarne tzn w sensie ze nie umiem sie zorganizować ;p dlatego poczekaj jeszcze trochę a wpadne do Ciebie na dniach, obiecuje:D
UsuńWiem, wiem ale nie umiałam odmienić poprzedniego imienia, więc musiałam je zmienić ;p No ja też mam taką nadzieje! No Elena skrywa pewien sekret, więc może będzie ciekawie ;D
Przepraszam, że pojawiam się z opóźnieniem. No cóż nastał weekend, a więc w końcu znalazłam czas na nadrabianie zaległości :) Rozdział podoba mi się, co prawda wciąż brakuje mi Caroline, ale mam cały czas nadzieje, że jakoś braciom uda się przywrócić ją do życia, chociaż mają w tej chwili inne priorytety, którym się wcale nie dziwię. W sumie tak samo jak Dean zaczynam mieć powoli dość tych "głupich" wampirów, chociaż to, jak nie potrafią nic zrobić dokładnie, zdecydowanie obraca się przeciwko im. Zastanawia mnie też ta Elena. Czyżby miała odegrać większą rolę w tej historii? Chciałabym już się o tym przekonać, ale postaram się cierpliwie czekać na ciąg dalszy. Rozdział jest świetny! Pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, ja bym się na Caro nie nastawiała ;) Elena będzie teraz główną bohaterką opowiadania ;D
UsuńA więc jednak nie pomyliłam się odnośnie tego, ze będzie miała odegrać większą rolę w tej historii... Nie mniej jednak będzie mi trochę brakować Caro. Cóż i tak jestem ciekawa ciągu dalszego, a tymczasem zapraszam cię na nowy rozdział u mnie. Tak, tak w końcu coś dodałam :D
UsuńCaro może się pojawi ale jako postać drugoplanowa. Ok, ale musisz troszkę poczekać, bo nie umiem sobie zorganizować czasu, a od wczoraj pracuje i trudno jest mi się ogarnąć ;D
UsuńU mnie pojawił się nowy rozdział:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i serdecznie zapraszam:*