Obrzydliwy fetor
wydobywał się z mieszkania Davida Alaric’a. Od kilku dni dławiący, nieco
słodkawy zapach stawał się coraz bardziej uciążliwy. Sąsiedzi zgłaszali sprawę
dozorcy, ten jednak bagatelizował ją, uznając, że nie ma prawa nachodzić
lokatora. Trudno jest żyć w takich warunkach, dlatego poszli o krok dalej. Po
zgłoszeniu na policji zaginięcia Davida, funkcjonariusze musieli wejść do jego
mieszkania. Widok, który tam zastali wywołał odruchy wymiotne u mężczyzn,
którzy do tej pory twierdzili, że widzieli już w życiu wszystko.
Na podłodze w
przedpokoju leżało ciało – jak przypuszczali – samego Davida. Trudno było
ocenić, kiedy zmarł, jak zmarł i czy to, aby na pewno jest on. Spasione, białe
robale pełzły po ciele mężczyzny, znajdując schronienie w każdym możliwym
zakamarku – uszach, nosie, ustach nieboszczyka. Stado much wzbijało się w
powietrze przy każdym ruchu ekipy śledczej, która w kompletnym szoku gapiła się
na ślady krwi, oblepiającej niemal każdy kąt niewielkiego mieszkania.
-Co tu się do diabła
stało?...
~*~
Przeciągnął się
leniwie i ziewnął. Przeczesał włosy palcami, potem przetarł twarz i zerknął
kolejno na każdego łowcę. Był już zmęczony przeglądaniem po raz kolejny
papierów. Stokroć bardziej wolał polowanie, wtedy mógł odreagować i choć czasem
się zapędzał, jemu to nie przeszkadzało. Wyraz twarzy chłopaka zdawał się mówić
„Zlitujcie się”. Odczytanie intencji Deana nie stanowiło problemu.
-W porządku,
miałem przekazać to Garthowi, ale jak masz tu tak zamulać, to proszę bardzo –
Bobby podał gazetę szatynowi, którzy ochoczo wziął się za przeglądanie
artykułów.
-Martwy facet? –
Spytał, unosząc odrobinę brwi.
-Czytaj, pajacu.
-David Alaric
został znaleziony w swoim mieszkaniu po tym, jak sąsiedzi zgłosili jego
zaginięcie. Ciało mężczyzny było w stanie zaawansowanego rozkładu, choć do
zaginięciu doszło zaledwie parę dni wcześniej i jak twierdzą specjaliści, w
normalnych okolicznościach zidentyfikowanie denata nie stanowiłoby problemu, tu
jednak konieczne były badania DNA. Również dokładne badanie określiło przyczynę
śmierci, której jednak policja nie chce ujawnić. Naszym reporterom udało się
dowiedzieć, że było to prawdopodobnie morderstwo, choć brak jakichkolwiek
śladów włamania, czy obecności osób trzecich...
-Warto to
sprawdzić – odezwał się Sam, na co Caroline przytaknęła.
-Powinniśmy zająć
się Masonem – mruknął niechętnie John.
-Z nich i tak nie
mamy pożytku, niech jadą wrócą za parę dni, do tego czasu może uda nam się coś
znaleźć – powiedział Singer.
-W porządku, ale
uważajcie na Gordona, kto wie czy gdzieś się nie czai.
Jak na rozkaz,
Dean zerwał się z miejsca i pognał do swojej torby, do której wrzucił kilka
ubrań i broń. Caroline spoglądała na niego z lekkim politowaniem, bowiem nigdy
nie widziała, żeby jakiś łowca tak entuzjastycznie reagował na tą robotę. Zastanawiała
się, co kryje się pod powłoką wyluzowanego, wiecznie nienajedzonego dużego
chłopca. Dusił w sobie wiele emocji, wyczuwała to, ale trudno było do niego
dotrzeć nawet Samowi.
-Więc, gdzie się
wybieramy? – Spytała, sięgając po swoją broń, która leżała na niewielkim
stoliku.
-Do Denver w
Colorado – krzyknął szatyn, na co jego młodszy brat pokręcił z niedowierzaniem
głową.
O ile Caroline
mogła, chociaż częściowo, zrozumieć Deana, o tyle Sam już kompletnie nie
pojmował jego ekscytacji. Dla niego to był chory obowiązek, wymuszony na nich
przez ojca i nie mógł zrozumieć, że Deanowi takie życie może się podobać.
Zostali pozbawieni dzieciństwa, szatyn był wiecznie obciążany przez Johna
obowiązkami, a mimo to wciąż cieszył się jak dzieciak, gdy mógł zapolować.
Dlaczego? Trudno powiedzieć. Być może jest to związane z jego charakterem –
gdyby miał siedzieć godzinami w domu, ludzie, którzy by go otaczali, mogliby
trafić do zakładu zamkniętego, albo Alcatraz za morderstwo. A mówiąc poważnie...
Po prostu czuł się w tym dobrze, nie znał innego życia.
Denver
stan Colorado
Mieszkanie Davida
była dokładnie oczyszczone – na żądanie sąsiadów, którzy nie mogli znieść odoru
śmierci, – więc Winchesterzy nie mieli problemu z oględzinami miejsca zgonu,
ale Caroline... Nie pomógł fakt, że wszystko zostało dwukrotnie zdezynfekowane,
bowiem smród wsiąkł w wykładzinę, o której prawdopodobnie „ekipa sprzątająca”
zapomniała. Fetor wił się niczym mgła tuż nad podłogą, a kiedy Moore pochyliła
się, aby lepiej przyjrzeć się miejscu, gdzie znaleziono zwłoki, aż drgnęła
momentalnie zakrywając nos dłonią. Pierwszy raz czuła coś takiego, nawet
podczas wojny, gdy zwłoki leżały po kilka dni na świeżym powietrzu nie miała do
czynienia z tak odrażającym zapachem.
-Chyba zaraz
zwrócę śniadanie – wykrztusiła i z zawrotną szybkością podbiegła do okna
otwierając je na oścież.
Dean i Sam
zerknęli po sobie z minami, które ewidentnie świadczyły o tym, że dziewczyna
zbiła ich z tropu.
-Ten smród –
wskazała na wykładzinę – Boże nawet nad Sommą nie było czegoś takiego.
-Ja tam nic nie
czuje – Dean wzruszył ramionami i wrócił do poprzedniej czynności.
-Czyli faceta na
pewno nie zabił człowiek – podsumował Sam.
-Dlaczego? –
Szatyn uniósł wzrok na brata, oczekując wyjaśnień.
-No wiesz, podczas
wojny zwłoki dniami leżały narażone na oddziaływanie czynników zewnętrznych,
dodaj do tego te wszystkie choroby, które się rozprzestrzeniały. Wtedy rozkład
ciał następował znacznie szybciej, nikt nie myślał o tym, żeby zmarłego
przechowywać w kostnicy. Jeśli to, co stało się Davidowi doprowadziło do tak
szybkiego postępowania rozkładu, wątpię, aby to było coś naturalnego.
-Kujon – mruknął
pod nosem Dean, co Sam, rzecz jasna, puścił mimochodem.
-Na samą myśl, że
musimy iść zobaczyć ciało robi mi się nie dobrze - stwierdziła na jednym
wdechu, Caroline.
-My pójdziemy, ty
dowiedz się na policji, co ci geniusze wywnioskowali – odparł brunet.
Dean rozejrzał się
jeszcze raz, po czym uznawszy, że i tak nic tu nie znajdą, rzucił
porozumiewawcze spojrzenie bratu. Ruszyli do wyjścia... Zaraz za Caroline,
która w pośpiechu omal drzwi nie przestawiła.
Musiała przyznać,
że tydzień spędzony w domu Singera okazał się być bardziej owocny, niż
uprzednio sądziła. John wciąż był nastawiony pesymistycznie, ale Bobby zaczynał
się do niej przekonywać. Wspólnie dokopali się kilku informacji o Kronosie, ale
żadna nie tłumaczyła jego planu. Znajomi łowcy – tak jak przypuszczali – nie
byli już tak pomocni, bowiem Gordon rozsiał plotkę o wampirzym pochodzeniu
Caroline. Teraz na sam dźwięk nazwiska dziewczyny, wszyscy umywają ręce.
Wszyscy prócz Ellen i geniusza Asha, który wyśledził Masona i od kilku dni
śledzi jego poczynania.
Prócz tego, co
zwykle – polowanie – nie robił nic nadzwyczajnego. Zaczynali nawet podejrzewać,
że wampir najzwyczajniej w świecie bawi się z nimi. Dlaczego nie zaatakowali,
skoro mieli na niego namiary? Odpowiedź była prosta, choć zrozumiała tylko dla
Johna, chcieli najpierw dowiedzieć, co planuje Kronos. Tego nie rozumiała też
Caroline, która choć obiecała nie działać pochopnie, to miała ogromną ochotę
dorwać się do Masona w najmniej oczekiwanym momencie.
Cóż, ona jednak
obietnic dotrzymuje.
Poprawiła
granatową marynarkę i ruszyła w stronę wejścia. Od progu powitały ją ciekawskie
spojrzenia funkcjonariuszy, jednak miała je w nosie i po prostu podeszła do
jednego z mężczyzn.
-Agentka Summers,
chce rozmawiać z komendantem – powiedziała, machając rudzielcowi przed oczami
fałszywką.
-Coraz ładniejsze
kobiety przyjmują do FBI – podsumował, po czym wskazał dłonią niewielkie
pomieszczenie, gdzie w środku siedział jego szef.
Bez słowa udała
się we wskazane miejsce. Delikatnie zapukała, ale kiedy zamiast słowa „proszę”,
usłyszała głośny rechot, po prostu pchnęła drzwi. We wnętrz zastała
łysiejącego, tęgiego mężczyznę, którego widziała raczej w roli woźnego, niż
stróża prawa. Gdyby była człowiekiem, nie chciałaby, aby ktoś taki ją
„strzegł”.
-Co Pani tu robi,
tu nie można wchodzić – rzucił ostrzegawczym tonem.
-Oczywiście, ale
chyba pana przełożeni nie chcieliby wiedzieć, czym się pan zajmuje w czasie
pracy. – Mruknęła bezbarwnie – Agentka Summers. Proszę pokazać mi wszystkie
zebrane przez was informacje o śmierci Davida Alarica.
-Panosza się takie
jak smród po gaciach – bąknął pod nosem.
-Chce pan być
oskarżony o utrudnianie śledztwa! – Zaczynała już tracić cierpliwość, i dopiero,
kiedy krzyknęła mężczyzna zerwał się z miejsca i podbiegł do drzwi.
-Chuck dawaj
kartotekę Alarica! Bardzo Panią przepraszam, po prostu mamy ostatnio istny
zawrót głowy – próbował się wyjaśnić, ale Caroline nie chciała go słuchać.
Usiadła na krześle
i założyła nogę na nogę. Traktowała go jak powietrze, nie zwracała na niego
uwagę nawet, jak już przyszedł z dokumentami. W ciszy wzięła je od niego i
zaczęła wertować. W mieszkaniu nie znaleziono śladów włamania, jak również nie
było śladów wskazujących na obecność osób trzecich. Jednak ciało Davida była
przed śmiercią rozczłonkowane i... Złożone. Alaric umierał długo i w
niewyobrażalnych męczarniach. Policja, co prawda bierze pod uwagę morderstwo, –
a jest to chyba oczywiste, zważając na to jak mężczyzna zmarł, – ale wolą tego
nie ogłaszać wszem i wobec, bowiem muszą też sprawdzić drugą (według nich)
ewentualność – samobójstwo. Z kartoteki nic nie wynikało, ponieważ policja nie
miała żadnych podejrzeń, ani poszlak. Wypytali sąsiadów o zmarłego, ale ci
uparcie twierdzili, że był miłym facetem, który nigdy nie wdawał się w
konflikty. Więc komu tak się naraził? Bez wątpienia policja powinna przejść
kurs dokształcający...
-Powinnaś nam
dziękować na kolanach – Dean rzucił skórzaną kurtkę na wolno stojące łóżko.
-Aż tak źle? –
Spytała, krzywiąc się.
-Jeszcze pytasz?
Tam praktycznie nie było co sprawdzać, te robale prawie wszystko zżarły -
odparł, siadając na wolnym krześle.
-Ale, co ciekawe
na klatce piersiowej faceta był wyryty napis Σάτυρος – Sammy pokazał Caroline
niewielką karteczkę, na której napisał dziwne słowo, po czym kontynuował - i on zachował się w idealnym
stanie. Po za tym, larwy tych robali, to odmiana drapieżna chrząszczy,
występujących głównie w Europie.
-Widziałam już coś
podobnego, chodzi mi o ten język... – Wpatrywała się dobrą chwilę w litery, a
kiedy ją olśniło zerwała się z miejsca i chwyciła laptop leżący na nocnym
stoliku – Tak, to grecki.
-Czyli, co? Mamy
ześwirowanego imigranta z Grecji? – Rzucił Dean, na co Sam nawet nie
zareagował, zwrócił się jedynie do Care;
-Co to znaczy?
-Nie wiem.
Postaram się czegoś poszukać, za ten czas możecie porozmawiać jeszcze z
sąsiadami – zaproponowała.
-Najpierw coś
zjem, bo mój mózg zaczyna nie funkcjonować – burknął Dean.
-Chcesz coś? – Sam
zwrócił się do Caroline.
-Nie, ja muszę
zjeść coś bardziej pod moją dietę – odparła nie odrywając wzroku od monitora.
-W porządku,
zobaczymy się potem – rzucił i wyszedł klepiąc po drodze Deana, który bez słowa
gapił obracał w dłoni kluczyki, ciężko nad czymś myśląc.
-Na razie –
mruknął po chwili wychodząc za Samem.
Brunet zmusił
brata, aby pospieszył się z jedzeniem, dlatego nie szukali knajpy z pięcioma
gwiazdkami, weszli do pierwszego lepszego Fast foodu. W czasie, gdy Dean
wybierał zestaw obiadowy, Samowi rzucił się w oczy tytuł dzisiejszej gazety,
którą ktoś pozostawił na ladzie „Śmierć
panoszy się w mieście”. Zaciekawiony sięgnął po nią i biorąc do drugiej
ręki kawę, udał się do stolika.
Wczorajszego
wieczoru doszło do kolejnej zbrodni w Denver. Ciało czterdziestoletniej Jacklyn
Jenkins zostało znaleziono w jej mieszkaniu przez nastoletnią córkę i jej
chłopaka. Według pierwszych ustaleń doszło do samobójstwa, ale policja nie chce
tego potwierdzać. Jednak jak głoszą tutejsze media, za śmiercią kobiety stoi
jej były partner. Choć brak śladów walki, ani włamania, świadkowie twierdzą, że
wychodził z mieszkania zmarłej tuż przed przybyciem policji. Na ciele Jacklyn
znajdowały się larwy, przyniesione prawdopodobnie przez Koleopterologa, Masona G.
-Co jest? – Dean z uśmiechem na ustach dosiadł się do brata, ale
zauważając, że ten nie reaguje pomachał mu przed oczami dłonią.
-Kolejne morderstwo, ale teraz mają winnego – Sam wskazał bratu artykuł.
-Może tym razem to faktycznie jakiś świrus? – Rzucił szatyn, po czym
wepchał sobie do ust frytkę wytaplaną w sosie.
-Jedz szybciej,
sprawdzimy mieszkanie tej całej Jacklyn...
~*~
I co o
tym myślicie?
Rozdział bardzo interesujący. Dobrze, że nie skupiasz się cały czas na sprawie z Kronosem i Masonem, ale wprowadzasz też motywy innych polowań, tak jak jest to zrobione w serialu;d Ugh, te larwy są obleśne, w ogóle nienawidzę wszelkiego rodzaju robactwa i zastanawiam się jak oni mogą z czymś takim pracować;p Rozdział trochę krótki; mam wrażenie jakbyś przerwała w połowie. No, ale nic i tak mi się podoba:)
OdpowiedzUsuńPS.
Zapraszam do siebie na nory rozdział.
Pozdrawiam;*
Tak, lubię wprowadzać do wątku głównego wątki poboczne i w przypadku FF SPN zawsze to stosuje :)
UsuńSerdecznie zapraszam do siebie na nowy rozdział:)
UsuńPodoba mi się ten rozdział. Mam wrażenie, że na okrągło coś się w nim dzieje. Zdecydowanie jestem ciekawa, o co chodzi z tymi morderstwami i kto jest za nie odpowiedzialny. Najgorsze jest to, że zasiadając do czytania, zaczęłam jeść śniadanie i szczerze powiedziawszy to nie był najlepszy pomysł, biorąc pod uwagę obrzydliwość jaką emanowało martwe ciało. Dobrze, że mnie nie wzięło na wymioty, ale zdecydowanie nie dziwię się Caroline. Nie chciałabym tego zobaczyć na żywo.
OdpowiedzUsuńBędę czekać na ciąg dalszy, widzę, że ostatnio jest tu coraz więcej akcji, co oczywiście bardzo mi się podoba. Aż ma się ochotę już czytać kolejny rozdział. Pozdrawiam:)
Dziękuję :) Haha z jednej strony dobrze, że tak zareagowałaś, ale z drugiej... przepraszam ;)
UsuńNajważniejsze, że nie musiałam wraz z rozpoczęciem jedzenia biec do łazienki. Cóż na szczęście nie tak łatwo sprawić, abym zwymiotowała, ale w sumie, gdybyś takimi scenami zapełniła cały rozdział to kto wie? :)
UsuńWiesz, moje opisy to nic ;) na blogu enter-night (który niestety jest zawieszony) opisy były obrzydliwe, ale napisane w tak genialny sposób, że człowiek choć chciał, to nie mógł się oderwać ;)Mi moje opisy ciut nie wyszły, miało to "wyglądać" gorzej ;D
UsuńKathy
No mi się bardzo podobało, zważywszy na to, że zajęli się nową, intrygującą sprawą :) Przetłumaczyłam sobie ten grecki napis i najwyraźniej zbrodniarzem jest satyr, więc to z pewnością ciekawy pomysł i ciekawe jak go rozwiniesz.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Caroline, że czuje znacznie intensywniej od innych. Przebywanie w miejscu tak okrutniej zbrodni zdecydowanie źle na nią wpłynęło, więc dobrze, że chłopcy oszczędzili jej oglądania jeszcze zwłok, które pewnie przy tak intensywnym rozkładzie wydawały jeszcze gorszy zapach.
Podobało mi się, że na początku nie oszczędziłaś nam opisu zwłok, który zdecydowanie podziałał na wyobraźnie. Robaki, fuuj, jak ja nie lubię żadnych z tych "maleństw".
Czekam na kontynuację i pozdrawiam serdecznie!
Wpadłam na ten pomysł oglądając bodajże Discovery ;) ale pisząc kolejne chyba się zamieszałam :( mam nadzieje, że dwa następne rozdziały nie wyszły aż tak źle, bo dla mnie są beznadziejne :(
UsuńDzięki ;) Robaki to pomysł zapożyczony z Kości, oni tam też nie szczędzą obrzydliwych scen ;)
Its like you learn my thoughts! You seem to know a lot about this, like you wrote the e book in it or something.
OdpowiedzUsuńI believe that you could do with some p.c. to drive the message house a bit, but instead of that,
this is magnificent blog. A great read. I'll definitely be back.
Also visit my web page авиабилеты самара кисловодск
Thank you very much it's it so important for me :)
UsuńKatherine :)
Nie wiem jakim cudem ominęłam tą notkę. Chyba zmyliły mnie dwa posty, bo zawsze był jeden na stronie głównej. Ale nadrabiam zaległości. Uhuuu początek smaczniusieńki eheheh :D Ta Dean i siedzenie na tyłku. Hehe nie dziwię się czemu ona tak reagowała. Żadna przyjemność. Jestem ciekawa co tak załatwiło Davida. O Bobby się do niej przekonuje – brawo dla tego pana. Uwielbiam Asha. Nieźle go coś załatwiło. Mason? Ten Mason? Nieźle. Nie podejrzewałabym go. Ej, dobre to było. Czekam z niecierpliwością na kolejną cześć. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSpok ;) Zmienie to za chwilę (cały czas zapominam :D )
UsuńJa bym się pewnie za przeproszeniem zrzygała na jej miejscu ;P Bobby jest bardziej chętny do rozmów niż John, a Ash jest... Ashem haha
Luzik, ja po porostu z przyzwyczajenia na sam dół i to mnie zakręciło. Heheh mogę się założyć, że nie ty jedna :D Bo Bobby był zawsze bardziej ogarnięty w kontaktach międzyludzkich niż John. A Ash noo to po prostu Ash :D
Usuń