piątek, 11 stycznia 2013

Rozdział 3 - Kim ona jest?





Zawsze podchodził z dystansem do nowo poznanych osób, zwłaszcza, gdy te okazywały się być innymi łowcami. Z doświadczenia wiedział, że im się nie ufa. Ojciec zawsze to powtarzał, a on zawsze mu wierzył i zawsze robił to, co rozkazał. Był synem idealnym, choć niektórzy mogli sądzić, że został pozbawiony własnego zdania. Jednak sam zainteresowany miał w nosie opinie innych. Miał tylko ich – ojca i Sama. Musiał robić wszystko, by przeżyć kolejny dzień. Musiał robić wszystko, by jego młodszy braciszek był bezpieczny – to najważniejsze zadanie, jakie otrzymał od Johna, w dniu, gdy zginęła ich matka, a było to dwadzieścia dwa lata temu.
On miał zaledwie cztery lata, Sammy pół roku. Dzień, jak co dzień, nic szczególnego. Mały Dean przebudził się nad ranem i jak zwykle Mary zrobiła mu śniadanie, potem chwile pobawił się ulubionym samochodzikiem, zajął się braciszkiem, podczas gdy mama musiała pozmywać naczynia. Przed południem długi spacer, popołudniowa drzemka. Oczekiwanie na powrót ojca i noc. Właśnie wtedy to się stało...
To coś wtargnęło do pokoiku Sama. Stało nad kołyską chłopca, gdy zaniepokojona płaczem syna, Mary postanowiła sprawdzić, co się dzieje... John znalazł ją płonącą, przygwożdżoną do sufitu. Sam płakał, jednak jego ojciec nie mógł czekać. Chwycił go w ramiona i podał Deanowi, każąc wybiec najszybciej jak potrafi. To był dla nich wszystkich szok. John długo nie potrafił się pozbierać. On wiedział, co widział, lecz nikt nie chciał mu uwierzyć. Brano go za alkoholika, lecz mężczyzna po prostu chciał poznać prawdę. I tak trafił do Missouri, medium, która wyjawiła mu sekret. Noc kryje w sobie więcej bólu i cierpienia niż zwykły śmiertelnik, może sobie wyobrazić.
Od tamtej pory robił wszystko, by dopaść istotę odpowiedzialną za śmierć żony. Polował dniami i nocami, zagłębiał się w księgach i mitach. Trenował i szkolił swoich synów. Stali się wojownikami, choć byli szkrabami, którzy powinni bawić się ze swoimi rówieśnikami. John czasami nie wracał do domu kilka dni, a wtedy Dean zdobywał jedzenie dla siebie i brata. Najgorsze były święta. Sam niecierpliwie czekał na powrót taty, jednak ten zazwyczaj spóźniał się, lub nie pojawiał się w ogóle. Dean, choć sam był jeszcze dzieckiem, robił wszystko, by pocieszyć brata... By tkwił w niewiedzy jak najdłużej.
Jednak z czasem i Sammy zaczął wypytywać Deana, czym zajmuje się ojciec. Prawda była bolesna, lecz w końcu musiał ją poznać. Przestał być dzieckiem, jego dzieciństwo się skończyło, a Dean obiecał go strzec. Nikt nie miał prawa tknąć Sama i tak zostało do dnia dzisiejszego. Rodzina jest dla nich najważniejsza.
Szatyn czasami zastanawiał się, jakie byłoby ich życie, gdyby matka żyła. Gdyby to coś jej nie zabiło i gdyby tata, nie postanowił się mścić. Na pewno teraz zarówno on jak i Sam, uczyliby się, bądź pracowali w normalnym zawodzie. Takie życie miałoby swoje plusy, ale miałoby też minusy. Wielu z tych, których uratowali, teraz byłoby martwych. A oni sami, byliby zupełnie innymi ludźmi.
Sam zasadniczo różnił się od swojego brata. On zawsze pragnął normalnego domu i nieraz wspominał ojcu, że chciałby wylądować w Stanford na studiach prawniczych. John jednak brał to, za głupie gadanie i puszczał mimochodem. A Sam... Sam naprawdę chciał czegoś więcej, niż wieczne uganianie się za zemstą. Był wrażliwy, inteligentny, ale jak każdy Winchester, był uparty. Pod tym względem był podobny do Johna bardziej niżeli Dean.
Brunet odchrząknął znacząco. Jego brat zerknął na niego kątem oka, lecz już po chwili znów spoglądał na Caroline. Brunetka czuła się nieswojo, choć próbowała to ukryć. Musiała się pilnować, dlatego większość czasu spędzonego z braćmi Winchester, starała się opanować pragnienie, które ze względu na ich rany, zaczynało domagać się ugaszenia. Czekała na powrót Johna, chyba bardziej niż jego synowie. Sądziła, że wtedy w końcu zajmą się sprawą Masona, a niezręczna cisza pójdzie w niepamięć.
-Jak wplątałaś się w tą robotę? – Spytał Dean.
-Jak większość – wzruszyła ramionami – Ktoś musi dostać od życia kopa, żeby wylądować w tym bagnie.
-Racja – zgodził się Sam.
-A twój kop? – Nie dał za wygraną, Dean.
-Mason zabił mojego chłopaka – odparła.
Właściwie nie kłamała, jedynie pominęła fakt, że najpierw przemienił ją w wampira.
-Mason to ten wampir? – Spytał zaciekawiony Sam.
-Tak, podobno podał sobie dłoń z jakimś demonem. Tworzy dla niego armie wampirów.
-Chce mu oddać swoje gniazdo? To się raczej nie często zdarza – zauważył szatyn.
-Dlatego jest to podejrzane – odparła.
W dłoni obracała srebrny nóż. Myślami błądziła w czasach, gdy mu ufała. To zdumiewające, ale ufała mu najbardziej, będąc już po przemianie. Wszystko jest wtedy skomplikowane. Ufa się nie tym, którzy na to zasługują. On, jako jej stwórca i żywiciel, miał szczególne względy w jej sercu. Uczył ją wszystkiego, czego wampir umieć powinien. Długo trwało, nim odzyskała rozum. Kiedy w końcu do tego doszło, postanowiła odejść. Przeciąć pępowinę, która ich łączyła. Przysięga, która sobie złożyli przed Bogiem, już dawno przestała istnieć. Oboje byli kimś innym.

John pojawił się w pokoju motelowym jakiegoś dwie godziny później. Ellen znała Caroline i nieco mu o niej opowiedziała, oczywiście pomijając najistotniejszy szczegół z życia brunetki. Uznał, że można jej zaufać, dlatego postanowił pomóc. Po za tym, zdążył zauważyć, że zna się na swoim fachu, a w dzisiejszych czasach jest to niezmiernie potrzebne do przetrwania.
Rzucił kurtkę na łóżko Sama i zerknął uważnie na synów. Zdawał się pytać, czy wszystko gra, więc chłopcy kiwnęli potakująco głowami. Caroline zmierzyła ich podejrzliwie, jednak wolała się nie odzywać. Czasami gadała za dużo, potrafiła palnąć głupotę, a potem słono za to płacić. Chciała po prostu dowiedzieć się, co zamierza Winchester. Chce znaleźć Masona, czy chodzi mu o demona, z którym wampir zawarł umowę. Nie wierzyła też w bezinteresowność, więc była pewna, że mężczyzna chce czegoś w zamian.
-Co wiemy o tym wampirze? – Spytał przenosząc wzrok na dziewczynę.
-Jest idiotą – zaśmiała się sztucznie.
-A coś więcej? – Dean spojrzał na nią oczekująco.
-Jest jednym z tych, co patrzą tylko swojego interesu. Jest egoistą, ma w głębokim poważaniu wszystko i wszystkich.
-Jak każdy wampir – skwitował szatyn.
-Nie każdy – mruknęła.
-No dobra, a jak go poznałaś? – Spytał John, siadając przy stole.
-Zabił mojego chłopaka.
-Dawno?
-To przesłuchanie?
-Musze wiedzieć, z kim pracuje – uśmiechnął się, co dziewczyna puściła mimochodem.
-Jakiś czas temu, ale spokojnie jestem zrównoważona – warknęła zirytowana.
Wzięła głębszy wdech, chcąc się jak najszybciej uspokoić. Wstała z miejsca i ruszyła do laptopa, przy którym siedział najmłodszy Winchester.
-Co robisz? – Dean dołączył do niej, zaciekawiony zamiarami brunetki.
-Zabieram się za robotę. Chce sprawdzić, czy w okolicy Nebraski nie było dziwnych zawirowań pogodowych.
-Nie powinniśmy działać pochopnie. Musimy dowiedzieć się, z kim współpracuje – odezwał się John.
-To nie będzie łatwe, potrafi dbać o swoje interesy.
-Dlaczego zaatakował Ellen? – Tego pytania nie spodziewała się, choć tak naprawdę było one całkiem na miejscu.
-Chciał mnie tam ściągnąć – odparła, uciekając wzrokiem w bok.
-Bo? Chyba jest jakiś konkretny powód – łowca skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
-Nie ma, przynajmniej mi nic o tym nie wiadomo – skłamała, – chociaż... Może chodzi o to, że mu odmówiłam.
-Odmówiłaś?
-Chciał mnie przemienić, ale nie udało mu się – kolejne kłamstwo.
Kłamstwo wychodziło jej ostatnimi czasy najlepiej. Niektóre wersje historyjki miała wyuczone, ale w przypadku Winchesterów, musiała zaserwować im coś zupełnie nowego.
-Dżentelmen – Dean zaśmiał się.
-Kazałem Ashowi znaleźć go. My musimy dowiedzieć się, który demon zlecił mu stworzenie nowych wampirów. – John bez wątpienia miał zapędy przywódcze, które nie do końca podobały się Moore. Była niezależna i odłączając się od Masona nie miała zamiaru trafiać z deszczu pod rynnę, dlatego wiele lat polowała samotnie.
-Zanim Ash się odezwie, powinniśmy się czymś zająć. Musimy poznać wzajemnie nasze sposoby działania – odezwał się Sam, odgarniając z oczu przydługawą już grzywkę.
-Masz racje Sammy – John kiwnął głową. – Poszukaj czegoś odpowiedniego, ja pogadam z Bobbym.
-Myślisz, ze będzie coś wiedział? – Spytał z nutą powątpienia starszy z braci.
-Jest kompendium wiedzy, na pewno słyszał o czymś.
-Widzę, że wszystko macie zaplanowane – bąknęła Caroline, zerkając kolejno na każdego z mężczyzn.
-Zobaczymy się za kilka dni, podam wam współrzędne – John sięgnął po swoją torbę i kurtkę, po czym wyszedł.
-On tak zawsze? – Caroline skrzywiła się.
-Tak, lubi mieć kontrole nad wszystkim – westchnął Sam, co Dean nie zamierzał lekceważyć.
-Nie zapominaj, że zna się na tej robocie i...
-Sami też umiemy to i owo, a on wciąż wydaje nam rozkazy. Dean, nie jesteśmy dziećmi – Sammy nie był potulnym synalkiem, choć z pewnością kochał i szanował ojca. W przeciwieństwie do brata, zawsze starał się mieć kontrole nad swoim życiem.
-Jeśli pozwolicie, pójdę wynająć pokój – nie miała ochoty słuchać kłótni dwójki przerośniętych dzieciaków.
-Nie ma już pokoi, ale łóżko ojca jest wolne. – Dean wyszczerzył się w głupawym uśmiechu.
Najstarszy syn Johna miewał renomę kobieciarza. Był przystojny, dobrze zbudowany, miał swój niepowtarzalny charakter. Jego szmaragdowe oczy lśniły zawsze, gdy w jego otoczeniu pojawiała się piękna kobieta. Wychodził z założenia, że coś od życiu mu się należy, kobiety zaś nie zamierzały wyprowadzać go z błędu. Miał to coś i był tego świadomy.
-Wole przespać się w swoim samochodzie – mruknęła, odwracając się na pięcie, co Sam skomentował głośnym śmiechem.  
-Spoko nie musisz się nas obawiać – żachnął się starszy z braci.
„Raczej wy powinniśmy obawiać się mnie” pomyślała z przekąsem.
-Hey, hey! – Sam zwrócił na siebie uwagę pozostałych łowców, nim dziewczyna zdążyła wyjść z ich pokoju. Zatrzymała się w pół kroku i zerknęła na niego przez ramie.
-Mam chyba coś dla nas – oznajmił, odwracając laptop w ich stronę, by również oni mogli przeczytać informację, którą znalazł.
-Wczoraj w samo południe w okolicy starego mostu zaginął pięcioletni Tom Grey. – Czytał na głos Dean - Był tam razem ze swoją matką, dwudziesto czteroletnią Charlotte Gray, która z rozpoznaniem rozległego zawału serca trafiła do szpitala, gdzie zmarła godzinę później, nie odzyskawszy przytomności. Jak twierdzi rodzina kobiety, Charlotte postanowiła wybrać się na spacer, przechodząc obok starszych spichlerzy. To pierwszy taki przypadek w całym Wisconsin.
-Dwudziestolatka zmarła na zawał? – Zdziwiła się Caro.
-A, co z jej synem? Nie szukają go? – Dean przewinął stronę na sam koniec, jednak żadnych informacji odnośnie dziecka nie znalazł.
-To nie daleko, załatwimy wszystko, nim tata da nam znać, co dalej – zauważył Sam.
-Dlaczego myślisz, że to sprawa dla nas? – Szatyn skrzywił się i oparł o ścianę.
-Młoda kobieta umiera na zawał? – Spytał retorycznie brunet.
-Nie ważne, po prostu sprawdźmy to – Caroline zamknęła klapę laptopa. – Musze coś załatwić, zobaczymy się na dole.
Nie czekała aż zareagują. Miała spędzić w ich towarzystwie kilkanaście godzin, musiała najpierw załagodzić głód. Była przewidywalna, dlatego w swoim bagażniku prócz broni i przeróżnych ksiąg, czy notatek, które zdobyła przez ostatnie sto lat, miała też przenośną lodówkę, a w niej kilka woreczków krwi. Owszem, mogła polować na zwierzęta i to często się zdarzało, ale to ludzka posoka działała na nią pobudzająco, i dzięki temu jej rany szybciej się goiły, a ona sama miała więcej siły.
Jakieś paręnaście lat temu poznała wiedźmę, która używając czarnej magii zabijała niewiernych mężczyzn. Caroline polowała na nią, a gdy już udało jej się odnaleźć staruszkę, kobieta zdradziła jej pewien sekret. Istnieje lek na wampiryzm. Obiecała sobie, że będzie tak długo szukać, aż w końcu uda jej się go znaleźć. Brunetka wiele lat szukała jakiś informacji, lecz to nie dało żadnych rezultatów.
Gdy już się pożywiła, a łowcy byli spakowani do drogi, cała trójka ruszyła do Park Falls. Nie wsiedli do jedno wozu, Caro nadal nie ufała samej sobie, więc uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie unikanie nieprzyjemnych sytuacji. Po za tym, stwierdziła, że bracia muszą zostać sami. Byli dobrymi aktorami, ale i tak wiedziała, że bacznie się jej przyglądają. Nic w tym dziwnego. Wielu chce ich zabić, więc muszą mieć się na uwadze.
 Caroline mogła już nieco powiedzieć, o tej bez wątpienia dziwnej rodzinie. Dean był impulsywny, częściej działał potem myślał... Dzięki Bogu, za to, że zawsze miał obok siebie Sama. Inteligentny, spokojny z ogromem empatii, której czasami brakowało szatynowi. Oboje się dopełniali, tworząc idealny zespół. Byli skuteczni i z powodzeniem mogli pracować na własną rękę. John kochał Deana i Sama, ale miał gdzieś ich zdanie. Uważał, że nadal muszą się uczyć, czasem traktując ich jak swoich żołnierzy, a nie synów.

Rzężenie silnika czarnej Impali uspokajało go. Nie dawała mu spokoju ta cała sytuacja z Caroline. Czuł, że jest z nią coś nie tak, ale z drugiej strony, to ojciec ją do nich wysłał. Pomogła im, ale to nie jest równoznaczne z zaufaniem.
-Myślisz, że ojciec wie, co robi? – Dean spojrzał na brata unosząc pytająco brew.
-Masz na myśli Caroline, czy tego wampira, Masona? – Sam nadal przeglądał swoją pocztę mailową w telefonie.
-Jedno i drugie – skwitował szatyn.
-Podobno zna się na tej robocie – odparł z przekąsem brunet.
-Racja, jeśli mówi, że musimy jej pomóc, to musimy – dodał raczej do siebie niż do niego.
Sam wywrócił teatralnie oczami i pogłośnił muzykę, która płynęła z głośników. Nie przepadał za klasycznym rockiem, ale jego brat to uwielbiam i jeśli chodzi o muzykę w tym samochodzie panowała zasada... „Kierowca wybiera płytę, pasażer trzyma jadaczkę zamkniętą”.
-Powinniśmy, się jej lepiej przyjrzeć – odezwał się Dean.
-Ojciec pewnie już to robi – zauważył spokojnie młodszy Winchester, z czym Dean musiał się zgodzić.
-Ellen nigdy o niej nie opowiadała.
-Daj jej szanse Dean. Tata nie zawsze ma racje, powinieneś się już tego nauczyć – Sam wcisnął telefon do kieszeni kurtki.
-Nie twierdze, że jest jakaś wariatką. Ciekawi mnie tylko, dlaczego ten wampir się tak do niej uczepił – burknął pod nosem szatyn.
-Widocznie coś mu zrobiła, poczekamy zobaczymy.
-Ojciec by cie za to zabił – zaśmiał się Dean.
-Mam tego dość – warknął – skończ z tym, ojciec to ojciec tamto! Dean do cholery polujemy samodzielnie, nie jesteśmy idiotami! Ojciec też lubi się mylić.
-Dobra, dobra – Dean uniósł nieco dłonie w obronnym geście – zajmijmy się lepiej tą sprawą w Park Falls. Jak myślisz, co to może być?
-Wydaje mi się, że w tym wszystkim chodzi o tego chłopca. Matka umiera, syn znika.
-Co poluje na dzieci?
-To stało się w jakieś wsi na odludziu, może wendigo? – Rzucił luźno starszy Winchester.
-Nie, matkę też by zabił – Sam odgarnął grzywkę z oczu. – Musimy zobaczyć ciało Charlotte i pogadać z jej rodziną. Dzieciak może jeszcze żyć.

~*~

Kolejny rozdział :)
Mam nadzieje, że przypadł Wam do gustu.
Mam też nadzieje, że opis Deana, Sama i Johna wyszedł dobrze, (choć wiadomo, że to jeszcze nie wszystko, a na kilka szczegółów musicie poczekać), bo przyznam, że opisując wszystko od pierwszego sezonu jest trudniej, niż gdybym nie określiła czasu akcji na jakiś konkretny sezon serialu.
Tym rozdziałem wprowadzam też was do pierwszej „roboty”, czyli taki przerywnik w wątku głównym.
Dziękuje za wszystkie komentarze!
Do napisania :D



4 komentarze:

  1. Świetny rozdział. Lek na wampiryzm? Robi się coraz ciekawiej. A opis Winchesterów świetny, jakbym widziała ich przed sobą;D Z niecierpliwością czekam na następny rozdział i zapraszam do siebie na rozdział VI:)

    http://supernatural--story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten lek to nic pewnego, jeśli uda mi się wpaść na coś oryginalnego, to możliwe, że go wprowadzę :)

      Usuń
  2. Wiesz, że jakiś czas temu zorientowałam się, że "Supernatural" to "Nie z tego świata"? Tak jakoś oglądam odcinek w tv i coś mi zaświtało, że twoje opowiadanie może być właśnie o tym. Czyli jednak nie jestem tak zielona w tych wszystkich sprawach, jak mi się wydawało. Fakt nie obejrzałam zbyt wielu odcinków, tylko kilka, choć wpadam na nie od dłuższego czasu. Zapewne byłoby to częściej, gdyby serial ten leciał w tv o wcześniejszych godzinach, a ja następnego dnia nie musiałabym wstawać przed 5 z łóżka:)
    Co do tego rozdziału jednak, bo w końcu aby go skomentować się tu zjawiam, choć zdecydowanie bardziej przyciągnęła mnie chęć przeczytania, to muszę ci powiedzieć, że jest zwyczajnie świetny. Nie działo się w nim nic nadzwyczajnego, nie było jakiegoś wielkiego poruszenia, akcji, ale i tak zdołał mnie zaciekawić i oczywiście mi się spodobał. Braci wg mnie przedstawiłaś idealnie, zdecydowanie miałam przed oczami ich serialowych przedstawicieli. W tym wszystkim oczywiście wciąż mnie zastanawia, kiedy oni poznają prawdę na temat Caroline. Tyle węszą w stosunku do jej osoby, że nie sądzę, by tak istotna sprawa na jakoś długo została przed nimi ukryta. W takim też wypadku jaka będzie ich reakcja na fakt, że dziewczyna jest wampirem? Przyznaje, że nie mogę doczekać się tego momentu. Poza tym Caroline jest nadzwyczaj zapobiegliwa. To, że nie chciała jechać z braćmi samochodem, zdecydowanie można uznać za przezorność i uzewnętrznienie jej inteligencji. Zresztą życzę jej jak najlepiej, oby znalazła ten tajemniczy lek na wampiryzm. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Supernatural to "Nie z tego świata" ;) W tv akurat leci 3 sezon. Fakt, leci późno, a ostatnio chyba o 22:40 i nawet ja nie dotrwałam, bo gdy się ocknęłam to sobie uzmysłowiłam, że jest już dawno po ;)

      Cieszę się, że udało mi się ich jakoś przedstawić :D A poznają prawdę dokładnie w rozdziale 7, więc niestety jeszcze trochę poczekasz :)
      Pewnie gdybym tylko skupiła się na tym co robią Winchesterowie i Caroline, to wszystko wyszłoby na jaw wcześniej. Ale dodaje też fragmenty choćby z Johnem, który nie jest "na miejscu" ;) Niemniej Caroline musiała się nauczyć być zapobiegliwą, bo w jej przypadku to bardzo istotne.

      Usuń