W tej
części też jest dużo dialogów, ale tak jakoś wyszło.
Napięcie
rozładowałam Garthem, brakuje tylko jego mr Fizzles’a <dlaniewtajemniczonych, a warto to zobaczyć >
~*~
Siedziała na krześle i przyglądała się wampirom, krzątającym
się po salonie. Bez dwóch zdań, byli pod wpływem Masona. Robili wszystko to, co
im kazał, każdą czynność potrafili powtarzać kilkukrotnie. Widok iście
żenujący, ale nie zamierzała się w to mieszać. Chciała przekonać Masona do
użycia rozumu, niestety na razie nic nie szło po jej myśli. Wciąż ją
przetrzymywał, co w zasadzie rozumiała, ale nie chciał jej w ogóle słuchać, po za
tym próbował też na niej swoich wampirzych sztuczek. Co prawda, po tylu latach
wiedziała już, do kogo zwracać się z prośbą o ochronne zioła, ale nie zmieniało
to faktu, że najchętniej przyłożyłaby mu za te gierki.
Zerknęła na stary zegar wiszący na przeciwnej ścianie.
Dobijała czwarta nad ranem. Zostało jej niewiele czasu i tego obawiała się
najbardziej. Westchnęła przygryzając dolną wargę, w końcu rzuciła okiem na
siedzącego szatyna i odezwała się, ochrypłym głosem;
-Jestem trochę głodna.
-Dieta ci nie zaszkodzi.
Syknęła, szczerząc kły. Mężczyzna zaśmiał się, kręcąc w
rozbawieniu głową.
-Mason kazał robić wszystko, co sobie życzysz, więc ciesz
się... – podszedł i podsunął jej pod usta woreczek z krwią. Przełknęła posokę i
odsunęła głowę w bok.
-Dlaczego ciebie nie zahipnotyzował? – Rzuciła, potem znów
zrobiła łyk.
-Bo ktoś musi mieć cie na oku, a te barany są zbyt tempe –
odparł, wskazując pozostałe wampiry.
-Ta, coś w tym jest – zgodziła się.
Kiedy jeden z wampirów przechodził obok, podstawiła mu nogę.
Przewrócił się na szatyna i wtedy rozpętała się zawierucha. Wykorzystała okazję
i wysunęła ręce z pętli. Lina nasiąknięta krwią umarlaka przetarła jej skórę,
która wręcz dymiła niczym oblana kwasem. Zacisnęła zęby i zerwała się z
miejsca, chwytając szatyna za gardło i przysuwając usta do jego szyi.
-Najwyraźniej ty też nie należysz do tych inteligentnych –
warknęła i skręciła mu kark. Nie zabiła go, ale zyskała sporo czasu. Reszta
krwiopijców nawet nie zareagowała, nie musiała się ich obawiać, więc po prostu
wyszła z salonu na korytarz. Słyszała Masona doskonale. Znajdował się na
parterze i dyskutował z kimś na temat Kronosa. Nie rozpoznała drugiego głosu,
ale sądząc po intonacji głosu nie byli dobrymi przyjaciółmi. Szybko
przemieściła się w kierunku schodów. Zdawała sobie sprawę z tego, że wampir wie
o jej obecności, dlatego była zdziwiona, że jeszcze nie zareagował. W końcu
drzwi za gościem zatrzasnęły się, Mason w ułamku sekundy pojawił się obok
Caroline, w tym samym momencie dołączył do nich szatyn, który doszedł już do
siebie.
-Miałeś ją pilnować – warknął brunet.
-Źle dopierasz sobie przyjaciół, zawsze tak było – wzruszyła
ramionami i minęła go, jak gdyby nigdy nic. Zeszła na dół i usiadła w skórzanym
fotelu.
-Ten demon mógł cie zauważyć...
-Przejmujesz się? – Zaśmiała się sztucznie – Kronos ma się
tu pojawić tak? Więc na niego poczekam. Nie dopuszczę do tego... Nie dopuszczę
do apokalipsy.
-Jesteś śmieszna, on cie zabije bez problemu.
-Pozwolisz mu na to? No, bo wiesz... – W wampirzym tempie
pojawiła się przed nim i szepnęła mu na ucho – ten pocałunek – teraz to ona go
musnęła – nie wyglądał, na to, że chcesz mnie zabić.
Wróciła na fotel. Grała na jego emocjach. Kiedy wczorajszego
wieczora ją całował, czuła drżenie jego ciała. Powstrzymywał się, był
podniecony i pragnął jej, wciąż o niej myślał. Zamierzała to wykorzystać. Jeśli
nic do niego nie docierało, musiała wykorzystać coś, czemu się nie oprze.
-Dlaczego mam ci wierzyć?
-Już o to pytałeś. Kronos chce waszych dusz, wtedy zapanuje
nad wszystkim i nic nie zdoła go zabić. Wierz mi, nie chce, aby jakiś kretyn
mną pomiatał.
-Współpracujesz z łowcami.
-Zawarłam z nimi ugodę. Pomogę im, oni mi a w zamian mogą
mnie po wszystkim zabić.
-Że, co? – Otworzył usta, jakby chciał coś jeszcze dodać,
ale nie potrafił sobie tego poukładać.
-Myślisz, że to, co mi zrobiłeś, jest dla mnie...
Ekscytującym przeżyciem, dzięki któremu pragnę więcej? Jesteś w błędzie.
Chciałam stworzyć z tobą dom. Mieć dzieci. Budzić się u twego boku... Co za to
mam?
Mason nic nie odparł. Wpatrywał się w nią z nieodgadnionym
wyrazem twarzy. Jego szarobłękitne oczy wciąż lśniły i to one zdradziły
Caroline, że wampir zaczął się przełamywać. Podeszła do niego i wzięła głęboki
wdech;
-Kronos nie ma dla was nic w zamian...
Garth siedział na krześle obrotowym w podrzędnej spelunie i
pił piwo. Na pierwszy rzut oka zdawał się być pijany, i w rzeczy samej tak
było. Nie pojmował za bardzo, co się dzieje, a Winchesterowie kazali mu tylko mieć
na oku wampira, który bez wątpienia był pijawką o wyższej randze w gnieździe.
Bezwątpienia ten łowca nie powinien pić.
Wyszczerzył się w głupawym uśmiechu i kiwnął ręką w stronę
barmanki. Poprosił o kolejne piwo, a dziewczyna z wyraźnym niesmakiem,
zrealizowała jego prośbę.
-Może masz już dość? – Spytała widząc jak siłuje się z
kapslem.
-To może być mój ostatni dzień! Chce... Jak to się mówi? –
Zmrużył oczy – czerpać z życia wszystko, co zajebiaszcze!
-Kiedy twoi kumple po ciebie wrócą? Bo mam nadzieje, że
wrócą – mruknęła, nalewając do kolejnego kufla złoty alkohol.
-Jeśli przeżyją, a właśnie – rzucił okiem w kąt – gdzie ten
facet, co to tam siedział, He?
-Wyszedł godzinę temu.
Zerwał się z miejsca omal nie potykając się o własne nogi, i
przy okazji zaliczając potężne uderzenie o marmurową posadzkę. Wyprostował się
gwałtownie i otarł czoło dłonią;
-Blisko było – rzucił, uśmiechając się, a potem wybiegł... A
raczej próbował.
Będąc na zewnątrz wyjął komórkę i wybrał numer do Deana;
-Dean?
-Nie, Sam – usłyszał odpowiedź bruneta, więc zerknął na
wyświetlacz, faktycznie, odrobinę się pomylił.
-W takim razie, Sam?
-Przecież mówię – Winchester był już zniecierpliwiony.
-Zgubiłem tego gościa – powiedział w końcu, Garth. Mógł
usłyszeć głośne westchnięcie starszego z braci i krótką odpowiedź;
-Zauważyliśmy.
-Wrócił do posiadłości burmistrza – dodał Sam.
-Przyjedź tu, musimy wymyślić coś innego.
-Się robi, stary! – Fitzgerald
rozłączył się i ruszył do auta. Wyjął kluczyki i starał się trafić nimi w
zamek. Nie szło mu to najlepiej, więc uzmysławiając sobie, że jest...
niedysponowany, stanął przy jezdni, wyciągnął rękę i pomachał energicznie,
zatrzymując tym samym taksówkę.
-Pod chatę burmistrza – rzucił i uciął sobie komara.
Wylazł z wozu i rozejrzał się. Był już nieco otrzeźwiony,
ale wciąż stał niepewnie na nogach. Po drugiej stronie drogi dostrzegł znajomą
Impalę. Żwawym krokiem ruszył w kierunku łowców. Wsiadł do wozu i położył ręce
na oparciach Winchesterów. Dean wywrócił teatralnie oczami i wlepił wzrok w
bramę wjazdową posiadłości. Sam zerknął przez ramie na Gartha i dobrą chwile
zajęło mu, nim zdecydował się odezwać;
-Musimy dostać się do środka.
-To nie Copperfields– mruknął pod nosem Dean.
-Ale mam plany budowy tego domu, znalazłem go w starych
archiwach – powiedział chudzielec, na co szaty odwrócił się w jego stronę i
uniósł pytająco brew.
-Mów dalej – ponaglił go.
-W czasie wojny musieli mieć jakąś drogę ucieczki, jest
tunel, prowadzi pod miastem.
-No punktujesz sobie.
-Dzięki stary – Garth poklepał Winchestera po ramieniu i
parł się, zakładając ręce za głowę.
Wrócili do motelu. Mężczyzna rozłożył na stoliku mapę i
pochylił się nad nią, jak gdyby intensywnie się nad czymś zastanawiał. Dean
podszedł, odkładając broń na bok i podobnie jak Fitzgerald zawiesił się nad papierem. Widać było, że mapa jest
stara, brzegi zaczęły się rwać, a gdzieniegdzie znajdowały się żółte plamy.
Sporo zakreśleń było już rozmazanych, ale ogólny obraz domu wciąż był wyraźny.
-Tu jest wejście – łowca wskazał na mapie miejsce niedaleko
motelu.
-Tunelami przejdziemy przez miasto i dotrzemy do domu
burmistrza, gdzie jest wyjście? Musimy być ostrożni i modlić się, żeby wampiry
nie wiedziały o tych przejściach – powiedział Samuel.
-W oficjalnych planach nie są zaznaczone, pewnie sam
burmistrz nie wie o ich istnieniu – odparł chudzielec.
-Świetnie. Mamy nie
wiele czasu – Dean podszedł do łóżka i sięgnął po torbę sportową. – Idę do wozu
spakować broń.
Brunet westchnął i wyjął komórkę z kieszeni starych jeansów.
Wybrał numer ojca i poczekał, aż usłyszy w słuchawce jego głos. Gath w tym
czasie pakował swoje rzeczy i chował mapę, która była im potrzebna - woleli nie
zgubić się w labiryncie podziemi.
-Sam?
-Mamy problem – zaczął niechętnie chłopak – Mason ma
Caroline. Razem z Garthem planujemy ją odbić.
-Czekajcie na nas – rozkazał, na co brunet wywrócił oczami i
zacisnął szczękę.
-Gdybyśmy mieli czas, to byśmy poczekali. Mamy plany
budynku, wiemy jak wejść niezauważeni. Przyjedźcie tak szybko jak możecie.
Pijawka uwiła sobie gniazdko w domu burmistrza, wejście jest na przedmieściach,
zaraz wyśle ci namiary.
-Nie narażajcie się dla wampirzycy – warknął Winchester.
-Myślałem, że już przywykłeś – odparł Sam, po czym dodał -
nie mamy więcej czasu, do zobaczenia.
-To rozkaz, Sam!
-Nie jestem Deanem – brunet rozłączył się i ruszył do
wyjścia.
Wiedział, że rozmowa z ojcem właśnie tak będzie przebiegać.
John Winchester jest osobą, która twardo trzyma się swoich zasad. Nie słucha
synów, bo uważa, że wie lepiej, co jest dla nich odpowiednie. Wydaje mu się, że
z racji swojego doświadczenia, ma prawo do wydawania rozkazów. Sam nie
zamierzał być potulnym synalkiem i nigdy nie słuchał ojca. Zawsze różnił się od
Deana i dziś kolejny raz to pokazał.
Dołączyli do starszego Winchestera. Szatyn był
podenerwowany, ale poniekąd też podekscytowany. Był typem łowcy, który woli
działać, niż spędzać godziny na szukaniu informacji. Czasem zapędzał się w
pracy i wtedy działał pod wpływem impulsu. Niektórzy twierdzili, że jest
następcą swojego ojca. Tak samo pochłonięty polowaniami, tak samo uparty, a
nawet przerażający. Czym się różnił od ojca? Tym, że to on opiekował się Samem.
To on z nim był z nim w najtrudniejszych chwilach jego życia. Tworzyli zgrany
duet, drużynę, która zawsze trzymała się razem.
Wsiedli do wozu i ruszyli spod motelu, a po kilku minutach
byli już na miejscu. Dean wyjął z torby latarki i podał pozostałej dwójce. Sam
wziął jedną i schował za pasek spodni. Odbezpieczył broń i ruszył w wyznaczonym
przez Gartha kierunku. Uważnie stawiali kroki, ponieważ teren był nierówny i
łatwo było o zaliczenie kąpieli w bliżej nieokreślonej mazi, płynącej
niewielkim wyżłobieniem. Chudzielec szedł ostatni i zerkał, co jakiś czas za siebie,
chcąc upewnić się, że wciąż są sami. Dean i Sam na przedzie dyskutowali o
taktyce, choć końcem końców znowu wyszło na to, że idą na żywioł. W ich wypadku
bywa to najlepszym rozwiązaniem, ale teraz, gdy mają do czynienia z bandą
wampirów należy mieć pewne wątpliwości...
Nie przewidzieli, że droga będzie tak długa. Szli pół
godziny, aż w końcu Garth oznajmił, że są na miejscu. Nad ich głowami
znajdowała się klapa. Sam, z racji swojego wzrostu, wypchał ją na zewnątrz i
podciągnął się, wchodząc do pomieszczenia w piwnicy posiadłości burmistrza. Tuż
za nim wszedł Dean, potem Fitzgerald. Rozejrzeli się i stanęli w bezruchu, słysząc
dochodzące zza drzwi odgłosy. Kiedy ustały, wyjęli broń;
-Uważajcie – powiedział Garth, na co Dean kiwnął nieznacznie
głową.
-Odbijamy ją i spadamy. Uważaj, Sam – szatyn zwrócił się do
brata, potem podszedł do drzwi i otworzył je. Wyjrzał na zewnątrz i upewniwszy
się, że nikogo nie ma, wyszedł dając znać pozostałym łowcą, że mogą do niego
dołączyć. Rozdzielili się. Starszy z braci szedł od razu na piętro, Sam
skierował się w głąb piwnicy, a Garth postanowił sprawdzić parter. Mieli
spotkać się w tym pomieszczeniu po dwudziestu minutach, a jeśli coś poszłoby
nie tak, mieli znikać i czekać na pojawienie się Bobbyego i Johna.
Szatyn słyszał kroki wampirów, było ich sporo i nie
zamierzał dać się złapać. Przyczaił się tuż przy wyjściu z piwnicy. Kiedy
rudowłosy krwiopijca się zbliżył, Dean zamachnął się i odciął mu głowę.
Potoczyła się po schodach, a ciało zsunęło się na posadzkę. Winchester zepchnął
je odrobinę, aby nikt go nie dostrzegł, a potem ruszył dalej. Szedł tuż przy
ścianie, czujnie rozglądając się na boki. To miejsce napawało go niepokojem.
Sam wystrój nasuwał na myśl średniowieczną Anglie, co dziwnie Deanowi kojarzyło
się z Dracula. Nie przepadał za takimi miejscami, wolał opuszczone budynki, niż
coś, co zapewne miało kojarzyć się z wielkimi bogactwami.
Sam znalazł pomieszczenie, gdzie na podłodze leżało kilkoro
nowonarodzonych krwiopijców. Nie bardzo wiedzieli, co się dzieje, ba! Uparcie
twierdzili, że muszą wracać do domu. Winchester nie mógł się nimi zająć,
dlatego po prostu odszedł, obiecując sobie, że po wszystkim wróci i zakończy
ich cierpienia. Wychodząc już z piwnicy natrafił, na Gartha, który nie mógł
wejść na piętro, bowiem tam ewidentnie znajdowała się Caroline, a świadczyła o
tym obstawa, która koczowała na korytarzu.
Ten wieczór zwiastował śmierć. Grobowy nastrój udzielił się
nawet chudzielcowi, który normalnie rzucałby dziwnymi tekstami. Sam martwił się
o brata, ponieważ czas mijał, a wciąż nie miał od niego żadnych wieści. Musiał
go znaleźć bez względu na wszystko. Fakt, nie tak się umawiali, ale pod tym
względem zawsze jest jasne, że jeden nie wróci bez drugiego. Brunet kazał, więc
Garthowi opuścić dom, ale łowca się nie zgodził! Postanowił pomóc Winchesterom.
-Znajdę Deana, spotkamy się tu za pięć minut – szepnął Sam,
po czym minął chudzielca i ruszył dalej.
Młodszy Winchester minął hol i ruszył w kierunku salonu.
Dostrzegł tam kilka lampek szampana, a potem usłyszał dźwięk otwieranych drzwi.
Schował się za filarem, a chwile później do środka wszedł tęgi brunet, w obstawie
czwórki łysych kolesi. Ich oczy były czarne jak smoła, więc jasne było, że to
demony. Nie miał pewności, ale strzelał, że nieznajomy mężczyzna to Kronos. A
więc, już się zaczęło. Przełknął ślinę i się wycofał. Niestety nim zdążył
wrócić do Gartha, oberwał między łapatki i runął na ziemie.
Ocknął się w niewielkim pomieszczeniu. Wewnątrz znajdował
się też Dean i Fitzgerald. Marna z nich ekipa ratunkowa. Szatyn
podpierając się o ścianę wstał i podszedł do brata, usiadł obok i zerknął na
niego.
-Wszystko gra?
-Tak, jest super – odparł brunet.
-Mieliście spadać, a tak wszyscy siedzimy w gównie – mruknął
Dean, z czym ochoczo zgodził się Garth.
-Fakt, ale przynajmniej znaleźliśmy Sama.
Winchesterzy pozostawili to bez komentarza. Nie mieli ani
ochoty ani czasu na głupie pogawędki z Garthem, musieli wymyślić jak się stąd
wydostać. Fakt, że do imprezy dołączyły się demony, wcale nie pomagał im w
wyjściu z sytuacji. Zastanawiali się, co jest z Caroline. Nigdzie nie znaleźli
ani dziewczyny, ani Masona. A może, posłuchał ją? Może dotarło do niego, co
planuje Kronos? Nie. Wiara w to była żałosna...
-Kronos wpadł w gości – odezwał się Sam.
-Więc, jednak plan Caroline nie wypalił – skwitował szatyn –
mam nadzieje, że nic jej nie jest.
Rażące światło oblało pomieszczenie, a drzwi uchyliły się.
Do środka weszła Caroline, zaraz za nią szedł rudzielec i Mason. Łowcy zerwali
się na równe nogi i przyjrzeli uważniej wampirom.
-Wciąż nie mogę nadziwić się Caroline – powiedział Mason.
-Po, co tu przyszliście? – Powiedziała oschle, nie chciała
okazać lęku o przyjaciół.
-Zgaduj, księżniczko – parsknął ponuro, Dean.
-Skończyliście? Kronos chętnie was pozna...
*
No dobra... Miałam napisać jeszcze tylko jeden rozdział tej historii, ale wpadłam na pewien pomysł. Dlatego czeka Was ostatni rozdział Księgi I, ale potem możecie czekać na Księgę II i mam nadzieje, że Wam się spodoba :)
Będziesz pisała Księgę II?:D Ale fajnie, już nie mogę się doczekać.
OdpowiedzUsuńHahaha, uwielbiam Gartha, szczególnie jak jest pijany. A ten filmik z Mr Fizzles jest po prostu cudowny, a ta mina Gartha pod koniec rozbraja:D
A co do rozdziału, to mam nadzieję, że pokonają Kronosa i wszystko dobrze się skończy:)
Pozdrawiam;*
A nom będę pisać, ale nie wszystko się dobrze potoczy w epilogu, wiec nie ma co liczyć na szczęśliwe zakończenie ;)
UsuńZostał się już tylko jeden rozdział? Myślałam, że o wiele więcej, ale nie ma co się załamywać, skoro będzie Księga druga. Pomijając to. Jak dla mnie rozdział jest świetny! Mam wrażenie, że wszystko zbliża się ku rozstrzygnięciu (w czym utwierdziłaś mnie dopiskiem od autora) i już nie mogę się go doczekać. Skończyłaś w takim momencie! No cóż przynajmniej wiem, że już przy następnej notce poznam tego sławnego Kronosa. Zapowiada się niezła "jatka", jak to ujmę. Mam nadzieję, że nasi bohaterowie wyjdą z niej cało, nie przyjmuję zresztą innego zakończenia! Tak więc... No cóż czekam na więcej! Oby rozdział pojawił się niebawem. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńWiesz, nie miałam pomysłu i zaczęłam się plątać w tej historii, ale w końcu wpadłam na coś ciekawego (chyba) i postanowiłam napisać Księgę II, ale faktycznie ta część będzie krótka, jak na moje opowiadania o SPN ;)
UsuńNo, to możesz być na mnie troszkę zła po zakończeniu ;) Ale i tak mam nadzieje, że kolejna część jakoś mnie zrekompensuje ;D
Liczę na rekompensacje w drugiej części, bo ze względu na długość mam wrażenie, że nie zakończysz tego tak, jakbym chciała, a może jednak? Nie mniej jednak czekam na ten twój ciekawy pomysł odnośnie Księgi II i przy okazji zapraszam cię na nowy rozdział u mnie :)
UsuńNo... mi jak zwykle nie podoba się rozdział ostatni, ale mam nadzieje, ze ostatecznie nie wyszedł aż tak źle ;D
UsuńWkurzyła się. Zresztą się nie dziwię. No Mason to sobie niezłych parobów zrobił z innych krwiopijców. Nie wierzę, że to był taki idiota. Pokazała mu jaki jest naprawdę tępy. Brawo dla niej! Podoba mi się taka Caroline :D Może uda jej się wpłynąć na Masona żeby ten w końcu zaczął myśleć logicznie. Garth rozwala system. Fajnie go pilnował. Rany zawalił, ale weź go nie lub :D Jest mega pozytywny nawet, jak zawala robotę. No, w jakiś sposób Garth poprawił swoją porażkę. Uuu nieźle. Sam postawił się ojczulkowi i… podoba mi się to :D Niech oni się nie rozdzielają! Bo to prawie nigdy nie pomaga. A nie mówiłam, że to się źle skończy. Końcówka niezła i intrygująca. Nie mogę doczekać się kolejnej części. Podoba mi się pomysł z kolejną księgą. Popieram pomysł :D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNo Mason raczej myśli czymś innym niż głową (w sensie zębami haha)
UsuńTa Garth jest niezastąpiony, ale czasami jak walnie jakimś motywem to nie wiadomo czy się śmiać czy płakać :D
No ten pomysł jest poniekąd Twoją winą :P
Zębami :D A już pomyślałam o czymś innym hehe :D Ale niech będzie, że zębami. Ja mam nadzieję, że Gartha jeszcze nie raz u ciebie zobaczymy i że będzie taki jak teraz - czyli taki, jaki jest w serialu :D Ale mi się sensownie napisało, mam nadzieję, że będziesz wiedzieć o co mi chodzi.
UsuńOd razu moją :D
Dlatego dodałam te zęby haha Pewnie się pojawi, on rozłądowuje atmosferę ;D No wiem, wiem ;)
UsuńNo tak, bo Twoją ;)
Fajno - Faktycznie, jak napisałaś on rozładowuje atmosferę. Może się znajdzie, jakaś mała rola dla mr Fizzles? To by było hahah. Uf... dobrze, że zaczaiłaś mój tok myślenia - przez te upały nie myślę.
UsuńNiech będzie - gloria chwały niech spadnie na mnie :)
Przy okazji - na losy-lowcow pojawił się kolejny rozdział, na który serdecznie zapraszam (chciałam napisać gorąco, ale są takie upały, że już starczy tego ciepła :) )
hahaha myślę, że wtedy miejsce w psychiatryku mam pewne ;D
UsuńWpadnę do Ciebie jutro z rana, bo faktycznie nie kontaktuje jak jest tak gorko bleee
Zapraszam do siebie na nowy rozdział:)
OdpowiedzUsuńNa wstępie strasznie przepraszam za zwłokę w komentowaniu, ale przez tę słoneczną pogodę dopadł mnie totalny leń ;c
OdpowiedzUsuńO, to bardzo fajnie, że masz pomysł na kolejną księgę, jestem bardzo ciekawa co wymyśliłaś tym razem, bo chyba coś innego niż ciąg dalszy wątku Kronosa? Bo szczerze napisawszy, mam nadzieję, że Kronos już w tej księdze pożegna się z życiem albo przynajmniej porządnie oberwie - w końcu zasłużył ;d A Mason razem z nim.
Garth <3 Ta postać wnosi tyle pozytywnej energii zarówno do serialu, jak i tutaj. Jak go nie uwielbiać? A w swojej pijanej wersji nie różni się tak bardzo od trzeźwej pod względem gapiostwa ;)
Końcówka bardzo niepokojąca i aż szkoda, że nie poczekali na Johna, bo być może to wszystko potoczyłoby się inaczej.
Pozostaje mi już tylko czekać na kontynuację. Pozdrawiam serdecznie!
Nic nie szkodzi, ja też jestem nie do życia ble :(
UsuńHm... Kronos się pojawi, ale tylko on jeśli chodzi o "nowe" postacie czyli nikt po za nim, wymyślony prze zemnie, nie pojawi się w kolejnej części ;) Ale nie będzie też częstym gościem i w zasadzie nawet nie tyle na nim skupi się księga 2 co... a nie już nic nie mówię :D
W sumie fakt, on jest zawsze taki... specyficzny :D