piątek, 8 marca 2013

Rozdział 7 - Każdy ma swoją mroczną stronę.





Trzasnął drzwiami pokoju motelowego i wszedł do środka, rzucając skórzaną kurtkę na łóżko. Usiadł na materacu i przetarł oczy palcami. Przez chwile tkwił pochylony, po czym wstał i podszedł do stolika, sięgając po telefon komórkowy. Nie miał już wyjścia i żaden pomysł nie przychodził mu do głowy. Musiał poprosić o pomoc ojca, choć w cale mu się to nie podobało. Wiedział, że czeka go wywód z serii „jak mogliście do tego dopuścić”. Psychicznie już przygotował się na zarzuty Johna. Że też znowu to on musi odwalać czarną robotę...
Po kilku sygnałach usłyszał głos ojca. Był spokojny, jednak wyczuwał w nim nutę irytacji. Zapewne przerwał Johnowi i za chwile się o tym dotkliwie przekona. Miał to jednak gdzieś. Razem z Samem zaczynali niepokoić się o Caroline, a nadmiar złego monitoring, który znajdował się na pobliskim budynku, nie działał. Zostali, więc z niczym. Nie mogli tak jej zostawić, w końcu pomogła im i należy jej się to samo.
-Caroline zniknęła – powiedział, przerywając ojcu monolog, którego i tak nie zrozumiał.
-Jak to zniknęła? Mieliście ją dowieść do Bobby’ego – warknął.
-Po prostu! Jej samochód był nietknięty, obok leżały kluczyki. Ktoś za tym stoi, ale nie mamy żadnego tropu – odparł, przeczesując włosy palcami.
-Ktoś ją porwał? – Zdumiał się Winchester, na co jego starszy syn jedynie westchnął.
-Nie mamy nic, oprócz pewności, że to sprawka jakiegoś świrusa.
-Porozmawiam z Bobby’m. Podzwonimy po znajomych może się czegoś dowiedzą – odparł mężczyzna.
-To mógł być łowca? – Spytał Dean, na co John nie odpowiedział nic. Jednak ta cisza była na tyle wymowna, aby szatyn domyślił się, jakie podejrzenia ma jego ojciec.
-Odezwie się jak będziemy coś wiedzieć, za ten czas poszukajcie czegokolwiek – dodał łowca, po czym najzwyczajniej w świecie rozłączył się.
Szatyn zacisnął zęby i rzucił telefonem na łóżko. Nie podobało mu się, że John traktuje ich jak swoich żołnierzy. Sam miał racje. Ale nie chciał mu jej przyznać, bo wiedział, że w tym wszystkim chodzi o coś więcej. Jego zadaniem było pilnowanie i opiekowanie się bratem. To było coś, co obiecał ojcu już, gdy był dzieckiem. Raz zawiódł Johna i od tamtej pory starał się mu przypodobać, bowiem czuł, że ojciec wciąż ma mu to za złe, choć Dean był wtedy tylko dzieckiem. Dla Johna wiek nie ma znaczenia.
-Przepadła jak kamień w wodę – do pokoju wszedł Sam.
Od kilku godzin jeździł po mieście i próbował przejrzeć nagrania z miejskich kamer. Ten, kto za tym stoi, doskonale wie, że Winchesterzy jej nie zostawią. To profesjonalista, który zadbał o to, by nie było świadków, tym bardziej śladów. Czego chciał? Kim był? Te pytania pozostawały bez odpowiedzi.
-Ojciec uważa, że to łowca – odezwał się Dean, spoglądając na brata i oczekując, aż ten znów wyskoczy z czymś w stylu „po cholerę do niego dzwoniłeś”. Zdziwił się, gdy jego reakcja była inna.
-W takim razie, musimy pomyśleć, co sami byśmy zrobili – zauważył, siadając przy stole i sięgając po kubek zimnej już kawy.
-Nie wiem jak ty, ale ja ukryłbym się w jakiejś ruinie, opuszczonym budynku, fabryce. Gdzieś, gdzie nikt normalny by nie zajrzał – rzucił Dean, na co jego brat kiwnął potakująco głową.
-Sprawdź mapy, ja poszukam w necie.

~*~

Jej krzyk niósł się echem w opuszczonym budynku na przedmieściach. Kolejne dawki krwi umarlaka zdawały się wypalać dziurę w jej przełyku. Traciła siły, ale łowca nie chciał odpuścić. I tak zamierzał ją zabić, ale przed tym starał się dowiedzieć, gdzie jest gniazdo. Gniazdo, do którego ona nie należała. Nie pojmował tego i ryzykował życiem. Może i od lat nie zabiła człowieka, jednak będąc torturowaną godzinami, marzyła tylko o śmierci czarnoskórego łowcy. Właśnie w takich sytuacjach, budził się jej prawdziwy instynkt - drapieżnika.
-Powiesz mi w końcu, gdzie jest twoje gniazdo? – Powiedział, sunąc ostrzem noża po policzku brunetki.
-Nie mam gniazda – warknęła przez zaciśnięte zęby.
-Tak, słyszałem – wywrócił oczami, – Ale nie ufam takim jak ty i dziwię się, że Harvelle tak ryzykują.
-Nie są tak głupie jak ty, baranie – mruknęła, ignorując pieczenie ran.
Uderzył ją w twarz, potem chwile odczekał i wyprostował się, spoglądając na nią z wyższością.
-Jesteś tylko zwierzęciem. Polujesz, by żyć. Nie masz serca. Nie masz duszy. Działasz instynktownie. Prędzej czy później, zabijesz. Ja do tego nie dopuszczę. Mów, gdzie jest te pieprzone gniazdo, a postaram się zabić cie w humanitarny sposób.
Nie wiele myśląc syknęła przerażająco, a jej oczy znów zaszły głębokim szkarłatem. Do tej pory starała się opanować, ale ma swoją godność i nikt, a na pewno nie jakiś podrzędny łowca, nie ma prawa traktować jej jak zwierze. Szarpnęła mocniej, jednak liny były zbyt mocno zaciśnięte, a na domiar złego mężczyzna nasączył je krwią nieboszczyka. Jęknęła z bólu i osunęła się na krześle. Odwróciła wzrok w drugą stronę, próbując unikać spojrzenia bruneta.
-Jeśli liczysz na to, że Winchesterzy ci pomogą, to jesteś w błędzie.
Dziewczyna spojrzała na niego z pogarną i pokręciła głową. W cale nie liczyła na braci Winchester. Niby, dlaczego mieliby jej pomóc? W końcu zaczynali coś podejrzewać, a jej zniknięcie było im na rękę. Mogli wrócić do ojca i wspólnie zająć się Masonem. Pocieszała ją ta myśl, bowiem wiedziała, że bez względu na to czy dziś zginie, czy nie, wiedziała, że mężczyźni dopadną wampira.
-Musze jednak przyznać, że jak na pijawkę, to całkiem nieźle się ukrywałaś.
-Nie ukrywałam się, to ty jesteś takim beznadziejnym tropicielem – zaśmiała się ironicznie, jednak łowca puścił tą uwagę mimochodem.
-Ciekawi mnie, jaki kit wcisnęłaś Johnowi – przysunął krzesło i usiadł przed Caroline, opierając brodę na zagłówku i wpatrując się w nią z wyraźnym rozbawieniem.
Drgnęła nerwowo. Czyżby to Winchester naprowadził go na jej trop?

~*~

Czarny Chevrolet zatrzymał się przed kolejnym opuszczonym budynkiem. To już kolejne miejsce, które sprawdzili tego dnia. Choć miasto było niewielkie, starych fabryk i domów, było w zatrzęsienie. Dean zaczynał tracić cierpliwość, Sam z kolei był zaniepokojony. Jak tylko z kieszeni szatyna wydobył się utwór Smoke on the water, obaj spojrzeli po sobie porozumiewawczo, a Dean pospiesznie wyjął komórkę.
-Halo.
-Macie trop? – John bez wątpienia był spięty, a to nie wróżyło nic dobrego.
-Sprawdzamy opuszczone rudery – odparł syn.
-Dobrze, ale bądźcie ostrożni. Postaram się dojechać do was za kilka godzin.
-Tato, co jest grane? – Starszy Winchester zerknął znacząco na brata, który przysunął się nieco, by móc usłyszeć odpowiedź ojca.
-Popytałem łowców. Uważają, że Gordon Walker na nią polował.
-Walker? Coś mi mówi te nazwisko – odparł Sam, próbując przypomnieć sobie skąd je zna.
-To łowca wampirów – mruknął pod nosem John.
-Ehm... Wampirów? – Dean ściągnął brwi, a Sam oparł się i przeczesał włosy palcami.
-Tak, nie wiem, o co mu chodzi. Może chce znaleźć Masona? – Podsunął mało przekonująco Winchester.
-Ale znasz go?
-Jest dobry i niebezpieczny. Jeśli czegoś chce, to tego dostanie. Musicie uważać i być czujni, jeśli zorientuje się, że jesteście w pobliżu, może ją zabić. – Wyjaśnił łowca, po czym dodał – Będę u was za cztery godziny, do tego czasu postarajcie się nie zginąć.
Mężczyzna rozłączył się, a Winchesterzy w ciszy analizowali słowa ojca. Łowca wampirów, polujący na Caroline? Mieli na nią uważać, jest niebezpieczna i tajemnicza. A może to jest jej tajemnica? Może jest kimś więcej niż łowcą?
-Myślisz o tym samym, co ja, prawda? – Odezwał się w końcu szatyn.
-Nie mamy pewności – odparł spokojnie Sam – musimy ją znaleźć.
-Dobra, Watsonie – Dean klepnął brata w ramię i wyszedł z wozu, kierując się w stronę kolejnej ruiny.
Przed tylnym wejściem zauważyli czarnego pick-upa. Ktoś tu był i to od dłuższego czasu, bo mimo całodniowej ulewy, nie ma śladów, które wskazywałyby na to, że samochód stąd odjeżdżał. Podchodząc bliżej, mogli dostrzec zawieszkę powieszoną na lusterku. Nie była to byle, jaka zawieszka, a woreczek ochronny. Potrafili porozumieć się bez słów, dlatego nim któryś zaczął mówić, obaj ruszyli przed siebie, wyjmując broń.
John raczej nie zdąży dołączyć do synów, a oni nie mogli czekać. Musieli szybko wymyślić plan, dzięki któremu nie tylko pomogą Care, ale też sami przeżyją. Wiedzą, jakimi ludźmi bywają łowcy. Czasami... W zasadzie zazwyczaj, nie myślą o konsekwencjach. Tacy jak Gordon są najgorsi, bowiem mają klapki na oczach i po prostu atakują nawet, jeśli ginie przez to bezbronna osoba.
-Sam, – szepnął cicho Dean, chcąc by brat na niego zerknął – idź z drugiej strony i uważaj na siebie. Jak cie zaatakuje, strzelaj.
-To człowiek – mruknął niechętnie młodszy Winchester.
-Albo on albo ty – skwitował jedynie szatyn, po czym ruszył w swoją stronę.
Każdy z nich wiedział jak powinien się zachować, ale Sam miał wiele wątpliwości, zwłaszcza do tego, czy chce zabić człowieka... Nawet w obronie własnej. Oczywiście, co innego zapolować, ale co innego zamordować kogoś, kto uważa, że robi słusznie. Gordon tak właśnie myślał. Uważał, że tak należy postąpić. Winchesterzy jednak nadal nie byli pewni, dlaczego wybrał Caroline. Woleli nawet nie dopuszczać do głosu myśli, że zaufali nie tej osobie, której powinni...
Przerażający wrzask przerwał ciszę, która mu towarzyszyła. Rozejrzał się nerwowo, a następnie wspiął się na poukładane przy ścianie skrzynie. Wyjrzał przez okno i dostrzegł czarnoskórego mężczyznę, który pochyla się nad Caroline. Z tej odległości nie mógł dostrzec jej twarzy, ale widział doskonale rany, z których sączyła się krew. Wyglądała koszmarnie, a Walker nic sobie z tego nie robił. Zdawał się czerpać przyjemność z zadawanego jej cierpienia.
Pudła zachwiały się, a Sam stracił równowagę. W ostatniej chwili chwycił się krat w oknie. To jednak zwróciło uwagę Gordona. Spojrzał nerwowo w stronę Winchestera, na szczęście chłopakowi udało się skryć w ciemnościach. Upewniwszy się, że czarnoskóry odwrócił wzrok, postanowił znaleźć inne wejście, a przede wszystkim uprzedzić Deana.
„Gordon torturuje, Care. Jest czujny, uważaj na siebie. Spotkamy się w środku, przed wejściem do głównej hali”
Przeszedł wzdłuż ściany, aż napotkał wejście do kanałów, które rozciągały się aż pod starą fabryką. Bez namysłu odsunął głaz i wszedł do środka, próbując odszukać pierwsze wyjście. Miał cichą nadzieje, że Walker niczego nie podejrzewa. Caroline z każda chwilą była coraz bliższa śmierci, a on nie zamierzał do tego dopuścić. Może nie znał jej i ojciec kazał się pilnować, ale uważał, ze dziewczyna jest inna, niż John sądzi.
Dean otrzymawszy wiadomość od brata postanowił zaryzykować i wejść głównymi drzwiami – w końcu, idąc tokiem myślenia łowcy, to boczne wejścia powinny być zastawione. Odbezpieczył broń i pchnął stare drzwi, które uchyliwszy się, jęknęły nieprzyjemnie. Przeklną pod nosem, jednak jak tylko uznał, że droga jest czysta ruszył, uważnie przyglądając się otoczeniu. Również do niego dotarł głośny wrzask, lecz musiał zachować spokój, bowiem wiedział, że każdy gwałtowny ruch może się dla nich źle skończyć.
Przed wejściem na główną halę, opuszczonej fabryki maszyn, stał Sammy, czekając aż brat do niego dołączy. Planu nie było, dlatego postawili na czysty spontan. Zanim jednak zdążyli cokolwiek zrobić, drzwi otworzyły się, a w przejściu stanął czarnoskóry mężczyzna. Trzymał w dłoni zakrwawiony sztylet, z którego wciąż spływała czerwona posoka. Samą postawą budził respekt, choć bezwątpienia nie robiło to wrażenia na łowcach. Twarz Walkera nosiła ślady zmęczenia. Blizny, które pozostawiły wampiry, były dobrze widoczne, przez co nasuwało się na myśl pytanie, jak to możliwe, że on jeszcze żyje?
-Dziwi mnie, że przyleźliście tu dla niej – wskazał brodą na Caroline.
Dopiero teraz, Winchesterzy rzucili okiem na siedzącą po środku hali, brunetkę. Nie miała siły, by walczyć z instynktem, dlatego jej szkarłatne oczy lśniły przerażająco, a kły wysuwały się wraz z każdym głębszym wdechem. Ostra woń krwi unosiła się w powietrzu, co poważnie rozstrajało jej zmysły. Od dawna nie odczuwała takiego pragnienia. W oczach łowców musiała wyglądać jak bestia, jednak nic nie potrafiła na to poradzić. Gordon wydusił z niej zdrowy rozsądek i choć tak bardzo odsuwała od siebie myśl o krwi, po prostu nie mogła. Pulsujące tętnice były teraz dla niej jak muzyka.
Dean otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Oczywiście po rozmowie z ojcem wiedział, że coś nie gra, jednak nie przypuszczał, że najczarniejszy scenariusz okaże się prawdą. Nie wiedział teraz jak się zachować. Z jednej strony odczuwał współczuje i żal, ale z drugiej wstręt. Caroline była wampirem. Ale była też świetnym łowcą, który ocalił im życiem, a teraz sam potrzebuje pomocy.
-Co, nie wiedzieliście? – zaśmiał się Gordon.
Sam rzucił okiem na Moore. Patrzyła na niego przepraszająco, przez co łowca nie mógł po prostu się odwrócić i odejść. Z rozmachem uderzył Walkera lufą strzelby w twarz. Zarówno sam zaatakowany jak i Dean, oraz Caroline, byli zdumieni zachowaniem bruneta. Starszy Winchester ściągnął brwi i spojrzał z niedowierzaniem na brata, zastanawiając się jednocześnie, co on do licha wyrabia. Samuel nie zwracał uwagi na szatyna i bez namysłu ruszył w stronę Caroline, lecz właśnie wtedy Gordon odzyskał równowagę i odparował cios. Winchester upadł na ziemie, co rozwścieczyło Deana.
-Tknij go, a cie zabije! – Warknął, mierząc do Gordona ze swojego ulubionego i niezastąpionego taurusa.
-To nie jest człowiek. Chcecie jej pomóc, a nie macie pewności, czy po wszystkim się na was nie pożywi – odparł murzyn.
-Chętnie sprawdzę – Dean, co prawda nie wiedział, jak powinien zachować się w tej dziwnej sytuacji, ale faktem było, że nikt nie będzie mu rozkazywał... Zwłaszcza facet, który zaatakował jego młodszego brata.
Sam otarł lepką ciecz, spływającą po wargach i znów ruszył ku dziewczynie. Na posadce poukładane były fiolki, a w nich jak przypuszczał, silna trucizna dla wampirów – krew umarlaka. Sam używał jej nie raz i wiedział, jak krwiopijcy na nią reagują. W tej chwili współczuł Moore z całego serca, ale jednocześnie nie rozumiał, dlaczego Gordon tak się zawziął. Wykazał się cierpliwością, tropiąc Caroline. Tylko, dlaczego tak mu na niej zależy?
 Resztkami sił zdołała się opanować i ukryć kły, które w tej chwili wydawały się ranić jej dziąsła. Podniosła głowę i uśmiechnęła się odrobinę. Polubiła Sama, bo był inny. Wiedziała, że jest w nim coś niezwykłego, co go odróżnia od ludzi. Nie mówiła o tym głośno, zdając sobie sprawę z tego, że sam chłopak nie jest świadomy tej swojej „inności”. No i po za tym, miał serce, którego brakowało łowcom, których znała. Przy nim czuła się swobodnie i zapominała, że zemsta była jej celem przez ostatnie dziesięciolecia.
-Już dobrze – powiedział tym swoim łagodnym głosem.
Pochylił się nad nią i odwiązał jej dłonie. Wiedział, że postępuje słusznie, miał tylko nadzieje, że Caroline nie zniszczy tego w ułamku sekundy. Instynkt bywa zabójczy, a on nie raz widział, jak delikatna osóbka zmienia się w potwora. Chciał dać jej jeszcze jedną szanse. Czuł, że stać ją na zaufanie wobec nich, a oni mogą być spokojni. Wystarczyło tylko jej pomóc. To przecież tak niewiele, prawda?
Dean wciąż trzymał łowcę wampirów na muszce. Miał mieszane uczucia, ale na pewno nie żałował.  Caroline była nieśmiertelną, ale wyróżniała się... We wszystkim. Oczami wyobraźni widział, jak ojciec produkuje się, by wbić im do głów, że zachowali się jak gówniarze. Być może, ale ten jeden raz był pewien, że postępują słusznie, bo tak podpowiada im intuicja i serce.
Zastanawiał się jak oni zamierzają odejść i pozostawić Gordona żywego. Czarnoskóry będzie na nich polował, a jeśli ta wieść rozniesie się w otoczeniu... Mogą mieć przechlapane. Nie przemyśleli wszystkiego tak jak należy, a przez to każdy z nich może liczyć na poważne problemy z innymi łowcami i tu nie pomoże im nawet świetna reputacja, której się dorobili.
Gordon nie chciał odpuścić. Miał Moore na wyciągnięcie ręki, więc nie zamierzał dać jej odejść z Winchesterami. Korzystając z chwili nieuwagi Deana, zaatakował go, zadając mu silny cios w twarz. Oszołomiony szatyn zatoczył się i runął na zimie. Walker wyjął sztylet i rzucił nim w dziewczynę, jednak Caroline nawet tak wycieńczona, była od niego szybsza. W ułamku sekundy znalazła się za nim i pchnęła go. Mężczyzna odleciał kilka metrów dalej, lądując na krześle, do którego ją wcześniej przywiązał. Tak silne uderzenie sprawiło, że stracił przytomność i choć marzyła o tym, by go zabić... Nie zrobiła tego. Wzięła głębszy wdech i wyjęła liny, które miał w swojej torbie. 
-Możecie go związać? Nie chce teraz być tak blisko niego – wychrypiała.
-Jasne – odparł pospiesznie Sam, sięgając po sznury.
-Dzięki za pomóc... Nie będę już wam wchodzić w drogę – dodała cicho.
-Caroline! – Krzyknął nim zniknęła - Jesteś inna i na pewno możemy pomóc sobie nawzajem.
-Gdzie mój samochód? – Spytała, unikając wzroku chłopaka.
-Przed motelem – odparł za niego Dean, który w końcu zdołał nieco się otrząsnąć. -Chcesz wyjechać?
-Nie wiem, ale najpierw muszę dostać się do wozu...
-Wiesz, ze ten Van Helsing nie odpuści? – Wskazał brodą na nieprzytomnego Gordona.
-Jestem tego pewna, ale nie jestem tą, za którą mnie ma. Nie zabije go tylko, dlatego, że się o to prosi – wyjaśniła ocierając krew, która wciąż spływała po jej wargach – Do zobaczenia...

~*~
Ten rozdział zdecydowanie dłuższy od poprzednich.
Mam nadzieje, że się Wam podobał, choć nie wydaje mi się, żeby było tu jakieś wielko WOW.
Co do Caroline... Teraz na pewno wszystko się zmieni, ale czy na gorsze?
No, tego nawet ja nie wiem ;)
No i jeśli chodzi o jej relacje z Samem... On po prostu taki jest. Jest dobrym chłopakiem, który nie pasuje do roli łowcy, ale jest też wyjątkowy i dlatego się rozumieją. Tu nie ma żadnego podtekstu. Oni nie stworzą parę ;)


12 komentarzy:

  1. W tym rozdziale zdecydowanie wiele się działo i to było świetne, bo podejrzewałam, że rozbijesz akcję z odbiciem wampirzycy na kilka rozdziałów, bracia poczekają na Johna itp. Ale fakt faktem nie było czasu, aby czekać na ojca, skoro Caroline mogła w każdej chwili umrzeć z ręki Gordona. Sam i Dean przeprowadzili wzorową akcję, przewidując ruchy innego łowcy, również dzięki temu wiedzieli, gdzie mógł on ukrywać ich towarzyszkę. Świetnie sobie poradzili, chociaż cała akcja z odnalezieniem jej zajęłaby im znacznie więcej czasu, gdyby nie wskazówka Johna, że Caroline tropił łowca.
    Już myślałam, że Caroline wykończy Gordona, kończąc tym samym swój problem z nim, ale wampirzyca umiała się powstrzymać, czym pewnie nieco zapunktowała u braci. Teraz łowca nie da jej pewnie spokoju i ciągle będzie ją tropił, a co gorsza może sprowadzić na nią również i innych łowców... Coś tak czuję, że zrobi się naprawdę ciekawie i niebezpiecznie :)
    Dean i Sam zareagowali całkiem w porządku na wieść o prawdziwej tożsamości dziewczyny, ale nic dziwnego, skoro już im udowadniała, że nie jest jak inne wampiry i tak naprawdę niewiele różni ją od zwykłego człowieka. Sam był uroczy tak się o nią troszcząc, ech, trochę szkoda, że nie stworzą pary, bo byłoby to zdecydowanie ciekawe połączenie ;) Ale masz rację - Sam już po prostu jest taki troskliwy i nie podobny do innych łowców, zwłaszcza tych bez serc.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno jest wszystko zamieścić w jednej części, wtedy rozdział musiałby mieć albo 8 stron co najmniej, albo były zbyt skrótowo opisany :)
      Chłopcy wiele się od ojca nauczyli i jestem pewna, że wcale nie potrzebowali jego pomocy i sami wpadliby na trop Gordona, ale wiadomo, tutaj liczyła się każda minuta.
      A Care jest silna i nie mogłaby tego zrobić, w końcu kto wie jak wtedy by się zmieniła :)

      Usuń
  2. Oj tak Sam jest dobrym chłopakiem, który nie pasuje do bycia łowcą, jednak czasem potrafi pokazać się od tej złej strony:) Nie stworzą pary? W takim razie mogę przypuszczać, że parą będzie Caroline i Dean, chociaż może mnie zaskoczysz?;D
    No i wreszcie poznali jej tajemnicę. Spodziewała się, że w tym rozdziale będzie dużo akcji, to porwanie Caroline i wgl. Bardzo mi się ten rozdział podobał:) Mam nadzieję, że nie pozwolą Caroline wyjechać i dalej będą razem pracować nad pozbyciem się Masona.
    Pozdrawiam i życzę weny;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, on miewa te swoje... dziwne akcje ;D Haha dobrze przypuszczasz ^^ Dean to mój ulubieniec, to ideał ;)
      Dziękuje i ciesze się. Cóż, wszystko jeszcze przed Wami :D
      Pozdrawiam :D

      Usuń
    2. o tak, Dean to ideał i pewnie każda chciałaby mieć takiego chłopaka;d No przynajmniej ja bym chciała:D
      Zapraszam do siebie na NN
      Pozdrawiam;*

      Usuń
    3. Nie tylko Ty, wierz mi ;D
      Kathy

      Usuń
  3. Musze powiedzieć, że zaczyna się robić coraz ciekawiej, tym bardziej , że nasi kochani bracia w końcu odkryli małą tajemnicę dziewczyny. W sumie cieszę się z tego, bo mimo wszystko nie potraktowali oni ją przez to gorzej, jakoś inaczej niż wcześniej, choć przecież nikt by nie miał im tego za złe, biorąc pod uwagę fakt, że Caroline jest wampirem. Jak widać mimo tak krótkiego czasu, który miała okazję z nimi spędzić, zdołała zdobyć ich zaufanie, co oczywiście w tej chwili, w której zdawać by się mogło, że jest naprawdę blisko śmierci, zdecydowanie się przydało. W końcu gdyby nie Winchesterzy, nasza kochana bohaterka już by mogła pożegnać się z życiem... Ogólnie jestem ciekawa, co się jeszcze wydarzy, jak zareaguje John na wieść, kim jest Caroline... Czekam na ciąg dalszy! Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieje, że jest ciekawie ;D Sam pewnie nie mógłby jej od tak zostawić. Dean potrzebuje więcej czasu, bo ojciec nauczył go, że istota nadprzyrodzona to monstrum, któremu się nie ufa. Ale on spędza tyle czasu z Samem, że można to nazwać "nawracanie się" ;) Z Johnem będzie gorzej, ale to też nie potrwa wiecznie... tzn przynajmniej nie będzie tego okazywał, tak często ;)
      Kathy

      Usuń
  4. Jestem :D i nadrabiam. Eh chłopaki z Johnem to lekko nie mają. Jak widzę o wszystko potrafi się czepiać. Co za typ, tak się nad nią znęcać. Szkoda mi jej. No, to nieco się pomyliła myśląc, że Winchesterowie zostawią ją i jej zniknięcie będą mieli gdzieś. Gordon ta plugawa… resztę wypikać. Nienawidzę gościa. Mam nadzieję, że Dean i Sam nafaszerują mu dupsko nabojami – dobra kończę, bo mnie poniosło. Jak widzę bracia są na dobrej drodze do poznania o niej prawdy. Ciekawa jestem ich reakcji. Brawo Sam wal go po pysku i ratuj dziewczynę :D Ah nasz kochany Sammy :) Szkoda, że nie urwała Gordonowi głowy, było by po sprawie. Ciekawe co po tym wszystkim stanie się kiedy do braci dołączy John. A szkoda, że nie stworzą pary – choć do siebie nie pasują to nie powiem, ale stworzyli by dziwną mieszankę wybuchową. Czekam na kolejną cześć. Pozdrawiam i jednocześnie informuję, że u mnie na losy-lowcow pojawił się kolejny rozdział. Zapraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No poniosło Cię ;) Ale rozumiem, Gordon jest jak wrzód na czterech literach. Wiesz zaczynam się zastanawiać czy Caro i Sammy to nie jest taki głupi pomysł, w końcu w większości opowiadań główna bohaterka jest z Deanem (to sie też tyczy moich opowiadań ;D ) a w końcu Samowi też niczego nie brakuje, a co! :D

      Usuń
  5. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale jakoś tak wcześniej o tym nie pomyślałam. Podoba mi się ten rozdział. Dużo akcji i w ogóle. :) Nie lubię tego Gordona, nigdy go nie lubiłam. A co do Twojego komentarza wyżej, to właśnie! Samowi nic nie brakuje. ;p Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. Mam nadzieję, że niedługo dodasz. :)
    artistic smile.

    OdpowiedzUsuń
  6. Serdecznie zapraszam do siebie na ostatni rozdział I części opowiadania o Alysson Heid i braciach Winchester:)
    http://supernatural--story.blogspot.com/

    Pozdrawiam;*

    OdpowiedzUsuń