Zamknięta
w latach sześćdziesiątych, fabryka maszyn rolniczych była idealnym miejscem dla
Bazyliszka. Nikt tu nie zaglądał... Oczywiście prócz bezdomnych, urządzających
sobie tu noclegownie. Większość z nich nigdy nie opuszczała tego miejsca,
jednak nie mając dokąd pójść, mury starej fabryki były jak wymarzony dom.
Samochód
zaparkowali nieopodal wjazdu, który swoją drogą i tak był zbyt zarośnięty
przeróżnymi krzakami, aby móc jechać dalej. Wyszli z wozu w dłoniach trzymając
broń, jedynie Elena postanowiła darować sobie gierki i tak wiedziała, że na nic
się to zda. Ukradkiem przemknęli przez dziko rosnące krzaki, kalecząc sobie
przy tym dłonie. Pod ich stopami szeleściły kamienie i rozbite butelki po
alkoholu. Czuć było fekalia i palone opony, które noce dawały ciepło bezdomnym.
Robiąc taki hałas nie ma mowy o skradaniu się, wiec nawet nie próbowali tego
robić. Ruszyli przez pusty plac, zatrzymując się dopiero przed wejściem, które
było nieznacznie uchylone. Elena minęła chłopaków i odsłoniła ucha, jak gdyby
miało jej to pomóc w usłyszeniu jakiegokolwiek szmeru.
Dean
zerknął na brata. Jego spojrzenie było wymowne, obaj myśleli o tym samym, choć
młodszy Winchester nie chciał mówić tego na głos – wciąż miała nadzieje, że
Bobby się pomylił, nawet jeśli nigdy tego nie robił.
-Co
tu robicie?! – odwrócili się gwałtownie, mierząc bronią w tęgiego mężczyznę, z
lekką łysiną na czubku głowy. Ubrany był w granatowy uniform ze znakiem ochrony
na piersi. Odchrząknęli nerwowo, szukając w miarę logicznego wyjaśnienia.
-Agent
Willis, Smith i agentka Thomson. Mieliśmy zgłoszenie morderstwa – zaczął szybko
Dean, to on najczęściej odwalał czarną robotę w postaci wciskania kitów
wszystkim wkoło.
-Federalni?
– zdziwił się mężczyzna – nic nie wiem o żadnym morderstwie.
-Mamy
ciało, a materiał zabezpieczony na ubraniu ofiary wskazuje na to miejsce.
Ochroniarz
kiwnął znacząco głową.
-Czego
szukamy? – spytał.
-Proszę
na czas przeszukiwania nie wychodzić z pańskiej dyżurki – powiedziała
blondynka.
Odprowadziła
mężczyznę wzrokiem. Zniknął za niewielkim budynkiem otoczonym wysokimi
drzewami, które nijak się miały do ponurej okolicy. Wzruszyła ramionami i
pchnęła drzwi. Od razu poczuła zapach zgnilizny i odór śmierci. Był tak
charakterystyczny, że wręcz można było do niego przywyknąć. Pajęczyny wisiały
nisko, przez co trzeba było udrażniać sobie przejście. Ze świetlika usilnie
próbowały przebić się zbłąkane promienie wiosennego słońca. Zgodnie uznali, że
muszą się rozdzielić. Dean nie chciał puścić dziewczyny samej, bynajmniej nie z
troski, a obawy, że zacznie kręcić.
Szedł
przodem, zaglądał do każdego mijanego pomieszczenia. Elena przyglądała się mu
uważnie. Widziała, że jest spięty. Nie musiał nic mówić, ale wolała wyłożyć
kawę na ławę.
-Wiem,
że coś podejrzewacie...
-Co
masz na myśli? Że Bazyliszek nie jest sam? – rzucił podchwytliwie.
-To
też – przyznała.
-Tak,
podejrzewamy – powiedział, odwracając się w jej stronę, – dlatego radzę nie
kręcić, bo ja w przeciwieństwie do mojego brata nie zastanawiam się zbytnio nad
tym, czy warto marnować kulki.
-Dobrze
wiedzieć – odparła, przewracając ironicznie oczami.
Dziwiło
ją, że jeszcze nie interweniowali. A może mają wątpliwości? Albo wiedzą, że z
Eos nie poradzą sobie sami. Ciekawiło ja, co nimi kieruje.
-W
takim razie, jeśli wszyscy wiemy, na czym stoimy – zaczęła, – pamiętajcie o
jego oczach, kołkiem w serce... Ja go zatrzymam.
-Jak
to zrobisz? – próbował podpytać.
-Mam
swoje sposoby – mruknęła.
Dean
przygryzł wargę, nie odpowiadając. Nie zamierzał kumplować się z Selene –
owszem już wiedzieli, kim jest Elena, i choć wcześniej mieli wątpliwości,
dziewczyna sama poniekąd wszystko potwierdziła. Winchester po przejściach z
Katherine nie chciał mieć nic wspólnego z istotami, na które powinni polować,
jednak jego młodszy brat przekonał go, ze muszą współpracować z Selene, bo
tylko ona jest w stanie zabić Eos tak, jak zrobiła to wcześniej. Jednak
najbardziej dziwiło go zaufanie, jakim obdarzył ją Samuel. Nie rozumiał tego, ale
z drugiej strony był ostatnią osoba, która mogłaby oceniać bruneta.
Minęli lewe skrzydło. Nieznośny smród stawał
się coraz bardziej uciążliwy. Byli blisko, co wzmorzyło czujność Eleny. Dean
wyjął komórkę i szybko napisał krótką wiadomość Samowi. Podał tylko namiary, bo
i tak wiedział, że brat szybko do nich dołączy. Blondynka przeszła obok, chcąc
wejść, jako pierwsza. Potknęła się upadając na mokrą posadzkę. Na ziemi leżały
szczątki, bynajmniej nie gryzoni, które zadomowiły się tu na stałe. Uniosła
brew, znacząco zerkając na szatyna. Chłopak automatycznie odbezpieczył broń.
Podniosła się niezdarnie, otrzepując jeasny ze śmieci.
-Milutki
gość – podsumował Dean, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu.
-Całkiem
tu... Przerażająco – tuż za nimi stał ochroniarz. Uśmiechał się podle, zerkając
prowokacyjnie na Selene.
-Cholera,
ze też wcześniej o nim nie pomyślałam – syknęła.
-Chcesz
mi powiedzieć, że to Bazyliszek? – wykrztusił Dean.
-Z
czasem przeobraziłem się w to... Dzięki takiemu kamuflażowi nikt mnie nie
podejrzewa, ofiary same do mnie przychodzą – odpowiedział mężczyzna.
-No
nie wątpię – Selene skrzywiła się.
-Znam
historyjki o tobie Selene... Zachciało ci się normalnego, ludzkiego życia.
-Nie
twój interes – warknęła.
Mężczyzna
prychnął pod nosem i zniknął, pojawiając się tuż za dziewczyną.
-Akuku
– zadrwił chwytając ją za gardło.
Dean
pociągnął za spust, ale to nic nie dało. Bazyliszek wciąż zaciskał łapska na
szyi Eleny. Blondynka zachłysnęła się powietrzem. Napastnik był silny, więc nie
mogła polegać tylko na swoich umiejętnościach walki wręcz. Musiała sięgnąć po
magię. Wykonała delikatny ruch dłonią, przypominający koło, a po chwili silny
podmuch wiatru oderwał od niej Bazyliszka, która wylądował znacznie dalej.
Chwyciła się za gardło, starając się jednocześnie brać głębokie wdechy, które
bynajmniej nie sprawiały, że czuła się lepiej, ba! Wręcz sprawiało jej to ból.
-Nic
ci nie jest? – spytał Dean, pomagając dziewczynie stanąć na nogi.
-Bywało
lepiej – sapnęła ciężko.
-Gdzie
on jest? – Winchester rozejrzał się, ale Bazyliszka nigdzie nie było. Przeklną
pod nosem, spoglądając spode łba na dziewczyna.
-Nie
wiedziałam, że tak potrafi! – broniła się.
-Podobno
już jednego zabiłaś – mruknął.
-Tak,
ale takiego... Tradycyjnego, a nie zmutowanego i w czapce niewidce – odparła.
-Świetnie!
-Szukacie
mnie? – Dean upadł zalewając się krwią. Bazyliszek wciąż pozostawał
niewidzialny. To jak walka z wiatrakami. Nie widząc wroga, nie mogli go
zaatakować, za to on nie miał z tym najmniejszych problemów. Selena starała się
przypomnieć sobie zaklęcie odwracające ten stan, jednak była pod presją czasu,
a to nigdy nie służy dobrze w czarach. W zamian za to, dostrzegła kubeł farby.
Była zaschnięta fakt, ale z tym poradziła sobie bardzo szybko. Dean wciąż leżał
na ziemi, Bazyliszek atakował go raz za razem. Dziewczyna wykorzystała
odpowiedni moment i wylała kubeł czarnej farby na mężczyzn. Deanowi się to nie
spodobało, ale dzięki temu mogli dostrzec każdy ruch przeciwnika. Uśmiechnęła
się tryumfująco.
-Dzięki
– wykrztusił szatyn, na co Elena wzruszyła nieznacznie ramionami.
Bazyliszek
nie miał już wyjścia. Znów stał się widoczny. Co prawda nie był zadowolony,
jednak fakt ten nie przeszkadzał mu w dalszym atakowaniu. Tym razem skupił się
na dziewczynie, która robiła, co mogła, aby unikać ciosów. Wciąż myślała o
Samie, który powinien lada moment pojawić się z kołkiem... Ależ byli durni,
choć z drugiej strony Dean i tak wolałby, aby to Sam miał przy sobie tą cenną
broń.
Selene
odpierała ataki, zyskała tym nieco czasu i po kilku minutach faktycznie pojawił
się młodszy Winchester. Nie wiedział czy pomóc dziewczynie, czy bratu.
Ostatecznie podbiegł do Deana, który klęczał ocierając spływającą z nosa krew.
-Nic
ci nie jest? – spytał spoglądając na niego badawczo.
-Nie,
ale weź załatw tego sukinsyna – warknął wściekły.
Sam
wyjął zza kurtki kołek. Zbliżył się do Bazyliszka, ale gdy się zamachnął
mężczyzna zmaterializował się, pojawiając się tuż za nim. Drasnął Winchestera w
ramie. Chłopak zachwiał się, próbując utrzymać równowagę. Selene rzuciła się do
broni, którą Bazyliszek wytrącił Samowi z dłoni. Mężczyzna był jednak szybszy.
Dzierżył w dłoni jedyną broń, która mogła go zabić. Zdawał sobie sprawę ze
swojej przewagi. Prowokował łowców do ataku. Selene pozostawała niewzruszona,
raz jednego z jego pobratymców zabiła... Wiec zrobi to ponownie.
-Wielu
próbowało, ale widzicie... Ewoluowałem. Moje oczy? Nie są już tak mordercze,
nauczyliście się z nimi radzić, więc musiałem znaleźć inny sposób.
-Czyli
co?
-Mój
jad... Myślicie, że ukąszenie jest zabójcze?
Dopiero,
gdy wyciągnął przed siebie dłoń i pokazał drobne pęcherzyki, zakończone
kolcami, dotarło do niej, o czym mówi. Dotknęła swojej szyi. Pokryta była
drobnymi ranami, z których sączyła się zielona maź. Rzuciła okiem na
Winchesterów, skóra łowców w miejscach, w których dotykał ich Bazyliszek,
wyglądała niczym potraktowana kwasem. Zaczerwienienia były niczym w porównaniu
z wydzieliną i pęcherzykami wypełnionymi dziwną wydzieliną.
-Sukinsyn
– warknął Dean.
Selene
zacisnęła dłoń sprawiając, że Bazyliszek upadł bezwładnie na podłogę. Tym razem
nie wahała się ani sekundy dłużej. Z kamiennym wyrazem twarzy podeszła do
mężczyzny, pochylając się nad nim. Wbiła kołek w samo serce Bazyliszka, który
dłuższą chwile wił się w agonii. Jego ciało zaczęło przypominać spróchniały
konar drzewa, a to znaczyło, iż był już martwy... A mimo to rany wciąż się nie
goiły.
-Cholera,
ale piecze – sapnął szatyn. – Zrób coś.
-Co
mam zrobić? Nie ma na to zaklęcia.
-Więc
już po nas – podsumował.
-Brawo
siostrzyczko.
W
pomieszczeniu rozbrzmiał melodyjny śmiech kobiety. Blondynka zerwała się z
miejsca, dostrzegając w cieniu filaru, szczupłą, wysoką brunetkę. Jej ciemne
włosy okalały drobną twarz, oczy zaś wręcz paliły ogniem. Uśmiechała się
prowokacyjnie, idąc wolno w kierunku łowców. Winchesterowie doskonale wiedzieli,
kim jest nieznajoma, byli jednak zbyt osłabieni jadem Bazyliszka, aby móc w
jakikolwiek sposób zareagować.
-Eos
– mruknęła pod nosem blondynka.
-Tęskniłaś?
Jak się teraz nazywasz? Elena? – zakpiła brunetka.
-Dlaczego
wróciłaś?
-Miałabym
nie wykorzystać takiej okazji? Ale spokojnie, nie bije leżącego. Dam wam trochę
czasu na... Ochłonięcie.
Eos machnęła ręką, a rany na ciele Sama i
Deana zniknęły. Również Selene zregenerowała siły. Nie rozumiała, dlaczego to
robi? W co z nimi pogrywa? Czego oczekuje? Jej siostra zawsze była przebiegła, tym
razem nie mogło być inaczej. Miała swój chory plan, który chciała za wszelką
cenę zrealizować.
Bogini
zaśmiała się kpiąco. Zmieszany wyraz twarzy łowców, a przede wszystkim jej
siostry, był widokiem bezcennym. Długo na coś takiego czekała, aczkolwiek
pragnęła czegoś innego. Wciąż pragnęła zemsty, ale najlepszą zemsta jest ból
sprawiony bliskiej osobie. Na kim zależało Selene? Cóż, przywiązała się do tej
dwójki, ale to byłoby teraz zbyt proste... Zacznie, więc od kogoś innego.
-Do
zobaczenia wkrótce – brunetka rozpłynęła się we mgle.
-Co
to miało być do cholery? – Dean był kompletnie zaskoczony.
-Musimy
wracać do Bobbyego – Selene mogła jedynie przypuszczać, że zachowanie siostry
tak naprawdę było zwykłym odwróceniem uwagi od czegoś większego.
-Myślisz...
-Niestety,
jest do tego zdolna – odparła cicho.
~*~
Coś się
ruszyło.
Choć
bronić będę się w czerwcu (ileż razy można poprawiać w pracy jedno i to samo?
Do szału doprowadza mnie już ta szkoła) to postanowiłam wrócić już na dobre do
pisania. Pracę poprawię, ale też w międzyczasie będę pisać. Niektóre historie
musza zostać zakończone... bo i mam parę nowych pomysłów ;) Ale Spokojnie, to
jeszcze nie czas, w końcu tu mamy dopiero 6 rozdział.
No i nadrobiłam u ciebie już wszystko... hmmm... zdecydowanie za szybko poszło, nie mniej jednak jeszcze raz przepraszam cię za tak późne pojawienie się. Przechodząc do rozdziału. Muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie tym bazyliszkiem. Nie ma to jak zmutowane wersje pierwowzorów, najgorsze jest to, że najczęściej o wiele trudniejsze jest poradzenie sobie z nimi. Na szczęście w końcu Elanie się to udało, chociaż wcześniej całej trójce nieźle się oberwało. Zastanawia mnie, co to by było, gdyby akurat nie zjawiła się jej siostra? Wiem, wiem, że ona jest tą złą i w ogóle, no i na pewno ma jakiś diaboliczny plan, w którym najpierw musiała ich uzdrowić, aby potem przysporzyć im więcej cierpienia, ale i tak się cieszę z jej wyczucia czasu. Wydaje mi się, że ostatecznie okaże się to obrócić przeciwko niej. Tymczasem zaczęłam obawiać się o Bobbiego... Mam nadzieje, że nic mu nie zrobi, a to są tylko takie luźne podejrzenia... Cóż będę czekać na więcej! Pozdrawiam i weny, cierpliwości i dużo czasu życzę! :D
OdpowiedzUsuńNic nie szkodzi ;) Stwierdziłam, że każdy będzie widział bazyliszka jako stwora przypominającego węża, a nikt nie wpadłby na to, że mógł on przybrać postać człowieka ;) Masz rację, jej siostra coś knuje, ale nie zdradze co ;)
UsuńNa pewno nie spodziewałam się go w postaci człowieka, ale szczerze powiedziawszy o wężu też nie pomyślałam - sama nie wiem dlaczego. Skojarzył mi się bardziej ze stworem ze starych baśni, na przykład historii związanej z poszukiwaniem nocą kwitnącej paproci (nie wiem, czy aby na pewno to dobrze pamiętam i dobrze nawiązuje...). Co w sumie też oznacza, że mnie zaskoczyłaś :D Hej! Teraz jeszcze bardziej zastanawia mnie, co też ona może kombinować? Nic, czekam na ciąg dalszy :)
UsuńJa sama jeszcze nie wiem co ona kombinuje ;) No ale coś na pewno, ale teraz muszę się jeszcze na szkole skupić niestety :/ mam nadzieje, że wszystko uda mi się załatwić i będę mogła skupić się na przyjemnościach, bo na razie to mam pecha niesamowitego :/
UsuńA więc ona póki co jest nawet przed tobą zagadką? Ah... szkoła, a raczej matury - ja mam wrażenie, że teraz to już nie mam na nic czasu. Sama się dziwię sobie, jak udało mi się dodać nowy rozdział :D
Usuńtak jeszcze nie wiem co ich czeka ;) o super ja mam wolne to dzis Twoj rozdzial przeczytam :)
UsuńPrzybyłam zaprosić Cię na nowy rozdział u mnie:
OdpowiedzUsuńsaeculo-verbis.blogpost.com
Pozdrawiam!
PS: Jestem ciekawa, kiedy powrócisz z ciągiem dalszym?
Crazy14x5