Trzasnął drzwiami
pokoju motelowego i wszedł do środka, rzucając skórzaną kurtkę na łóżko. Usiadł
na materacu i przetarł oczy palcami. Przez chwile tkwił pochylony, po czym
wstał i podszedł do stolika, sięgając po telefon komórkowy. Nie miał już
wyjścia i żaden pomysł nie przychodził mu do głowy. Musiał poprosić o pomoc
ojca, choć w cale mu się to nie podobało. Wiedział, że czeka go wywód z serii
„jak mogliście do tego dopuścić”. Psychicznie już przygotował się na zarzuty
Johna. Że też znowu to on musi odwalać czarną robotę...
Po kilku sygnałach
usłyszał głos ojca. Był spokojny, jednak wyczuwał w nim nutę irytacji. Zapewne
przerwał Johnowi i za chwile się o tym dotkliwie przekona. Miał to jednak
gdzieś. Razem z Samem zaczynali niepokoić się o Caroline, a nadmiar złego
monitoring, który znajdował się na pobliskim budynku, nie działał. Zostali,
więc z niczym. Nie mogli tak jej zostawić, w końcu pomogła im i należy jej się
to samo.
-Caroline zniknęła
– powiedział, przerywając ojcu monolog, którego i tak nie zrozumiał.
-Jak to zniknęła?
Mieliście ją dowieść do Bobby’ego – warknął.
-Po prostu! Jej
samochód był nietknięty, obok leżały kluczyki. Ktoś za tym stoi, ale nie mamy
żadnego tropu – odparł, przeczesując włosy palcami.
-Ktoś ją porwał? –
Zdumiał się Winchester, na co jego starszy syn jedynie westchnął.
-Nie mamy nic,
oprócz pewności, że to sprawka jakiegoś świrusa.
-Porozmawiam z
Bobby’m. Podzwonimy po znajomych może się czegoś dowiedzą – odparł mężczyzna.
-To mógł być
łowca? – Spytał Dean, na co John nie odpowiedział nic. Jednak ta cisza była na
tyle wymowna, aby szatyn domyślił się, jakie podejrzenia ma jego ojciec.
-Odezwie się jak
będziemy coś wiedzieć, za ten czas poszukajcie czegokolwiek – dodał łowca, po
czym najzwyczajniej w świecie rozłączył się.
Szatyn zacisnął
zęby i rzucił telefonem na łóżko. Nie podobało mu się, że John traktuje ich jak
swoich żołnierzy. Sam miał racje. Ale nie chciał mu jej przyznać, bo wiedział,
że w tym wszystkim chodzi o coś więcej. Jego zadaniem było pilnowanie i
opiekowanie się bratem. To było coś, co obiecał ojcu już, gdy był dzieckiem. Raz
zawiódł Johna i od tamtej pory starał się mu przypodobać, bowiem czuł, że
ojciec wciąż ma mu to za złe, choć Dean był wtedy tylko dzieckiem. Dla Johna
wiek nie ma znaczenia.
-Przepadła jak kamień
w wodę – do pokoju wszedł Sam.
Od kilku godzin
jeździł po mieście i próbował przejrzeć nagrania z miejskich kamer. Ten, kto za
tym stoi, doskonale wie, że Winchesterzy jej nie zostawią. To profesjonalista,
który zadbał o to, by nie było świadków, tym bardziej śladów. Czego chciał? Kim
był? Te pytania pozostawały bez odpowiedzi.
-Ojciec uważa, że
to łowca – odezwał się Dean, spoglądając na brata i oczekując, aż ten znów
wyskoczy z czymś w stylu „po cholerę do niego dzwoniłeś”. Zdziwił się, gdy jego
reakcja była inna.
-W takim razie,
musimy pomyśleć, co sami byśmy zrobili – zauważył, siadając przy stole i
sięgając po kubek zimnej już kawy.
-Nie wiem jak ty,
ale ja ukryłbym się w jakiejś ruinie, opuszczonym budynku, fabryce. Gdzieś,
gdzie nikt normalny by nie zajrzał – rzucił Dean, na co jego brat kiwnął
potakująco głową.
-Sprawdź mapy, ja
poszukam w necie.
~*~
Jej krzyk niósł
się echem w opuszczonym budynku na przedmieściach. Kolejne dawki krwi umarlaka
zdawały się wypalać dziurę w jej przełyku. Traciła siły, ale łowca nie chciał
odpuścić. I tak zamierzał ją zabić, ale przed tym starał się dowiedzieć, gdzie
jest gniazdo. Gniazdo, do którego ona nie należała. Nie pojmował tego i
ryzykował życiem. Może i od lat nie zabiła człowieka, jednak będąc torturowaną
godzinami, marzyła tylko o śmierci czarnoskórego łowcy. Właśnie w takich
sytuacjach, budził się jej prawdziwy instynkt - drapieżnika.
-Powiesz mi w
końcu, gdzie jest twoje gniazdo? – Powiedział, sunąc ostrzem noża po policzku
brunetki.
-Nie mam gniazda –
warknęła przez zaciśnięte zęby.
-Tak, słyszałem –
wywrócił oczami, – Ale nie ufam takim jak ty i dziwię się, że Harvelle tak
ryzykują.
-Nie są tak głupie
jak ty, baranie – mruknęła, ignorując pieczenie ran.
Uderzył ją w
twarz, potem chwile odczekał i wyprostował się, spoglądając na nią z
wyższością.
-Jesteś tylko
zwierzęciem. Polujesz, by żyć. Nie masz serca. Nie masz duszy. Działasz
instynktownie. Prędzej czy później, zabijesz. Ja do tego nie dopuszczę. Mów, gdzie
jest te pieprzone gniazdo, a postaram się zabić cie w humanitarny sposób.
Nie wiele myśląc
syknęła przerażająco, a jej oczy znów zaszły głębokim szkarłatem. Do tej pory
starała się opanować, ale ma swoją godność i nikt, a na pewno nie jakiś podrzędny
łowca, nie ma prawa traktować jej jak zwierze. Szarpnęła mocniej, jednak liny
były zbyt mocno zaciśnięte, a na domiar złego mężczyzna nasączył je krwią
nieboszczyka. Jęknęła z bólu i osunęła się na krześle. Odwróciła wzrok w drugą
stronę, próbując unikać spojrzenia bruneta.
-Jeśli liczysz na
to, że Winchesterzy ci pomogą, to jesteś w błędzie.
Dziewczyna
spojrzała na niego z pogarną i pokręciła głową. W cale nie liczyła na braci
Winchester. Niby, dlaczego mieliby jej pomóc? W końcu zaczynali coś podejrzewać,
a jej zniknięcie było im na rękę. Mogli wrócić do ojca i wspólnie zająć się
Masonem. Pocieszała ją ta myśl, bowiem wiedziała, że bez względu na to czy dziś
zginie, czy nie, wiedziała, że mężczyźni dopadną wampira.
-Musze jednak
przyznać, że jak na pijawkę, to całkiem nieźle się ukrywałaś.
-Nie ukrywałam
się, to ty jesteś takim beznadziejnym tropicielem – zaśmiała się ironicznie,
jednak łowca puścił tą uwagę mimochodem.
-Ciekawi mnie,
jaki kit wcisnęłaś Johnowi – przysunął krzesło i usiadł przed Caroline,
opierając brodę na zagłówku i wpatrując się w nią z wyraźnym rozbawieniem.
Drgnęła nerwowo.
Czyżby to Winchester naprowadził go na jej trop?
~*~
Czarny Chevrolet
zatrzymał się przed kolejnym opuszczonym budynkiem. To już kolejne miejsce,
które sprawdzili tego dnia. Choć miasto było niewielkie, starych fabryk i
domów, było w zatrzęsienie. Dean zaczynał tracić cierpliwość, Sam z kolei był
zaniepokojony. Jak tylko z kieszeni szatyna wydobył się utwór Smoke on the
water, obaj spojrzeli po sobie porozumiewawczo, a Dean pospiesznie wyjął
komórkę.
-Halo.
-Macie trop? –
John bez wątpienia był spięty, a to nie wróżyło nic dobrego.
-Sprawdzamy
opuszczone rudery – odparł syn.
-Dobrze, ale
bądźcie ostrożni. Postaram się dojechać do was za kilka godzin.
-Tato, co jest
grane? – Starszy Winchester zerknął znacząco na brata, który przysunął się
nieco, by móc usłyszeć odpowiedź ojca.
-Popytałem łowców.
Uważają, że Gordon Walker na nią polował.
-Walker? Coś mi
mówi te nazwisko – odparł Sam, próbując przypomnieć sobie skąd je zna.
-To łowca wampirów
– mruknął pod nosem John.
-Ehm... Wampirów?
– Dean ściągnął brwi, a Sam oparł się i przeczesał włosy palcami.
-Tak, nie wiem, o
co mu chodzi. Może chce znaleźć Masona? – Podsunął mało przekonująco
Winchester.
-Ale znasz go?
-Jest dobry i
niebezpieczny. Jeśli czegoś chce, to tego dostanie. Musicie uważać i być
czujni, jeśli zorientuje się, że jesteście w pobliżu, może ją zabić. – Wyjaśnił
łowca, po czym dodał – Będę u was za cztery godziny, do tego czasu postarajcie
się nie zginąć.
Mężczyzna
rozłączył się, a Winchesterzy w ciszy analizowali słowa ojca. Łowca wampirów,
polujący na Caroline? Mieli na nią uważać, jest niebezpieczna i tajemnicza. A
może to jest jej tajemnica? Może jest kimś więcej niż łowcą?
-Myślisz o tym
samym, co ja, prawda? – Odezwał się w końcu szatyn.
-Nie mamy pewności
– odparł spokojnie Sam – musimy ją znaleźć.
-Dobra, Watsonie –
Dean klepnął brata w ramię i wyszedł z wozu, kierując się w stronę kolejnej
ruiny.
Przed tylnym
wejściem zauważyli czarnego pick-upa. Ktoś tu był i to od dłuższego czasu, bo
mimo całodniowej ulewy, nie ma śladów, które wskazywałyby na to, że samochód stąd
odjeżdżał. Podchodząc bliżej, mogli dostrzec zawieszkę powieszoną na lusterku.
Nie była to byle, jaka zawieszka, a woreczek ochronny. Potrafili porozumieć się
bez słów, dlatego nim któryś zaczął mówić, obaj ruszyli przed siebie, wyjmując
broń.
John raczej nie
zdąży dołączyć do synów, a oni nie mogli czekać. Musieli szybko wymyślić plan,
dzięki któremu nie tylko pomogą Care, ale też sami przeżyją. Wiedzą, jakimi
ludźmi bywają łowcy. Czasami... W zasadzie zazwyczaj, nie myślą o
konsekwencjach. Tacy jak Gordon są najgorsi, bowiem mają klapki na oczach i po
prostu atakują nawet, jeśli ginie przez to bezbronna osoba.
-Sam, – szepnął
cicho Dean, chcąc by brat na niego zerknął – idź z drugiej strony i uważaj na
siebie. Jak cie zaatakuje, strzelaj.
-To człowiek –
mruknął niechętnie młodszy Winchester.
-Albo on albo ty –
skwitował jedynie szatyn, po czym ruszył w swoją stronę.
Każdy z nich
wiedział jak powinien się zachować, ale Sam miał wiele wątpliwości, zwłaszcza
do tego, czy chce zabić człowieka... Nawet w obronie własnej. Oczywiście, co
innego zapolować, ale co innego zamordować kogoś, kto uważa, że robi słusznie. Gordon
tak właśnie myślał. Uważał, że tak należy postąpić. Winchesterzy jednak nadal
nie byli pewni, dlaczego wybrał Caroline. Woleli nawet nie dopuszczać do głosu
myśli, że zaufali nie tej osobie, której powinni...
Przerażający
wrzask przerwał ciszę, która mu towarzyszyła. Rozejrzał się nerwowo, a
następnie wspiął się na poukładane przy ścianie skrzynie. Wyjrzał przez okno i
dostrzegł czarnoskórego mężczyznę, który pochyla się nad Caroline. Z tej
odległości nie mógł dostrzec jej twarzy, ale widział doskonale rany, z których
sączyła się krew. Wyglądała koszmarnie, a Walker nic sobie z tego nie robił.
Zdawał się czerpać przyjemność z zadawanego jej cierpienia.
Pudła zachwiały
się, a Sam stracił równowagę. W ostatniej chwili chwycił się krat w oknie. To
jednak zwróciło uwagę Gordona. Spojrzał nerwowo w stronę Winchestera, na
szczęście chłopakowi udało się skryć w ciemnościach. Upewniwszy się, że
czarnoskóry odwrócił wzrok, postanowił znaleźć inne wejście, a przede wszystkim
uprzedzić Deana.
„Gordon
torturuje, Care. Jest czujny, uważaj na siebie. Spotkamy się w środku, przed
wejściem do głównej hali”
Przeszedł wzdłuż
ściany, aż napotkał wejście do kanałów, które rozciągały się aż pod starą
fabryką. Bez namysłu odsunął głaz i wszedł do środka, próbując odszukać pierwsze
wyjście. Miał cichą nadzieje, że Walker niczego nie podejrzewa. Caroline z
każda chwilą była coraz bliższa śmierci, a on nie zamierzał do tego dopuścić.
Może nie znał jej i ojciec kazał się pilnować, ale uważał, ze dziewczyna jest
inna, niż John sądzi.
Dean otrzymawszy
wiadomość od brata postanowił zaryzykować i wejść głównymi drzwiami – w końcu,
idąc tokiem myślenia łowcy, to boczne wejścia powinny być zastawione.
Odbezpieczył broń i pchnął stare drzwi, które uchyliwszy się, jęknęły
nieprzyjemnie. Przeklną pod nosem, jednak jak tylko uznał, że droga jest czysta
ruszył, uważnie przyglądając się otoczeniu. Również do niego dotarł głośny
wrzask, lecz musiał zachować spokój, bowiem wiedział, że każdy gwałtowny ruch
może się dla nich źle skończyć.
Przed wejściem na
główną halę, opuszczonej fabryki maszyn, stał Sammy, czekając aż brat do niego
dołączy. Planu nie było, dlatego postawili na czysty spontan. Zanim jednak
zdążyli cokolwiek zrobić, drzwi otworzyły się, a w przejściu stanął czarnoskóry
mężczyzna. Trzymał w dłoni zakrwawiony sztylet, z którego wciąż spływała
czerwona posoka. Samą postawą budził respekt, choć bezwątpienia nie robiło to
wrażenia na łowcach. Twarz Walkera nosiła ślady zmęczenia. Blizny, które
pozostawiły wampiry, były dobrze widoczne, przez co nasuwało się na myśl
pytanie, jak to możliwe, że on jeszcze żyje?
-Dziwi mnie, że
przyleźliście tu dla niej – wskazał brodą na Caroline.
Dopiero teraz,
Winchesterzy rzucili okiem na siedzącą po środku hali, brunetkę. Nie miała
siły, by walczyć z instynktem, dlatego jej szkarłatne oczy lśniły przerażająco,
a kły wysuwały się wraz z każdym głębszym wdechem. Ostra woń krwi unosiła się w
powietrzu, co poważnie rozstrajało jej zmysły. Od dawna nie odczuwała takiego
pragnienia. W oczach łowców musiała wyglądać jak bestia, jednak nic nie
potrafiła na to poradzić. Gordon wydusił z niej zdrowy rozsądek i choć tak
bardzo odsuwała od siebie myśl o krwi, po prostu nie mogła. Pulsujące tętnice
były teraz dla niej jak muzyka.
Dean otworzył
szeroko oczy ze zdumienia. Oczywiście po rozmowie z ojcem wiedział, że coś nie
gra, jednak nie przypuszczał, że najczarniejszy scenariusz okaże się prawdą.
Nie wiedział teraz jak się zachować. Z jednej strony odczuwał współczuje i żal,
ale z drugiej wstręt. Caroline była wampirem. Ale była też świetnym łowcą,
który ocalił im życiem, a teraz sam potrzebuje pomocy.
-Co, nie
wiedzieliście? – zaśmiał się Gordon.
Sam rzucił okiem
na Moore. Patrzyła na niego przepraszająco, przez co łowca nie mógł po prostu
się odwrócić i odejść. Z rozmachem uderzył Walkera lufą strzelby w twarz.
Zarówno sam zaatakowany jak i Dean, oraz Caroline, byli zdumieni zachowaniem
bruneta. Starszy Winchester ściągnął brwi i spojrzał z niedowierzaniem na
brata, zastanawiając się jednocześnie, co on do licha wyrabia. Samuel nie
zwracał uwagi na szatyna i bez namysłu ruszył w stronę Caroline, lecz właśnie
wtedy Gordon odzyskał równowagę i odparował cios. Winchester upadł na ziemie,
co rozwścieczyło Deana.
-Tknij go, a cie
zabije! – Warknął, mierząc do Gordona ze swojego ulubionego i niezastąpionego
taurusa.
-To nie jest
człowiek. Chcecie jej pomóc, a nie macie pewności, czy po wszystkim się na was
nie pożywi – odparł murzyn.
-Chętnie sprawdzę
– Dean, co prawda nie wiedział, jak powinien zachować się w tej dziwnej
sytuacji, ale faktem było, że nikt nie będzie mu rozkazywał... Zwłaszcza facet,
który zaatakował jego młodszego brata.
Sam otarł lepką
ciecz, spływającą po wargach i znów ruszył ku dziewczynie. Na posadce
poukładane były fiolki, a w nich jak przypuszczał, silna trucizna dla wampirów
– krew umarlaka. Sam używał jej nie raz i wiedział, jak krwiopijcy na nią
reagują. W tej chwili współczuł Moore z całego serca, ale jednocześnie nie
rozumiał, dlaczego Gordon tak się zawziął. Wykazał się cierpliwością, tropiąc
Caroline. Tylko, dlaczego tak mu na niej zależy?
Resztkami sił zdołała się opanować i ukryć
kły, które w tej chwili wydawały się ranić jej dziąsła. Podniosła głowę i
uśmiechnęła się odrobinę. Polubiła Sama, bo był inny. Wiedziała, że jest w nim
coś niezwykłego, co go odróżnia od ludzi. Nie mówiła o tym głośno, zdając sobie
sprawę z tego, że sam chłopak nie jest świadomy tej swojej „inności”. No i po
za tym, miał serce, którego brakowało łowcom, których znała. Przy nim czuła się
swobodnie i zapominała, że zemsta była jej celem przez ostatnie
dziesięciolecia.
-Już dobrze –
powiedział tym swoim łagodnym głosem.
Pochylił się nad
nią i odwiązał jej dłonie. Wiedział, że postępuje słusznie, miał tylko
nadzieje, że Caroline nie zniszczy tego w ułamku sekundy. Instynkt bywa
zabójczy, a on nie raz widział, jak delikatna osóbka zmienia się w potwora.
Chciał dać jej jeszcze jedną szanse. Czuł, że stać ją na zaufanie wobec nich, a
oni mogą być spokojni. Wystarczyło tylko jej pomóc. To przecież tak niewiele,
prawda?
Dean wciąż trzymał
łowcę wampirów na muszce. Miał mieszane uczucia, ale na pewno nie żałował. Caroline była nieśmiertelną, ale wyróżniała
się... We wszystkim. Oczami wyobraźni widział, jak ojciec produkuje się, by
wbić im do głów, że zachowali się jak gówniarze. Być może, ale ten jeden raz
był pewien, że postępują słusznie, bo tak podpowiada im intuicja i serce.
Zastanawiał się
jak oni zamierzają odejść i pozostawić Gordona żywego. Czarnoskóry będzie na
nich polował, a jeśli ta wieść rozniesie się w otoczeniu... Mogą mieć
przechlapane. Nie przemyśleli wszystkiego tak jak należy, a przez to każdy z
nich może liczyć na poważne problemy z innymi łowcami i tu nie pomoże im nawet
świetna reputacja, której się dorobili.
Gordon nie chciał
odpuścić. Miał Moore na wyciągnięcie ręki, więc nie zamierzał dać jej odejść z
Winchesterami. Korzystając z chwili nieuwagi Deana, zaatakował go, zadając mu
silny cios w twarz. Oszołomiony szatyn zatoczył się i runął na zimie. Walker
wyjął sztylet i rzucił nim w dziewczynę, jednak Caroline nawet tak wycieńczona,
była od niego szybsza. W ułamku sekundy znalazła się za nim i pchnęła go. Mężczyzna
odleciał kilka metrów dalej, lądując na krześle, do którego ją wcześniej
przywiązał. Tak silne uderzenie sprawiło, że stracił przytomność i choć marzyła
o tym, by go zabić... Nie zrobiła tego. Wzięła głębszy wdech i wyjęła liny,
które miał w swojej torbie.
-Możecie go
związać? Nie chce teraz być tak blisko niego – wychrypiała.
-Jasne – odparł
pospiesznie Sam, sięgając po sznury.
-Dzięki za
pomóc... Nie będę już wam wchodzić w drogę – dodała cicho.
-Caroline! – Krzyknął
nim zniknęła - Jesteś inna i na pewno możemy pomóc sobie nawzajem.
-Gdzie mój
samochód? – Spytała, unikając wzroku chłopaka.
-Przed motelem –
odparł za niego Dean, który w końcu zdołał nieco się otrząsnąć. -Chcesz wyjechać?
-Nie wiem, ale
najpierw muszę dostać się do wozu...
-Wiesz, ze ten Van
Helsing nie odpuści? – Wskazał brodą na nieprzytomnego Gordona.
-Jestem tego
pewna, ale nie jestem tą, za którą mnie ma. Nie zabije go tylko, dlatego, że
się o to prosi – wyjaśniła ocierając krew, która wciąż spływała po jej wargach
– Do zobaczenia...
~*~
Ten
rozdział zdecydowanie dłuższy od poprzednich.
Mam
nadzieje, że się Wam podobał, choć nie wydaje mi się, żeby było tu jakieś
wielko WOW.
Co do
Caroline... Teraz na pewno wszystko się zmieni, ale czy na gorsze?
No, tego
nawet ja nie wiem ;)
No i
jeśli chodzi o jej relacje z Samem... On po prostu taki jest. Jest dobrym
chłopakiem, który nie pasuje do roli łowcy, ale jest też wyjątkowy i dlatego
się rozumieją. Tu nie ma żadnego podtekstu. Oni nie stworzą parę ;)
W tym rozdziale zdecydowanie wiele się działo i to było świetne, bo podejrzewałam, że rozbijesz akcję z odbiciem wampirzycy na kilka rozdziałów, bracia poczekają na Johna itp. Ale fakt faktem nie było czasu, aby czekać na ojca, skoro Caroline mogła w każdej chwili umrzeć z ręki Gordona. Sam i Dean przeprowadzili wzorową akcję, przewidując ruchy innego łowcy, również dzięki temu wiedzieli, gdzie mógł on ukrywać ich towarzyszkę. Świetnie sobie poradzili, chociaż cała akcja z odnalezieniem jej zajęłaby im znacznie więcej czasu, gdyby nie wskazówka Johna, że Caroline tropił łowca.
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że Caroline wykończy Gordona, kończąc tym samym swój problem z nim, ale wampirzyca umiała się powstrzymać, czym pewnie nieco zapunktowała u braci. Teraz łowca nie da jej pewnie spokoju i ciągle będzie ją tropił, a co gorsza może sprowadzić na nią również i innych łowców... Coś tak czuję, że zrobi się naprawdę ciekawie i niebezpiecznie :)
Dean i Sam zareagowali całkiem w porządku na wieść o prawdziwej tożsamości dziewczyny, ale nic dziwnego, skoro już im udowadniała, że nie jest jak inne wampiry i tak naprawdę niewiele różni ją od zwykłego człowieka. Sam był uroczy tak się o nią troszcząc, ech, trochę szkoda, że nie stworzą pary, bo byłoby to zdecydowanie ciekawe połączenie ;) Ale masz rację - Sam już po prostu jest taki troskliwy i nie podobny do innych łowców, zwłaszcza tych bez serc.
Pozdrawiam serdecznie!
Trudno jest wszystko zamieścić w jednej części, wtedy rozdział musiałby mieć albo 8 stron co najmniej, albo były zbyt skrótowo opisany :)
UsuńChłopcy wiele się od ojca nauczyli i jestem pewna, że wcale nie potrzebowali jego pomocy i sami wpadliby na trop Gordona, ale wiadomo, tutaj liczyła się każda minuta.
A Care jest silna i nie mogłaby tego zrobić, w końcu kto wie jak wtedy by się zmieniła :)
Oj tak Sam jest dobrym chłopakiem, który nie pasuje do bycia łowcą, jednak czasem potrafi pokazać się od tej złej strony:) Nie stworzą pary? W takim razie mogę przypuszczać, że parą będzie Caroline i Dean, chociaż może mnie zaskoczysz?;D
OdpowiedzUsuńNo i wreszcie poznali jej tajemnicę. Spodziewała się, że w tym rozdziale będzie dużo akcji, to porwanie Caroline i wgl. Bardzo mi się ten rozdział podobał:) Mam nadzieję, że nie pozwolą Caroline wyjechać i dalej będą razem pracować nad pozbyciem się Masona.
Pozdrawiam i życzę weny;*
Fakt, on miewa te swoje... dziwne akcje ;D Haha dobrze przypuszczasz ^^ Dean to mój ulubieniec, to ideał ;)
UsuńDziękuje i ciesze się. Cóż, wszystko jeszcze przed Wami :D
Pozdrawiam :D
o tak, Dean to ideał i pewnie każda chciałaby mieć takiego chłopaka;d No przynajmniej ja bym chciała:D
UsuńZapraszam do siebie na NN
Pozdrawiam;*
Nie tylko Ty, wierz mi ;D
UsuńKathy
Musze powiedzieć, że zaczyna się robić coraz ciekawiej, tym bardziej , że nasi kochani bracia w końcu odkryli małą tajemnicę dziewczyny. W sumie cieszę się z tego, bo mimo wszystko nie potraktowali oni ją przez to gorzej, jakoś inaczej niż wcześniej, choć przecież nikt by nie miał im tego za złe, biorąc pod uwagę fakt, że Caroline jest wampirem. Jak widać mimo tak krótkiego czasu, który miała okazję z nimi spędzić, zdołała zdobyć ich zaufanie, co oczywiście w tej chwili, w której zdawać by się mogło, że jest naprawdę blisko śmierci, zdecydowanie się przydało. W końcu gdyby nie Winchesterzy, nasza kochana bohaterka już by mogła pożegnać się z życiem... Ogólnie jestem ciekawa, co się jeszcze wydarzy, jak zareaguje John na wieść, kim jest Caroline... Czekam na ciąg dalszy! Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że jest ciekawie ;D Sam pewnie nie mógłby jej od tak zostawić. Dean potrzebuje więcej czasu, bo ojciec nauczył go, że istota nadprzyrodzona to monstrum, któremu się nie ufa. Ale on spędza tyle czasu z Samem, że można to nazwać "nawracanie się" ;) Z Johnem będzie gorzej, ale to też nie potrwa wiecznie... tzn przynajmniej nie będzie tego okazywał, tak często ;)
UsuńKathy
Jestem :D i nadrabiam. Eh chłopaki z Johnem to lekko nie mają. Jak widzę o wszystko potrafi się czepiać. Co za typ, tak się nad nią znęcać. Szkoda mi jej. No, to nieco się pomyliła myśląc, że Winchesterowie zostawią ją i jej zniknięcie będą mieli gdzieś. Gordon ta plugawa… resztę wypikać. Nienawidzę gościa. Mam nadzieję, że Dean i Sam nafaszerują mu dupsko nabojami – dobra kończę, bo mnie poniosło. Jak widzę bracia są na dobrej drodze do poznania o niej prawdy. Ciekawa jestem ich reakcji. Brawo Sam wal go po pysku i ratuj dziewczynę :D Ah nasz kochany Sammy :) Szkoda, że nie urwała Gordonowi głowy, było by po sprawie. Ciekawe co po tym wszystkim stanie się kiedy do braci dołączy John. A szkoda, że nie stworzą pary – choć do siebie nie pasują to nie powiem, ale stworzyli by dziwną mieszankę wybuchową. Czekam na kolejną cześć. Pozdrawiam i jednocześnie informuję, że u mnie na losy-lowcow pojawił się kolejny rozdział. Zapraszam
OdpowiedzUsuńNo poniosło Cię ;) Ale rozumiem, Gordon jest jak wrzód na czterech literach. Wiesz zaczynam się zastanawiać czy Caro i Sammy to nie jest taki głupi pomysł, w końcu w większości opowiadań główna bohaterka jest z Deanem (to sie też tyczy moich opowiadań ;D ) a w końcu Samowi też niczego nie brakuje, a co! :D
UsuńPrzepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale jakoś tak wcześniej o tym nie pomyślałam. Podoba mi się ten rozdział. Dużo akcji i w ogóle. :) Nie lubię tego Gordona, nigdy go nie lubiłam. A co do Twojego komentarza wyżej, to właśnie! Samowi nic nie brakuje. ;p Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością. Mam nadzieję, że niedługo dodasz. :)
OdpowiedzUsuńartistic smile.
Serdecznie zapraszam do siebie na ostatni rozdział I części opowiadania o Alysson Heid i braciach Winchester:)
OdpowiedzUsuńhttp://supernatural--story.blogspot.com/
Pozdrawiam;*