wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział 12 - Winorośl.





Upadła z głośnym rumorem na ziemie. Gdyby była człowiekiem, to zapewne przez najbliższe dni odczuwałaby siłę uderzenia. Chcąc nie chcąc musiała przyznać, że tym razem się przeliczyła. Satyr okazał się być znacznie cwańszy, niż sądzili. Ale od początku...

Zrezygnowani spotkali się w barze naprzeciw motelu. Dean pałaszował szarlotkę z bitą śmietaną i lodami, kompletnie nie przejmując się kaloriami czy ilością cukru, którą wchłonął. Sam zaś jak zwykle przeżuwał sałatkę, wyznając zasadę „zielone jest zdrowe”. Caroline dołączyła do nich po piętnastu minutach i jej mina już od progu oznajmiała, że i tak niczego się nie dowiedziała. Fakt, rozmowa z podejrzanym rozwiała wątpliwości, co do jego winy, ale to z kolei wprowadzało swego rodzaju zamęt. Teraz zostali bez niczego. Pozornie.
-Zaczyna mnie wkurwiać ta cała robota – mruknął Dean.
-To musiał być ktoś, kogo oboje znali – rzucił brunet, na co Caroline przytaknęła.
-Pytanie tylko, kto? – Starszy Winchester przypominał chomika. Napchał sobie buzie ciastem i choć ledwo potrafił go przeżuć, to wciąż pakował w siebie kolejne kęsy.
-Marc napomknął, że Jacklyn tego dnia miała wizytę u psychologa. Spędziła tam cztery godziny. – Powiedziała dziewczyna.
-Coś z tego wynika, bo nie łapie? – Szatyn zerknął na nią pytająco, na co Sam zareagował głośnym westchnięciem.
-No wiesz, raczej żadna terapia nie trwa tak długo.
-Może miała domowe wizyty – zaśmiał się, a dopiero po chwili załapał, o co wszystkim chodzi – O, teraz łapie. Ale dlaczego go nie wyczułaś?
-Są istoty, które nauczyły się blokować swoją... Aurę, tak to nazwijmy. Satyr z racji swojego wieku miał na to sporo czasu.
-W sumie...
-Chyba czas odwiedzić psychologa.


Pchnęła drzwi tak mocno, że jedno ze skrzydeł omal nie wyrwała. Towarzyszący jej łowcy, odbezpieczyli broń i ruszyli przodem. Mieli taki dziwny nawyk - wychodzić naprzeciw kobietą, nawet, jeśli wcale nie potrzebowały pomocy. Nie kłóciła się z nimi, było to nawet na swój sposób urocze. Wzruszyła tylko ramionami i wolno szła w kierunku schodów, które prowadziły na piętro, gdzie znajdował się gabinet doktora.
Czasami, a w zasadzie najczęściej, działali nim nad czymś porządnie zdążyli pomyśleć. Tym razem nawet nie sądzili, że zabicie satyra jest bardziej skomplikowane niż się im wydaje. Nie byli przygotowani, i na dodatek stracili czujność, co jest w tym fachu niedopuszczalne. Zatrzymali się przed drzwiami gabinetu i stali tak dobrą chwile, dopiero Caroline uznała, że warto najpierw sprawdzić czy się nie pomylili. Co jak co, ale niewinny facet mógłby zawału dostać na widok wampirzycy i dwójki świrusów z bronią. Tak, to było najgłupsze posunięcie tego dnia.
Weszła, jako pierwsza i niestety nawet nie zdążyła się odezwać. Runęła na ziemie w holu, wypchnięta przez Satyra. Nie był głupi. Wiedział, że po niego przyjdą. Podczas, gdy oszołomiona Caro zbierała się z ziemi, bracia machinalnie wpadli do bura. Wciąż czuła siłę uderzenia, nie podobało jej się. Jej oczy przybrały krwistą bartwę, a kły wysunęły się niczym pazury dzikiego kota. Wściekła, w ułamku sekundy pojawiła się za Satyrem. Wgryzła się w jego szyje, ale zamiast krwi poczuła dziwny, wręcz przegniły smak winogron. Czegoś tak obrzydliwego nie czuła od czasów pijaka, który miał niespełna pięć promili we krwi.
Odskoczyła od niego jak oparzona. Otarła usta wierzchem dłoni i z ukosa zerknęła na Winchesterów, którzy przyglądali jej się uważnie. Wiedziała, że swoim wyskokiem nie zrobiła na nich dobrego wrażenia, ale to było silniejsze od niej. Ten typek doprowadził ją do szału, choć nie był pierwszym, który potraktował ją w taki sposób. Najwyraźniej trafiło na niego. Zrobiła przepraszającą minę, a chwile później rozległ się wrzask Deana.
-Ziemia!
Upadła na podłogę, a bracia oddali serie strzałów w Satyra, który czaił się na Caroline. Ich kontratak niewiele dał. Mężczyzna miał gdzieś kule, które w niego ładowali łowcy. Wciąż szedł w  stronę brunetki, śmiejąc się z głupoty zarówno Moore jak i Winchesterów. Nie chciała czekać, aż wbije łapska w jej klatkę, dlatego podcięła mu nogi i zawisła nad nim skręcając kark. Mylnie myślała, że udało im się zabić Satyra, ponieważ ledwo się wyprostowała, a „psycholog” z gromami w oczach rzucił się na nią.
-Kurwa! Z czego on czerpie tyle energii – krzyknął Dean, nie przerywając strzelania.
-Był wiązany z winoroślami – rzucił Sam.
Caroline podchwyciła temat i rzuciła okiem na stół. Była tam misa z winogronami, a obok stało białe wino. Wyrwała się Satyrowi i przewróciła stolik. Ku jej zaskoczeniu mężczyzna stanął raptownie i zaczął warczeć. Ściągnęła brwi i odchrząknęła cicho.
-Dlaczego ich zabiłeś? – spytał Sam.
-Dlaczego? Zdradziła mnie z nim. A mnie się nie zdradza – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Zauważyliśmy – mruknęła dziewczyna.
Oczy Satyra zwężyły się, przypominając kocie ślepia. Syknął ukazując rząd ostrych kłów. Cóż, nie tak wyobrażała sobie Satyra. To jest pewne. Zrobiła krok w tył, przydeptując kilka winogron, które z cichym plaśnięciem rozgniotły się pod jej butem.
-Zrób to jeszcze raz…
-Że winogrona? Ty tak serio? – ledwo powstrzymywała się od śmiechu.
Znów się na nią rzucił. Tym razem uderzenie było tak silne, że wypadła przez okno, lądując na samochodzie zaparkowanym pod domem. W głowie jej dudniło, a prawa noga niemiłosiernie bolała. Fakt, była wampirem, ale niektóre urazy – zwłaszcza te poważniejsze – wciąż odczuwała. Zwlekła się z dachu samochodu i wzięła głębszy wdech. W oczy rzuciło jej się potężne pnącze winorośli, które zajmowało niemal całą północną ścianę. Nie miała pewności czy to zadziała, ale zawsze warto spróbować…

W tym czasie Dean mocno oberwał. Czasami zastanawiał się, dlaczego to zawsze on musi zbierać swoją godność z podłogi. No cóż, z dwojga złego lepiej on, niżeli Sam. Czasami miał wrażenie, że jego brat kompletnie nie nadaje się do tej roboty i choć wcale nie musiał, to większość ciosów brał na siebie, jakby chciał Sama uchronić przed wszystkim. Otarł spływającą po wargach krew i podniósł się niezgrabnie. Jego broń leżała na drugim końcu pokoju, a Sam był obkładany przez Satyra i nawet nie miał prawa się ruszyć.
Szatyn sięgnął do buta, w którym schował niewielki sztylet. Nie liczył, że tą „wykałaczką” zrobi krzywdę Satyrowi, ale miał nadzieje, że przynajmniej na moment odciągnie jego uwagę od Sama. Rzucił więc w mężczyznę nożem, który niemal całkowicie wbił się w jego plecy. Psycholog wyprostował się raptownie i spojrzał przez ramie na Deana. Winchester skrzywił się i szybko zaczął analizować plan B…, którego w zasadzie nie mieli.
Kiedy Satyr zaczął się do niego zbliżać, nagle zawył i rzucił się na podłogę. Jego oczy zaczęły płonąć. Ogień oblał całego ciało mężczyzny. Wił się i rzucał próbując ugasić płomienie. Wyglądało to jak scena z Egzorcysty z dodatkiem efektów specjalnych. Sam, podniósł się i dołączył do brata. Oboje gapili się w czerwone jęzory, nie mając bladego pojęcia, co się dzieje. Po chwili ciało spłonęło, a zamiast popiołów znaleźli ziarnka winogron.
-To jest chore – podsumował Dean, chwytając się na żebra.
Alarm w biurze zawył. Nie mogli czekać, komisariat znajdował się zaledwie przecznicę stąd. Kuśtykając zeszli na parter. Kiedy wyszli na zewnątrz dostrzegli dym i płomienie. Podeszli bliżej, a w tedy zza posadzonych tui wyłoniła się sylwetka Caroline. Trzymała w dłoni zapalniczkę i wpatrywała się w płomień, który piął się po północnej ścianie budynku.
-Wystarczyło spalić winogrona? – Burknął Dean, na co brunetka kiwnęła potakująco głową.
-Musimy zapamiętać, żeby na następny raz lepiej się przygotować – podsumował Sam.
-Co ty chcesz? Załatwiliśmy go – starszy z braci wyszczerzył się w głupawym uśmiechu na co Caroline zaśmiała się cicho.
-Lepiej się zmywajmy, chce być u Bobbego jeszcze dziś – odparła śmiejąc się.
-Ta, już mam dość tego miasta – zgodził się brunet.
-Wyglądacie jak kupa nieszczęścia – skwitowała idąc za braćmi.
-Powiedziała ta, co wypadła przez okno – wyparował Dean.
-Em… - Caro przystanęła na moment przy samochodzie i przeczesała włosy – Przepraszam za tą moją akcje.
-Masz na myśli kły czy kark?
-Chyba wszystko – wzruszyła ramionami.
-Nie ma sprawy, sam bym mu przyłożył, gdybym…
-Gdybyś nie był babą – Dean wciął się w słowo bratu.
-Śmieszne – mruknął Sam, na co wampirzyca parsknęła śmiechem i wślizgnęła się do samochodu.
Miała ogromną nadzieje na to, że uda im się dojechać do Dakoty w kilka godzin. Nie chciała już marnować czasu na bezsensowne prace, które mogą być załatwione przez innych łowców. Ona chciała po porostu znaleźć Masona i przeszkodzić mu… cokolwiek planuje.
Wbiła wzrok w szybę i przyglądała się mijanym przez nich radiowozom. W lusterku widziała jak płomień pożera dom, w którym psycholog przyjmował pacjentów. Chwile później Impala wjechała na główną drogę i już tylko słyszała dźwięk syren wozów strażackich i karetek. Nie mieli czego tam szukać, ale wiedziała, że takie są procedury. Poniekąd zazdrościła Satyrowi. Bywały dni, kiedy pragnęła śmierci bardziej niż zemsty. Była już zmęczona takim życiem. Wszystkie jej marzenia legły w gruzach z dniem przemiany. Nie mogła już pragnąć dzieci. Nie mogła pragnąć wnuków. Nie mogła pragnąć prawdziwej miłości...


~*~
Brak mi słów do tego rozdziału. Jest beznadziejny.
Nie tak to miało wyglądać, ale się zamieszałam z tym całym Satyrem i dlatego wyszło, co wyszło. Przepraszam za to i mam nadzieje, że następny będzie dużo lepszy.

Ps: Za każdy komentarz będę bardzo wdzięczna ;)



19 komentarzy:

  1. Rozdział wcale nie jest taki beznadziejny jak piszesz, mnie się bardzo podoba:)
    No, ale od początku... Hahahaha oczywiście Dean i jego szarlotka to nierozłączna para:D od początku podejrzewałam, że z tym psychologiem jest coś nie tak, no i miałam rację. Swoją drogą sposób na zabicie Satyra trochę oczywisty, ale musieli się namęczyć żeby na niego wpaść, dzięki czemu rozdział był ciekawszy:D Końcówka taka melancholijna, ale ja takie lubię i coś mi się wydaję, że Winchesterzy pomogą zmienić zdanie Caroline i już nie będzie pragnęła śmierci (mam nadzieję, że jeden z Winchesterów szczególnie jej w tym pomoże;D)

    PS. Bardzo podoba mi się nowy szablon bloga:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Tak, Dean uwielbia ciacha wszelkiego rodzaju :D
      No na pewno coś się wydarzy w następnym rozdziale ;)

      Dzięki, zmieniałam ten szablon dosłownie 4 razy :/ najpierw tło zewnętrze było dziwne wszystko sie rozmazywało, a potem sam nagłówek jakoś mi nie pasował :/

      Usuń
  2. Okej, podmieniłam adresy w linkach :)
    Śliczny szablon w kolorystyce, którą bardzo lubię. Zaś co do rozdziału - wypowiem się gdzieś za godzinkę-dwie, bo teraz spadam na obiad xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :D Zmieniałam go dosłownie dwa dni, bo cały czas coś mi nie pasowało, ale w końcu jakoś się zdecydowałam ;)

      Usuń
  3. Podobało mi się, że najpierw dałaś moment gdzieś z środka akcji, a potem wróciłaś do początku - ten sam zabieg stosują w końcu czasem w Supernatural :D
    Czyli psycholog okazał się satyrem, przy czym nawet zmysły Caro mogą zawieść, gdy istota magiczna nauczy się masować, fajnie to wszystko wyjaśniłaś i opisałaś, nie masz na co narzekać, naprawdę :)
    Wolę nawet nie myśleć o tych wszystkich spalonych winogronach, które są moimi ulubionymi owocami, no ale najważniejsze że udało im się pokonać Satyra.
    Mmmm, pojawiła się nawet szarlotka i jeszcze bita śmietana i lody! Dean to ma dobrze - może się objadać ile wlezie, a wszystkie kalorie i tak spali, ganiając za potworami ;)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, bardzo lubię te ich całe "wcześniej" zwłaszcza, gdy wracają wtedy dokładnie do początku SPN :D
      Eh, mogło być lepiej ;) Dean gdyby mógł to pewnie zostałby pomocnikiem cukiernika, pytanie tylko, czy wtedy cukiernia mogłaby prosperować ;D

      Usuń
  4. Wcale nie jest beznadziejny! Zdecydowanie podobał mi się pomysł z Satyrem. Cóż dużo mówić, winogrona mnie zwyczajnie rozwaliły, ale trzeba przyznac, w takim wypadku pomysłowość jest jak najbardziej potrzebna. W sumie dojście do tego, co trzeba zrobić byłoby o wiele trudniejsze, gdyby nie to, jak nasz "psycholog" reagował na zgniatanie tego owocu, ale zawsze. W końcu kto by się spodziewał, że podpalenie winorośli może sprawić, że pokona się wroga?
    Poza tym w rozdziale było naprawdę dużo akcji, a ja uwielbiam jak coś się dzieje, więc na pewno ta notka jest jedną z moich ulubionych na tym blogów. Cóż zdecydowanie będę czekać na więcej. Tymczasem czekają mnie odwiedziny na jeszcze twoich dwóch pozostałych opowiadaniach. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no, sama bym na to nie wpadła, ale że Satyr był wiązany z Dionizosem to na myśl przyszły mi winogrona ;)
      O, w takim razie bardzo dziękuje :D
      Kathy

      Usuń
    2. Według mnie jest to ciekawe powiązanie. W sumie ja nawet nie miałam o nim pojęcia, więc winogrona były dla mnie zagadką :)
      Ps: Zapraszam na nowy rozdział u mnie :)

      Usuń
    3. Tak myślałam, że u Ciebie pojawi się na dniach coś nowego :D Jak tylko napisze pracę (zaliczeniową :/) to postaram się jeszcze dzisiaj wpaść do Ciebie :)

      Usuń
    4. W końcu złapałam jakiś rytm w dodawaniu. Póki co jest to raz na miesiąc, ale mam nadzieję, że moja częstotliwość publikacji się powiększy. Powodzenia w pisaniu pracy :)

      Usuń
    5. Raz na miesiąc, ale za to jakie to są rozdziały :D
      Lepiej nie dziękuje, niby ma być tylko 5-6 stron ale ja sie na 2 zatrzymałam a jutro muszę to oddać :/

      Usuń
    6. Jak to jakie? Zwyczajne :D
      W takim wypadku życzę ci udanego zakończenia tej pracy. Jak dla mnie te 5-6 stron to już jest sporo...

      Usuń
    7. Zdaje Ci się, że zwyczajne ;)
      No w porównaniu do pracy licencjackiej to mało, ale ogólnie faktycznie dużo, chociaż to zależy od tematu ;)
      Kathy

      Usuń
    8. Nie... ani trochę mi się nie zdaje :)
      Zanim ja będę musiała pisać pracę licencjacką jeszcze co najmniej kilka lat minie, z czego się w sumie cieszę, bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że uda mi się takie coś napisać... Poza tym, jak już pisałam dla mnie to i tak dużo stron :)

      Usuń
    9. Nie jednak trochę tak ;)
      No mówiłam tak samo, a teraz się męczę. Nienawidzę i nigdy tego nie potrafiłam strawić, jak ktoś narzucał mi temat :/ w szkole moje wypracowania to zawsze były 3 czasem 4, po prostu nie lubię pisać, takich rzeczy. Gdyby ktoś mi kazał na zaliczenie napisać opowiadanie, jakąś historyjkę to co innego ;D

      Usuń
    10. Mogę całkowicie odnaleźć się w twojej sytuacji. Mogę napisać o wszystkim, co tylko przyjdzie mi do głowy, aby to tylko nie było ograniczone tematem i tak szczerze powiedziawszy "przyziemnością". Zdecydowanie najbardziej lubię fantastykę :D

      Usuń
    11. o dokładnie! Parę razy próbowałam pisać opowiadanie o zwykłym życiu, ale zawsze wydawało mi się to nuuudne ;)

      Usuń
  5. http://supernatural--story.blogspot.com/
    Zapraszam na nowy rozdział:)

    OdpowiedzUsuń