Atmosfera była iście
grobowa. Caroline starała się być opanowaną, jedną wewnętrzny głos podpowiadał
jej, że już dziś wszystko się zmieni. Czuła wręcz, że jej umowa z Johnem
samoistnie się rozwiąże. Może to nie takie głupie? W końcu przywiązała się
nawet do tego zrzędy i raczej nie chciałaby zostać przez niego zabita. Szła
przed łowcami, prowadzona przez wampiry, które najwyraźniej były bardzo
podekscytowane z faktu, że prowadzą świeże mięso Kronosowi.
Weszli do salonu. Na
niewielkim dębowym stoliku stała butelka whisky, a także kilka szklanek. Mason
był niezwykle gościnny, jak na wampira o tak imponującym wieku przystało. Dean
bez wahania sięgnął po alkohol i na jednym wdechu wlał zawartość szklanki do
gardła. Sam nic nie powiedzieć tylko zacisnął pięść i skierował wzrok na
stojącego pod oknem mężczyznę. Wysoki, dobrze zbudowany szatyn wpatrywał się w
ogród, który o tej porze oświetlały liczne lampki. Choć nie widział jego oczu,
mógł przysiąc, że są czarne niczym węgiel.
Mason podszedł do
„gościu” i uśmiechnął się złowrogo. Potem chwycił Caroline za rękę i
przyciągnął do siebie namiętnie całując. Dean drgnął niespokojnie, nie mając
pojęcia, co jest grane. Dziewczyna nawet nie reagowała, wręcz przeciwnie.
Czyżby była jednak kimś zupełnie innym? Zaufali jej, choć tak naprawdę cały
czas działała na dwa fronty? Na jego czole pojawiła się lwia zmarszczka, a
kolejna szklanka whisky w zastraszającym tempie zniknęła w jego przełyku.
-Kronosie, poznaj
moją żonę – szatyn odwrócił się i spojrzał na brunetkę. Kąciki jego ust uniosły
się w ponurym uśmiechu, a potem przeniósł wzrok na łowców.
-Winchesterzy i...
Jakaś karykatura łowcy – powiedział, zerkając na Gartha.
-Miło cie poznać –
zakpił Sam.
-Pewnie
zastanawiacie się, po co mi wampiry? – Obszedł Masona i Caroline, która wzrok
wbiła w swoje stopy.
-Bylibyśmy wdzięczni
za wyjaśnienia – warknął Dean.
-Mason – szepnęła
Caroline, niemal bezdźwięcznie.
Brunet jednak nic
nie odparł. Wciąż nie dopuszczał do myśli tego, co powiedziała mu Caroline.
Zdawał się być głuchy na jej prośby, dlatego w końcu posunęła się o krok dalej.
Chce go do siebie przekonać i właśnie, dlatego doszło do tego głupiego
przedstawienia, którym świadkiem był Dean. Nie powinna się nim martwić, w końcu
to tylko śmiertelnik, ale z drugiej stronie nie chciała, aby ich znajomość
zakończyła się w ten sposób.
-Wiecie, czym jest
niebo?
Sam ściągnął brwi i
zerknął niepewnie na brata, wtedy Kronos kontynuował.
-Więc pewnie wiecie
też, czym jest piekło – uśmiechnął się przebiegle i przeczesał nieco przydługawe
włosy palcami – I tu was zaskoczę. Chodzi o czyściec.
-Czyściec? –
Caroline przełknęła ślinę, nie spodziewała się tego. W zasadzie nawet nie
wierzyła w jego istnienie.
-A
tak, księżniczko. – zawinął kosmyk jej brązowych włosów na palcu, a potem znów
spojrzał na łowców – Pewnie myślicie, po co mi czyściec? I po cholerę mi do
tego wampiry? Widzicie, czyściec to taki monsterland. – Widząc zdumione miny
mężczyzn, a nawet krwiopijców, wyjaśnił - Nigdy nie zastanawialiście się, gdzie
trafiają dusze potwornickich? A no właśnie tam. Jeśli zbiorę wystarczająco
wiele dusz, zdołam zawładnąć czyśćcem. Znajdę bramę i zemszczę się na tych
gnidach, na ludzkim gniocie, który się panoszy po ziemi.
-Pamiętasz o naszej
umowie – odezwał się w końcu Mason, choć w jego głosie nie słychać było
pewności siebie.
-Kanada – demon
zaśmiał się – mógłbym ci ją odstąpić, ale tak się składa, że uwielbiam jej
klimat.
-Ty sukinsynie –
wampir w mgnieniu oka pojawił się przy demonie, ale Kronos skutecznie uniknął
jego ataku. Siłą woli odrzucił Masona, a potem przeciągnął go po ziemi, na
końcu przygwożdżając do ściany. Czuł na swoim gardle niewidoczną pętle, która
coraz mocniej się zacieśniała. Chrzęst jego kości był słyszalny nawet przed
Winchesterów. Jasne było, że Mason nie wyjdzie z tego cało.
Caroline drgnęła
nerwowo. Trudno było jej patrzeć jak demon uśmierca jej byłego męża, ale
musiała teraz myśleć o łowcach, którzy bez jej pomocy nie przeżyją. Oni są na
liście każdego czarnookiego, a ktoś taki jak Kronos tylko marzy o ich śmierci. Przygryzła
dolną wargę, a jej oczy przybrały odcień głębokiego szkarłatu. Czekała na
stosowność do ataku, choć zdawała sobie sprawę, że kiepsko na tym wyjdzie.
Mason szamotał się i
warczał, próbował jeszcze coś zrobić, jakoś się uwolnić, ale Kronos był
silniejszy. Oderwał mu głowę, która z hukiem potoczyła się po ziemi. Brunetka
odruchowo zakryła usta dłonią i przymknęła powieki. Od lat pragnęła śmierci
Masona, ale teraz, gdy widzi jak demon pochłania jego dusze... Żałuje, że do
tego wszystkiego doszło.
Czarnooki pochylił
się nad ciałem mężczyzny. Od początku było wiadomo, że nie jest zwykłym demonem
i właśnie teraz to zademonstrował. Jego usta rozdziawiły się do nienaturalnych
rozmiarów, a z gardła wydobyło się głośne warczenie. Chwile później
białobłękitny obłok zaczął ulatniać się z ciała wampira, by znaleźć miejsca w
ustach Kronosa.
-Więc to prawda... –
szepnęła przerażona i odruchowo zrobiła krok do tyłu.
-Caroline wiej! –
Krzyknął Dean, ale nim dziewczyna zareagowała demon unieruchomił ją.
-Nie tak szybko. –
zaczął Kronos – Wiem, że wasz Scoobygang próbował mi przeszkodzić. Sądzę, że
nie jesteście głupi i wiecie, czym to grozi.
*
Nie mógł się zdekoncentrować.
Na jego umiejętność szybkiego działania polegali teraz Dean i Sam. Musiał jak
najszybciej do nich dołączyć, choć przeczuwał, że ta dwójka nieźle się
wpakowała. Caroline owszem pomogła im, ale wciąż była wampirem i teraz myślał
przede wszystkim o tym, aby wyciągnąć z tego gówna synów. Razem z Bobbym
zaciągnęli informacji wśród cenionych łowców, niestety każdy powtarzał to samo
„Jeśli wkręcisz się w tą akcje z Kronosem, nie wyjdziesz z tego żywy. Wielu
próbowało go zabić i skończyli piętro niżej”.
Rufus Turner, jako
jedyny postanowił pomóc starym przyjaciołom. Był doświadczony i podobnie jak
Bobby miewał trudny charakter, jednak znał się na tej robocie, dlatego byli
wdzięczni za jego pomoc. Zacisnęli zęby i ruszyli do Atlanty. Jeśli to
wszystko, co mówią o demonie jest prawdą, czas ich nagli, a czarnooki nie
zaczeka na ekipę ratunkową. Wybije wszystkich, potem będzie się skąpał w
chwale... W końcu niecodziennie zabija się potężne wampiry, a na dodatek
łowców, którzy są elitą w tym świecie.
Zatrzymali się na przedmieściach w knajpie o
nazwie Ginger. John nie był zadowolony z postoju, ale pozostali łowcy
skutecznie przekonali go o tym, że muszą mieć jakiś plan.
-To miasto roi się
od pijawek – zaczął Turner.
-Dlatego musimy
dobrze to przemyśleć – podjął temat Bobby, z czym nie zamierzał zgodzić się
Winchester.
-A, o czym tu
myśleć? Musimy się brać do roboty i już. Kronos pewnie już tam jest.
-I, co? Wpadniesz
tam na pogawędkę? – Zakpił czarnoskóry łowca.
John zacisnął zęby i
odsunął krzesło. Kiedy usiadł, do stolika podeszła młodziutka kelnerka.
Uśmiechnęła się grzecznie do mężczyzn i wyjęła notesik z kieszeni fartuszka.
-Co podać?
-Trzy kawy... –
Zaczął Bobby.
-Whisky – rzucił
Winchester.
Singer wywrócił
oczami i poczekał, aż dziewczyna odejdzie. Kiedy byli już sami, pochylił się
nad stolikiem, aby mężczyźni lepiej go usłyszeli.
-Nie możemy tam
wejść od tak.
-Co proponujesz,
geniuszu. – Odparł Turner, na co Singer spiorunował go wzrokiem.
-Garth coś wspominał
o podziemiach, wejdziemy tamtędy, znajdziemy dzieciaki i tyle.
-Zostawimy w spokoju
tych sukinsynów?!
Ton głosy Johna był
stanowczo za wysoki. Wzrok większości gości spotkał się ze spojrzeniem łowców.
Singer miał ochotę zdzielić po łbie przyjaciela, ale z drugiej strony rozumiał
jego wściekłość.
-Tak, zostawimy.
Wrócimy, kiedy to wszystko ogarniemy. Na razie nie mamy pojęcia, co jest grane!
-Skończyliście już?
Bo wydaje mi się, że mamy niewiele czasu...
*
Wziął głęboki wdech
i wtedy poczuł metaliczny smak w ustach. Otarł zakrwawione wargi i wstał na
chwiejnych nogach. Widział jak demon obkłada jego brata, ale był zbyt słaby,
żeby w ogóle do nich podejść. Zaczął żałować, że nie poczekali na ojca i
Bobbyego. W samotnym starciu z czarnookimi byli bez szans, nawet Caroline nie
jest w stanie się obronić. Kronos kierował ataki na przemian w Sama i w wampirzyce.
Między kolejnymi ciosami mówił coś o pochodzeniu bruneta i zdradzie, ale Dean
nie pojmował, o co chodzi i po prostu puszczał to mimo chodem. Starał się
zachować jasność umysłu, ale jak tylko zdołał się ogarnąć, obok niego pojawiały
się demony. Miały teraz używanie, mogły wyżyć się na Winchesterach i przy
okazji podlizać się Kronosowi.
Jeden z demonów
zamierzał właśnie skręcić kark Winchesterowi, gdy Dean zebrał w sobie resztki
siły i powoli zaczął wymawiać egzorcyzm. Efekt nie był natychmiastowy, ale tęgi
mężczyzna w końcu zatoczył się na podłogę, pozwalając łowcy na dokończenie
formułki. Miał teraz chwile na odetchnięcie. Rozejrzał się i dostrzegł istne
cmentarzysko. Wampiry atakowały demony, demony atakowały wampiry. Ciała walały
się niemal na każdym metrze kwadratowym niewielkiego salonu. Kilka monstrum
wciąż starało się przeżyć, odpierając ataki czarnookich, jednak ci ewidentnie
byli silniejsi. Łowca ściągnął zdumiony brwi, gdy dostrzegł, że większość
wampirów wciąż żyje, a jedynie są osłabione, co uniemożliwiało im bronienie
się. Bez wątpienia Kronos potrzebował ich dusz, dlatego musiały pozostać żywe,
przynajmniej przez jakiś czas.
Caroline upadła z
głośnym hukiem na podłogę. Demon pojawił się obok niej i pochylił, chwytając za
błękitną koszulkę. Uniósł ją nieco i znów uderzył o podłogę. Skrzywiła się,
czując jak zawartość żołądka wraca jej do przełyku. Odchrząknęła i odwróciła
głowę, kątem oka dostrzegła jak Dean dociera do Sama i podnosi jego głowę,
zmuszając go do oprzytomnienia. Młodszy Winchester oberwał chyba najbardziej.
Na początku nie rozumiała, dlaczego demon tak się na niego uwziął, ale gdy znów
poczuła zapach jego krwi, uświadomiła sobie, o czym jest mowa. Sam nie jest do
końca człowiekiem. Jest w nim coś mrocznego, o czym sam nawet nie wie. Kronos
za to jest na bieżąco, dlatego wykorzystał okazję, że są tu wszyscy.
Widząc, jak demon
wyciąga dłoń w stronę braci, zerwała się z miejsca i wgryzła w jego szyje. W
żyłach Kronosa nie płynęła krew, a jakaś czarna breja, która zdawała się
paraliżować wampirzycę. Upadła na kolana, a mężczyzna złapał ją za gardło i
zacisnął palce, sprawiając, że dziewczyna nie mogła zaczerpnąć powietrza. W
pewnym momencie rozległ się huk. Czarnooki puścił Caroline i odwrócił się ku
Winchesterom. Dean stał przed bratem z wycelowaną spluwą. Strzelał bez
opamiętania, jednak srebrne kule w żaden sposób nie raniły Kronosa.
-Jesteście żałośni!
– Warknął – nie jestem zwykłym demonem, jeszcze tego nie pojęliście? Sam, ty
powinieneś był mnie zrozumieć.
-Nie wiem, o czym ty
mówisz – wychrypiał chłopak, na co demon zaśmiał się gardłowo.
-Alesz wiesz, od
początku czułeś, że jesteś inny. Czułeś w sobie to coś... Szczerze? Nie
rozumiem, dlaczego wybrał akurat ciebie – pokręcił głową – Dean jest waleczny,
silny, mroczny...
-Co ty chrzanisz?! –
Szatyn ściągnął brwi.
-Jesteś taki jak my,
Sam – demon uśmiechnął się podle – masz w sobie krew demona i nic tego nie
zmieni. To tylko kwestia czasu, gdy twoja moc się ujawni...
-Pieprzenie – Dean
mu przerwał i znów wykonał kilka strzałów.
-Jak myślisz?
Dlaczego wasz ojczulek zawsze jest w trasie? Szukał informacji o demonie, który
zabił waszą mamuśkę. Dowiedział się co nieco... Potwierdź Caroline, wiem
przecież o waszej pogawędce.
Brunetka spojrzała
przepraszająco na łowców, którzy w osłupieniu słuchali demona. Nie pojmowali, o
co mi chodzi, nie potrafili przyjął tego do wiadomości. Ojciec ich oszukiwał i
to w tak poważnej sprawie!? Obaj czuli jak wzbiera w nich złość. Złość na ojca,
na demona, na ten cały gówniany interes.
-Po, co ci czyściec?
– Caroline starała się odwrócić uwagę demona od chłopaków.
-Bo to miejsca pełne
bólu i cierpienia, wiecznej walki o życie. To mnie kręci, kotku – zaśmiał się.
-Myślisz, że te
wszystkie paskudztwa będą ci uległe? – Spytała kpiąco.
-Nie liczę na to,
ale jest jedno miejsce, gdzie będą mogły rozładować nadmiar energii... Chyba
wiesz, co mam na myśli.
Przełknęła ślinę.
Teraz do niej wszystko dotarło. Chce otworzyć bramy czyśćca. Chce wypuścić
wszystkie potwory na ziemię. Zapewne gdyby jej serce biło, teraz próbowałoby
wyrwać się z jej piersi. Była autentycznie przerażona wizją panoszących się po
ziemi istot, które niegdyś łowcy zabili. Każde z nich, będzie żądne zemsty.
Każde, zapoluje na swoich morderców.
-Proszę, nie
krępujcie się...
Kiedy Kronos to
powiedział, drzwi do salonu otworzyły się. Trójka starszych łowców przedarła
się miedzy leżącymi wampirami i podeszła bliżej. Każdy trzymał w dłoni broń,
ale od samego początku oczywiste było, że na nic się ona im zda.
-Miło cie widzieć,
John – na ustach demona zagościł cyniczny uśmiech.
-Czego chcesz?
-Nie lubię się
powtarzać, twoi pierworodni ci wszystko wyjaśnią... Jeśli dożyją – zaśmiał się.
Te słowa zadziałały
na Johna jak płachta na byka. Rzucił sztyletem w demona. Trafił prosto w serce,
jednak Kronos jedynie sięgnął dłonią i wyjął sztylet. Pokręcił w rozbawieniu
głowa. W między czasie, demony rozprawiły się z krwiopijcami, dlatego po chwili
Kronos niemal niezauważalnie kiwnął w stronę pobratymców, którzy w amoku
rzucili się na łowców.
-Dobra kończmy tą
zabawę – Znów dorwał się do Caroline. Dean automatycznie nacisnął spust, co
zdawało się być znakiem dla pozostałych mężczyzn. Znów rozpoczęła się żeś. Nikt
nie przypuszczał, że ta noc zbierze takie żniwo.
Caroline była
wyczerpana, nie potrafiła już się bronić. Po prostu czekała, aż Kronos ją
zabije. Modliła się jedynie, aby Winchesterom udało się przeżyć. Żałowała, że
jej ostatnia rozmowa Deanem przebiegła w ten sposób, ale z drugiej strony, jeśli
zginie, to nie będzie przeżywał jej śmierci tak mocno. Miała taką nadzieje.
Miała nadzieje, że tylko ona zostanie ofiarą dzisiejszego dnia. Że już nikt
więcej nie umrze.
Kronos nadepnął na
klatkę piersiową wampirzycy. Jego czarne oczy, zdawały się płonąć z ekscytacji.
Pragnął tego. Wiedział, że brakuje tylko jej. Że brakuje tak niewiele. Jego
usta znów przybrały niewyobrażalny rozmiar i kształt. Nacisk, jaki wywierał na
serce dziewczyny, stawał się nie do zniesienia. Wyrywała się, ale demon był
zbyt silny. Czuła jak opada z sił. Spojrzała na Deana, ale robił wszystko, aby
zabić napierającego n niego demona. Przeniosła wzrok na Sama. On również
walczył o życie. Pogodziła się już ze śmiercią.
Błękitna poświata
zaczęła uciekać z ciała brunetki. Straciła przytomność... To był koniec.
W pomieszczeniu
rozbłysło jaskrawe światło, a nad ciałami wciąż żyjących wampirów, powoli
wznosiły się ich dusze. Chwile później Kronos pochłonął je, osiągając apogeum
mocy...
*
Wiem,
nie tego się spodziewałyście... Ale spokojnie, mam plan na Księgę II, niestety
nie pojawi się tam Caroline. Motyw będzie kontynuacją epilogu.
Po za
tym, ogólnie rozdział mi się nie podoba. Źle wszystko opisałam... jest
beznadziejny i krótki.
Podkład być musiał. Zawsze mam ciarki jak słyszę tą piosenkę ;)
A mnie ten rozdział się bardzo podoba, co prawda jest trochę krótki, ale za to dużo się w nim dzieje. Szkoda, że przerwałaś w najlepszym momencie, bo teraz cały czas będę się zastanawiała, co będzie dalej z Winchesterami.
OdpowiedzUsuńW Księdze II nie będzie Caroline? Szkoda, ale mam nadzieję, że jeszcze pojawi się w twoim opowiadaniu, bo bardzo ją polubiłam:)
Mam nadzieję, że kolejną część wkrótce się pojawi:)
Pozdrawiam i życzę weny:*
Zapraszam do siebie na nowy rozdział:)
No... ona jest martwa na amen ;P Pierwszy rozdział już mam, kończę drugi :)
UsuńPrzepraszam, że nie pojawiłam się wcześniej, ale jak widać już jestem i jestem zachwycona! Jak dla mnie świetny rozdział! Cały czas trzymał w napięciu, aż po sam koniec. Nie spodziewałam się, że Kronosowi pójdzie wszystko tak łatwo, ale jak widać jest silniejszy niż mi się wydawało. Mam wrażenie, że nie ma już wyjścia z sytuacji, na której skończyłaś tą notkę i bardzo zastanawia mnie, jak to rozwiążesz... Nie powiem, ale z niecierpliwością oczekuję na ciąg dalszy! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńA jednak mam pewien pomysł ;) Napisałam już dwa rozdziały :D
UsuńŁał, ile się działo :D A do tego ten podkład - również mam ciarki, gdy go słucham.
OdpowiedzUsuńW sumie, kiedy weszłam tutaj miałam wątpliwości, czy czasem nie pomyliły mi się Twoje blogi, a to wszystko przez dziewczynę w nagłówku (wzięłam ją za Genevieve). Ale ten rozdział wszystko wyjaśnia, po prostu najwyraźniej masz nową główną bohaterkę, bo Caroline umarłam :c Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, nawet Masona zrobiło mi się żal, gdy Kronos oderwał mu głowę, wcześniej skreślając jego marzenia o Kanadzie. Myślałam, że jednak wszystko zakończy się dobrze, kiedy John pojawi się na miejscu, no ale Ty przyszykowałaś dla swoich czytelników wielką niespodziankę w postaci wygranej Kronosa - w końcu demon zdobył to, na czym mu zależało. Jestem teraz niesamowicie ciekawa, czy te wszystkie potwory uwolnią się z czyśćca, czy jednak Winchesterowie znajdą sposób, by to powstrzymać.
Lecę czytać pierwszy rozdział drugiej księgi ;)