piątek, 12 kwietnia 2013

Rozdział 9 - Empatia?





Nie było to jej najlepsze pierwsze wrażenie. Już na wstępie Rumsfeld zaczął ujadać na jej widok. Nic dziwnego, w końcu nie była człowiekiem, a każda istota nadprzyrodzona swoją obecnością wpływa na zachowanie zwierząt. Jedne reagują bardziej inne mniej. Te psisko najwyraźniej należało do tej pierwszej grupy. Odchrząknęła cicho i zerknęła przelotnie na Deana, który nie zwracał uwagi na psa. Przeszedł obok niego, taszcząc w dłoniach tobołki. Sam podobnie jak brat ruszył żwawym krokiem do domu przyjaciela, nie mogąc się doczekać chwili wytchnienia. Był już zmęczony długą podróżą i potrzebował drzemki.
Caroline minęła samochód Johna, który dojechał na miejsce jakąś chwile przed nimi. Po tym, co mu zarzuciła nie miała wątpliwości, że mężczyzna doskonale wie, że jego syn też jest wyjątkowy. Co więcej? Ukrywa owy fakt przed pierworodnymi, więc jak przypuszcza jest to coś, co może diametralnie odmienić życie Sama. Co to takiego? Nie miała pojęcia, choć wszystko w niej kazało się tego dowiedzieć. To taka reakcja na potencjalne zagrożenie. Nie rozumiała, jakie może być to zagrożenie, jednak fakt, że wyraźnie wyczuła zapach krwi demona, był wystarczającą wskazówką, czego może się spodziewać.
Weszła za Samem do domu Bobby’ego Singera. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy to stos ksiąg, które znajdowały się niemal w każdym kącie. Przechodząc do kuchni zauważyła kilka telefonów, każdy odpowiednio podpisany, jak na przykład „komisariat”. Brudne i zaschnięte naczynia piętrzyły się w zlewie, a na blacie poukładane były puste butelki po alkoholu. Na niewielkim stoliku Dean pozostawił torby, a na krześle zawiesił skórzaną kurtkę.
Z kuchni przechodziło się do niewielkiego salonu, a w zasadzie biblioteczki, bowiem w tym miejscu można było znaleźć księgi pochodzące z każdego zakątka globu. Każda rzecz jasna dotyczyła zjawisk nadprzyrodzonych. Był tu też kominek oraz stare biurko i sofa. Na komodzie Singer ułożył broń – strzelbę i taurusa, z których korzystał najczęściej.  
Gospodarz wraz z Johnem stali pod oknem i zawzięcie dyskutowali. Najwyraźniej zapomnieli, z kim mają do czynieni. Myśleli, że nikt ich nie usłyszy no, ale nie pomyśleli o Caroline, która niestety słyszała każde słowo... I bynajmniej nie szczędzili jej komplementów. Odchrząknęła cicho i odwróciła się w stronę Sama, który wydawał się być jedynym, który trzyma jej stronę. Chłopak właśnie wyjmował z lodówki butelki piwa, po jednej dla każdego.
-Jeśli musisz coś załatwić proponuje, żebyś zrobiła to teraz. Jak ta dwójka wpadnie w ciąg to mamy z głowy kilkanaście godzin – wskazał brodą na ojca i Singera.
-Dzięki, ale na razie nie musze polować – odparła cicho – staram się robić to jak najrzadziej.
-Rozumiem – uśmiechnął się i podał jej butelkę.
-Ciekaw jestem, czy Gordon już się uwolnił – odezwał się Dean.
-Mam nadzieje, że nie – przyznał niechętnie Sam.
-Wiesz Care, podziwiam cie.
-Bo?
-Ja na twoim miejscu zatłukł bym go – skwitował szatyn.
-Wtedy byłabym potworem, na którego musielibyście zapolować – zauważyła.
-W sumie racja. – Dean kiwnął potakująco głową.
-I tak będziesz martwa. To może nie my cie zabijemy, ale inni na pewno na ciebie zapolują i wierz mi, gdyby nie prośba Ellen, pozwoliłbym Gordonowi cie zabić – wtrącił John.
Nic nie odpowiedziała. Nie miała zamiaru kłócić się z łowcami. To byłoby głupie i nie rozsądne. Mogła jedynie liczyć na to, że któregoś dnia zyska zaufanie Johna. Co prawda, takie życie bywało męczące, jednak czasem i miało swoje dobre strony. Umowa z Winchesterem była jasna. Po zabiciu Masona, może zabić i ją. Rzuciła tym hasłem w zasadzie zbyt „luźno”, bowiem zaczynała wahać się czy chce umierać. Czasem i owszem marzyła o śmierci, ale były takie dni, kiedy czuła, że jest zwykłą dziewczyną, która któregoś dnia będzie szczęśliwa...


Wirginia rok 1865

Unosząc rąb sukni zeszła po stromych schodach. Rzuciła okiem na ojca, który z uśmiechem na ustach stał przy starej, dębowej komodzie. Jej matka wyłoniła się z salonu i podeszła do córki, przytulając ją z czułością. Ten dzień miał być początkiem czegoś nowego. Początkiem życia u boku Masona. Miał być... Idealny. 
-Macie nasze błogosławieństwo dzieci – powiedziała kobieta, na co Caroline uśmiechnęła się nieznacznie.
-Pamiętaj córko, teraz jesteś matką, żoną i kochanką. Wspólnie musicie przedłużyć nasz ród. Jako moja córka, twoim obowiązkiem jest urodzić potomka – odezwał się ojciec.
Była jeszcze młoda. Miała zaledwie dziewiętnaście lat, jednak w tamtych czasach wszystko było inne. Dziewczęta w jej wieku zakładały rodziny, stawały się ozdobami mężów. Nie miały wiele do powiedzenia i choć ona zawsze miała inne podejście do takowego życia, to po poznaniu Masona wszystko się zmieniło. Była mu wdzięczna niemal za wszystko. Dziś wie, że było to złudzenie. Obraz, który sam wykształcił w jej głowie.
-Chodźmy, ten chłopiec czeka już na ciebie przed kościołem – matka chwyciła ją pod rękę i ruszyła w stronę wyjścia.
Pan Moore był głównym założycielem miasta, zależało mu na szacunku, dlatego jej ślub był wydarzeniem kulturalnym. Każdy mieszkaniec miasteczka był zaproszony na uroczystość. Niewielki kościółek pękał w szwach, a szepty nie miały końca. Zazdrosne rówieśniczki Caroline, spoglądały z zawiścią jak kroczy w białej, nieco przesadnie przystrojonej sukni.
Tuż pod ołtarzem stał Mason. Jak zwykle ubrany w mundur z szarmandzkim uśmiechem na ustach, spoglądał na przyszłą żonę. W jego szarobłękitnych oczach dostrzegała ogniki, które wtedy wydawały się być oznaką szczęścia... Nie głodu, czy pragnienia.
Każdy jej krok zdawał się dłużyć w nieskończoność, jednak na końcu tej drogi miało czekać na nią szczęście, którego pragnęła każda dziewczyna. Nie mogła wtedy przewidzieć, że nie jest to dzień nowego życia, a dzień utraty czegoś jakże cennego – człowieczeństwa...


Dakota Południowa rok 2005

 Singer rzucił przed Caroline stos dokumentów, które udało mu się zdobyć. Każdy z papierów odnosił się do Masona i Kronosa. Obiecał Johnowi pomoc, dlatego popytał znajomych łowców, a zdobyte informacje połączył w notatki. Liczył na to, że Moore pójdzie po rozum do głowy i uzna, że sama może się zająć wampirem. Był do niej negatywnie nastawiony, ale w przeciwieństwie do Johna nie wyrażał tego w ostrych słowach.
Zerknęła na niego pytająco, jednak mężczyzna nic nie odpowiedział. Westchnęła i sięgnęła po pierwsze od góry notatki. Powoli zaczęła czytać i analizować pokreślone rysunki. Nie wiele z nich rozumiała, bo i niewiele wnosiły do jej sprawy. To, że wampir przemienia ludzi dla jakiegoś demona, już wiedziała. Potrzebowała informacji, kim jest ten demon i dlaczego Mason zdecydował się mu pomagać.
-Kronos? – Spytała z nieukrywanym zdumieniem, gdy po przeczytania kolejnych stron w końcu natknęła się na imię demona.
-Bóg? – Sam zerknął na Singera, który w tym momencie odłożył butelkę piwa i odchrząknął.
-Poniekąd. Niektóre demony były w poprzednim życiu kimś więcej niż zwykły człowiek. Ten akurat był brany za mitologicznego boga, choć z bogiem to miał niewiele wspólnego.
-No tak, dobrej reputacji nie miał. – Zgodziła się brunetka – Był krwiożerczy, nawet zabił swoje potomstwo. Tylko jak mitologia ma się do jego prawdziwej natury?
-Być może stał się demonem, bo faktycznie za życia zamordował rodzinę – Bobby zdziwił się wiedzą Caroline, lecz nie chciał tego po sobie pokazać. – To mógł być element wspólny mitologii z rzeczywistością.
-Czy on przypadkiem nie pożarł swoich dzieci? – Wampirzyca zerknęła na starszego łowcę.
-Tak – potwierdził.
-Może... Może chce wampirów, bo czuje niedosyt? Może z jakiś dziwnych powodów, chce je pochłonąć – rzuciła luźno, na co siedzący na sofie John zareagował głośnym westchnięciem.
-Po, co? Demonom bardziej zależy na ludziach – mruknął Winchester.
-Najwyraźniej w tym wypadku potrzebuje wampirów – odparła nie zwracając uwagi na ton głosu mężczyzny.
-Ale, co Mason nie podejrzewa, że to podstęp? – Sam ściągnął brwi i zgarnął z oczy grzywkę.
-Jest kretynem – wzruszyła ramionami – myśli, że jest na tyle silny, żeby postawić się każdemu demonowi. Pewnie sądzi, że Kronos nie jest w stanie nic mu zrobić.
-Jeśli już mowa o kretynach, – Bobby zerknął na Sama, potem Deana, który nie brał udziały w dyskusji, a jedynie słuchał – mam w piwnicy trupa, zajmijcie się nim.
-Że co? – Dean omal nie zachłysnął się piwem.
-Demon, nie miałem czasu go wywieźć.
-Świetnie – szatyn wywrócił oczami i podniósł się z miejsca, klepiąc brata w ramię, aby i ten się w końcu ruszył.
-A z tobą musimy porozmawiać, jeśli mamy ci pomóc – teraz Singer zwrócił się do Caroline.
-Co cie łączy z Masonem? – John nie owijał w bawełnę, jak tylko chłopcy wyszli, rozpoczął swoje przesłuchanie.
-Już nic.
-Ale coś łączyło. – Podsumował Bobby – Nie jestem fanem wampirów, ani nie popieram tego, że ci pomagamy. Ale wiem też, że jesteś dobrym łowcą i Ellen na pewno nie zadawałaby się z kimś, kto na jej zaufanie nie zasługuje. Co nie zmienia faktu, że nas musisz do siebie przekonać. Szczerość, jeśli ci to coś mówi.
-Mason był moim mężem. – Odparła cicho – Wtedy jeszcze byłam człowiekiem. Trwała wojna secesyjna, jego pluton stacjonował niedaleko mojego miasta. Rodzicom bardzo spodobała się myśl, że mogłabym związać się z kimś, kto walczy dla naszych. Był ideałem dla nastoletniej dziewczyny. Ale po ślubie wszystko się zmieniło, a ja poznałam, czym tak naprawdę jest. Nawet sobie nie wyobrażacie, co on ze mną wyczyniał. – Spojrzała na nich, po czym kontynuowała - Nie miałam własnej woli. Brał, co chciał. Hipnotyzował i żywił się na mnie. Potem, kiedy miałam już dość poznałam Zielarkę. Dzięki jej naparowi byłam odporna na działanie Masona, ale nie spodobało mu się to, więc teraz jestem tym – wskazała na siebie z pogardą.
Przez chwile w pomieszczeniu panowała cisza. Ani John, ani Bobby nie sądzili, że właśnie w ten sposób stała się potworem. Gdzieś tam – w środku – nawet Winchester poczuł współczucie. On, jako jedyny był aż tak nastawiony na zabicie jej. Uważał, że mimo wszystko należy jej się śmierć i choć obiecał Ellen, że tego nie zrobi, to obiecał też sobie, że każdy zły ruch Caroline, zostanie ukarany. Miał się na baczności, dlatego nie było tu miejsca na współczucie, więc szybko się otrząsnął;
-Co jeszcze?
-Przez kilkadziesiąt lat byliśmy razem i tworzyliśmy gniazdo. Jak jesteś wampirem, własna wola jest stłamszona więzią, która łączy cie ze stwórcą. Długo uczyłam się jak żyć, ale nie zabijać. Kiedy mi się to udało, po prostu odeszłam. Ale Mason był uparty. Znalazł mnie i zabił Ethana...
-Ethana? – Bobby podrapał się po głowie i poprawił bejsbolówkę.
-Byliśmy razem, ale mój mąż nie zamierzał oddać mnie byle jakiemu wampirowi. Zabił go, a potem polował na mnie. Uciekłam i zostałam łowcą. Chce zemsty. On musi zginąć, za te wszystkie lata poniżania, za śmierć Ethana i za to, kim się stałam.
-Zemsta to świetny motywator – przyznał Singer.
-A skąd znasz Ellen i Jo? – Znów John zabrał głos.
-Pomogłam im. Byłam akurat w pobliżu, kiedy banda demonów napadła na zajazd – wzruszyła ramionami.
Winchester podszedł do stolika i pochylił się nad notatkami.
-Naprawdę nie wiesz, dlaczego pomaga demonowi? – Spytał Bobby, który ku jej zdumieniu, najwyraźniej zaczął się przekonywać.
-Nie. Nie widziałam go od pierwszej wojny światowej. Dowiedziałam się o tym, dopiero... – zerknęła kątem oka na Johna, – kiedy pojawił się w zajeździe i sam mi powiedział.
-Musimy go zlokalizować. To trwa wystarczająco długi, aby armia liczyła już kilkanaścioro osób – zauważył Singer.
-Wiecie, co mnie dziwi? – John wyprostował się, – Że Gordon zapolował akurat na ciebie, a umknął mu fakt, że pod jego nosem jakiś idiota tworzy nowonarodzonych dla demona.
-A może Gordon stał się ofiarą Masona? – Starszy łowca upił spory łyk piwa – No wiesz, dużo podróżuje i co, jak co, ale jest pewnie w temacie. Może Mason nasłał Gordona na nią?
-To by wyjaśniało jego upór.
-Ale, jeśli tak jest, to Gordon tym bardziej mi nie daruje. Mason... Jego hipnoza jest specyficzna. Nie można się mu sprzeciwić, jest o niebo silniejsza od hipnozy zwykłego wampira – wyjaśniła niechętnie.
-Co go czyni takim wyjątkowym?
-Słyszałam, że za życia był czarownikiem. Być może jego moce spotęgowały się – wzruszyła ramionami.
-Pięknie, tego nam brakowało...

~*~

Przeczesał kruczoczarne włosy palcami i zaciągnął się papierosem. Ustami wypuścił dym, który zakołował nad jego głową. Sięgnął po butelkę Burbona i wypełnił nim kryształową szklankę. Zamieszał chwilę, wpatrując się jak alkohol wiruje, a lód uderza o brzegi naczynia. Zerknął przelotnie na młodą dziewczynę, która od dłuższej chwili w ciszy posilała się na nastoletnim chłopaku.
Była młoda, łapczywa, nieokiełznana. Krew tryskająca z żył chłopaka plamiła jej białą koszulę. Wzięła głęboki wdech i otarła wierzchem dłoni usta. Odrzuciła ciało szatyna na bok i spojrzała oczekująco na bruneta. Ten jedynie uśmiechnął się i pokręcił w rozbawieniu głową. Kiwnął nieznacznie głową, a do dziewczyny podeszła dwójka, znacznie bardziej doświadczonych wampirów. Chwycili ją za ramiona i wynieśli z pokoju.
-Ilu jeszcze? – Spytał blondyn, który był jednym z nielicznych, którzy mieli prawo przemieniać ludzi.
-Kazał przemieniać i nie pytać o szczegóły. Kiedy dostanie wystarczająco wielu, my dostaniemy całą Kanadę.
-Naprawdę nie interesuje cie, po co mu wampiry?
-Nasz klan i tak jest niezagrożony. Demon może nam naskoczyć – zaśmiał się brunet.
-Ale, Mason, mimo wszystko to my za nich odpowiadamy. Jeśli łowcy się dowiedzą...
-Przejmujesz się łowcami? Nie przesadzaj. Lepiej idź do Eve i dowiedz się jak jej idzie – jednym chlustem wypił całą zawartość szklanki.
-Czego jeszcze potrzebujesz? Nasze gniazdo nie ma sobie równych, a tobie ciągle jest mało – blondyn nie dawał za wygraną.
-Chce, żeby ona wreszcie zrozumiała, że jest wampirem! – Warknął, a jego oczy przybrały barwę głębokiego szkarłatu.
-Więc wciąż chodzi o Caroline – chłopak zaśmiał się sztucznie – nie sadzę, aby mogła ci zaufać. A na pewno nie po tym jak ją traktowałeś.
-Wyjdź stąd, Adamie – z jego gardła wydobył się warkot.
Blondyn potrafił wyczuć, kiedy jego przyjaciel zaczyna tracić nad sobą panowanie. Bywał wtedy nieobliczalny. Nawet najbliższe mu wampiry, wolały go unikać. Nie znał poczucia winy, nie znał współczucia, nie miał krzty empatii. Był potworem, nad którym nikt nie powinien się litować...

~*~
I jak?
Podoba się?
Nie było tu akcji, ale za to chyba całkiem niezła rozmowa między Johnem, Bobbym, a Caroline.

11 komentarzy:

  1. UUUAA :D Spotkanie Johna z Caroline się szykuje. Będzie się działo. Eh :D Telefony Bobby’ego. Szkoda, że go już nie ma w serialu – nie ma kogo mianować starym ale fajnym zrzędą :D Heh Sam święte słowa, jak oni zaczną to trochę im to zajmie. Pięknie John, pięknie brawa dla ciebie za idealny moment wtrącania się. O retrospekcja – a tak pięknie się ten dzień dla niej zapowiadał. Kronos… Nieźle. Bobby i te jego teksty. John… czuł… współczucie… niech mnie, jestem pod wrażeniem. Gordon wysłany przez Masona, Mason czarownikiem, rany się porobiło. Jeśli to okaże się prawdą, to mają ciężkie zadanie przed sobą. Końcówka ciekawa. To chyba pierwszy raz, kiedy przeniosłaś nas do Masona. Jestem ciekawa jak to się wszystko potoczy dalej. Dalej mam nadzieję, że Caroline urwie Gordonowi łeb – może to zrobić jednym zamachem urywając łepetynę również Masonowi :D Pozdrawiam i jednocześnie informuję, że na losy-lowcow.blogspot.com pojawiła się nowa notka. Zapraszam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem namieszałam z Masonem :P Pierwszy? Myślałam, że już to kiedyś robiłam... e, no dobra jednak tego nie mówiłam, bo się wyda, że mam sklerozę :D

      Usuń
    2. Namieszałaś, ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu bo opowiadanie wzbudza jeszcze większą ciekawość. A tak o ile pamiętam to chyba pierwszy raz jesteśmy "z Masonem" a nie że ktoś o nim mówi. Wiesz starzejemy się i możemy mieć już w tym wieku sklerozę - zabrzmiało to jakbyśmy uderzały wiekiem pod 70-siątkę hahahah :D

      Usuń
    3. a mi sie wydaje inaczej ;P a może, pojawił się pierwszy raz ja nie pamiętam... tyle tego... haha nie no wiesz, po 20 to już tylko z górki do 70 hahaha
      Kathy

      Usuń
    4. Tak, lata lecą i to za szybko. Czekam na kolejny rozdział tutaj u ciebie i od razu zostawiam wiadomość o kolejnym rozdziale u mnie. Ah... I jeszcze jedno. Założyłam kolejnego bloga z nowym opowiadaniem. Mam nadzieję, że cię zainteresuję (link znajdziesz na moim profilu oraz na starym blogu) :D

      Usuń
  2. Nie miałam czasu wczoraj, aby zajrzeć na obydwa twoje blogi, ale dziś nadszedł czas, aby to nadrobić :)
    Faktycznie ta rozmowa była świetna, przynajmniej łowcy trochę bardziej ufają dziewczynie, gdzie na początku te zaufanie było znikome i zabicie jej było możliwe przy najbliższej nadarzającej się okazji. Wydaje mi się, że teraz będzie lepiej. Poza tym ten cały Mason rzeczywiście wydaje się głupio wierzyć we własną siłę. Może i do słabych nie należy, ale zawsze powinien być przygotowany na krytyczne sytuacje, chociaż nie, on nie musi - nie lubię go... Cóż będę oczekiwać dalszego ciągu. Ten rozdział jakoś za szybko mi minął, ale niezaprzeczalnie mi się podobał. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  3. No mi się bardzo podobało, zwłaszcza że dzięki temu rozdziałowi mogłam jeszcze lepiej poznać Caroline, która zdecydowanie nie miała łatwego życia po ślubie. Rodzice to nie takiego męża chcieli dla swojej córki, to na pewno ;d Mason jako wampir był wobec niej bezwzględny, żywił się nią i jeszcze podle traktował, a potem przemienił, żeby uniemożliwić jej odejście od siebie. Ale Caro i tak wyzwoliła się z więzi między nimi, co najwyraźniej nie odpowiada wampirowi. Może Mason tak naprawdę bardzo ją kocha, skoro chce by ona zrozumiała, że jest wampirem, a przez to stała się takim potworem jak on i może do niego wróciła? Pewnie to, że za życia był czarownikiem potęguje jego moc, więc jako przeciwnik jest jeszcze groźniejszy.
    Postać Kronosa sprawia, że mam ciarki! Ta sprawa z jego rodziną = okropność. Pożarł własne dzieci, więc nie ma wątpliwości, że jest naprawdę okrutny i zdolny do wszystkiego.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tok rozumowania Masona jest dość zawiły. Trudno go pojąć, ale na pewno jeszcze jakieś uczucia żywi wobec Caro.
      Kronos jest faktycznie przerażający, w końcu kto robi tak bestialskie rzeczy swoim dzieciom jak nie potwór?

      Usuń
  4. Bardzo mi się podoba, szczegolnie ten powrót do przeszłości Caroline. Oby takich więcej. Dobrze, że Bobby powoli przekonuje się do Caroline, mam nadzieję, że John też jej zaufa i po wszystkim nie będzie chciał jej zabić:) Szkoda mi Caroline, tak wiele w życiu przeszła. Oby zabili tego Masona i poradzili sobie z Kronosem, a ją żeby Winchesterowie puścili wolno. A może Caro po skończonej sprawie nie odejdzie tylko dalej będzie z nimi polowała?;D Czekam na następną notkę.

    Zapraszam do siebie na pierwszy rozdział Księgi II:)
    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. John w końcu tez się przekona, jakby nie było, ona im pomaga :) Kto wie może z nimi zostanie ;)

      Usuń